niedziela, 13 października 2013

14. Zobaczyłam opasłego kota

Tym razem siedziałam na plaży. Podniosłam się oszołomiona i rozejrzałam dookoła. Otoczenie nie było zbyt urozmaicone, bo z jednej strony był piasek, a z drugiej woda. Jednak mając w pamięci moje ostatnie sny wypowiedziałam w myślach krótką modlitwę dziękczynną do Morfeusza, boga snów. 
Postanowiłam iść brzegiem morza. Szłam tak jakieś pięć minut i nagle - PUF! - Pojawiła się Annabeth. Spojrzałam na nią niepewnie. Szczerze? Czy ja wiem, co myśleć o takim śnie... 
Podeszłam do niej i usiadłam na przeciwko niej na piasku. Patrzyła na mnie tymi swoimi przenikliwymi, szarymi oczami i wydawało mi się, że widzi nie tylko mój wygląd zewnętrzny, ale także i moje wnętrze. Wzdrygnęłam się na taką myśl. Zauważyła, że nie mam broni i uznała, że może nie chcę zrobić jej krzywdy. Zapytała się niepewnie:
- Ty...  Jesteś półbogiem? - Zaskoczyło mnie to pytanie, ale skinęłam głową.
- Ale... - Powiedziała -...nie jesteś na misji ratunkowej dla nas... Prawda? - Co? Co to ma znaczyć "nie jesteś"?! Czy ona ma mnie za kogoś słabego? Byłam mocno zdezorientowana, ale pokiwałam głową.
- Nie! Przecież Percy mówił Rachel... - Zaczęła, ale nie dowiedziałam się, co chciała mi powiedzieć, ponieważ ona i cała nadmorska sceneria rozmyły się, zmieniając mój sen w pustkę. 
Chwilę potem obraz wyostrzył się, ale nie był to już ten sam sen. Nie było w nim nawet Annabeth, ani Percy'ego.  Była tu natomiast moja mama. Nie poznawałam tego miejsca, ale wyglądało na jakiś urząd. Kiedy podeszłam bliżej, zrozumiałam, że to komenda policji. Moja mama mówiła właśnie po angielsku:
-  ...Siedem dni temu. Dopiero co się wprowadziłyśmy do kraju, kompletnie nie wiem, gdzie może być! - Oczy mi się zaszkliły. Ja tu sobie ratuję świat i rozwalam potwory, a moja biedna mama martwi się o mnie, nie wie gdzie jestem. Chciałam do niej podejść, pocieszyć ją, ale (oczywiście) nie miałam szansy.
Obudziłam się cała spocona. Wyszłam na pokład i zeskoczyłam z pokładu do wody (w pidżamie, a co?). Wczoraj wieczorem postanowiliśmy zacumować statek na noc na powierzchni wody. Teraz zanurkowałam i zaczęłam odruchowo machać rękami. Oglądałam istoty morskie, których nie zobaczyłabym pewnie w innym miejscu. W końcu postanowiłam się wynurzyć. Weszłam na pokład i stamtąd do mojej kajuty. Przebrałam się i zjadłam szybkie śniadanie rozmawiając z Evą.
- Chodźcie! - Krzyknął do nas z góry Drake. - Musicie to zobaczyć.
Szybko pobiegłyśmy na pokład. To co zobaczyłyśmy, zaparło nam dech w piersiach. Znajdowaliśmy się nad tropikalnym lasem. Wszystko było bujne i  zielone. Gdzieniegdzie można było zobaczyć prześwitujące kolorowe kwiaty. Gdy sięgnęłam dalej wzrokiem, zobaczyłam duże miasto składające się z jasnych budynków i plażę przy oceanie. Nad wszystkim górował znany na cały świat pomnik Jezusa. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Koło nas przeleciał człowiek na paralotni pewnie nie wiedząc, że tu w ogóle jesteśmy. Wszystko było takie żywe i wesołe. Można byłoby pomyśleć, że w tym mieście nie istnieją smutki i trudy życia. Jakby to był raj. Mogłabym się patrzeć na ten widok nie wiadomo ile, tylko, że nagle zatrzymała nas jakaś niewidzialna bariera. Statek próbował jechać dalej, ale  nie pozwalała na to bariera, powodowało to, że cały statek strasznie się trząsł. Drake pobiegł szybko do sterowni i wszystko się zatrzymało. Próbował obejść barierę od góry, boku i dołu, ale wszystko  na nic. W końcu wyszedł do nas na najwyższy pokład i stwierdził:
- Musimy zejść na dół i sami przebyć dalszą drogę. – Pokiwałam głową i spuściłam drabinkę.
Na dole panowała żywa zieleń, a w śród niej duże kwiaty o intensywnych kolorach. Nie było widać żadnej żywej duszy,  do czasu gdy... stanęłam na pewną gałąź. Ze wszystkich możliwych stron poleciały kolorowe papugi i gdzieniegdzie motyle. Wszystko tak jak widać było z góry, tętniło życiem. Mogłabym tutaj żyć całą wieczność, a i tak nie zbadałabym dokładnie każdej istoty. Niestety gdy syn Apollina zszedł musieliśmy ruszać dalej. Idąc  dalej odkrywałam coraz to inne piękna miejsca. Byliśmy już chyba prawie na miejscu, gdy trafiliśmy na trochę większą polanę, jeśli tak to można nazwać. Po prostu większy, mniej zalesiony obszar, po środku którego rosnła wielka roślina nieznanego mi gatunku. Składała się z kwiatu mojej wysokości we wszystkich kolorach tęczy. Otaczały go liście, równie duże, ale niezasłaniające piękna rośliny. Nie zważając na umysł podeszłam bliżej na równi z Evą. Pierwsza dotknęłam pączka i napłynęły na mnie kłęby nowych, nieznanych myśli. Dlaczego Eva chce dotknąć tej cudownej rośliny? Ona na to nie zasługuje! Jej matka to jakaś durna Hekate, które nawet nie należy do 12 najważniejszych bogów. JA jestem ważniejsza. Mój ojciec należy do Wielkiej Trójki. Woda stanowi ponad 70% Ziemi i prawie 60% człowieka, a mój ojciec panuje nad wszystkimi wodami. JA jestem jego córką i jestem WAŻNIEJASZA i POTĘŻNIEJSZA od niej. Właściwie to dlaczego ona jest z nami na misji?! Taka niezdara! Ledwo co podnosi jakieś głupie przedmioty i zastępuje czerwone światło zielone. Phi! Też mi coś. Powinnam z nią walczyć i pokazać tu kto jest lepszy!
Spojrzałam na jej minę. Nie zważałam, że ona także dotyka kwiatu. Liczyła się TYLKO jej mina. Pokazywała wyższość i kpinę do mnie. Dosłownie zagotowało się we mnie ze złości. Jak ta niezdara może uważać się za lepszą?
Nie zważając na nic zaatakowałam i walnęłam ją w rękę, która zaczęła krwawić. Na początku była zdezorientowana, ale potem jej twarz się zaczerwieniła i napięła cięciwę celując we mnie. Jaki tchórz! Nie ma odwagi podejść i walczyć jak równy z równym? Wystrzeliła strzała, ale szybko się uchyliłam. Nad następną także. ONA nie ma prawa nawet walczyć z kimś tak lepszym od niej. Kątem oka zobaczyłam, że ten idiota Drake patrzy się na całą sytuację z szeroko otworzonymi oczami. Ha! On też jest żałosny. Syn Apolla! Jeszcze czego! Jego ojciec to niby taki bóg i Słońca, i wyroczni, i poezji, i muzyki, i strzelania z łuku, i lekarzy. A on odziedziczył tylko uzdrawiane! Ale niezdara. Uważa się niby za przystojnego, niby umie walczyć na miecze i jeszcze odstawia jakieś szopki z tym, że chce mnie pocałować. Wariat! On też nie jest mnie wart. Szybko podbiegł do nas, oddzielił nas i wrzasnął:
- Dżizas! Co wy robicie?
Spojrzałam na niego i po prostu zaczęłam się śmiać.
- A ty co myślałeś? Nie pozwolę żeby taka niezdara jak ona pomagała mi spełniać przepowiednię, a później podpisywała się pod moimi wyczynami!! Daj spokój. Jak z nią skończę to zajmę się tobą. - Zaśmiałam się i odwróciłam do przeciwniczki.
- I kto to mówi? - Zabrała głos. - "Jestem najlepsza!". "Nikt nie dorasta mi do pięt!" - przedrzeźniała mój głos. - Znalazła się! To, że twój brat uratował obóz to nie znaczy, że też jesteś taka super! Coś ci wychodzi tylko wtedy, gdy dotykasz wody. Jesteś NIKIM. - Wrzasnęła. Nie miałam ochoty się z nią przekomarzać. Chciałam ją tylko ZNISZCZYĆ. Rzuciłam się na nią, ale ktoś mnie walnął tak, że straciłam przytomność. Zdążyłam zobaczyć tylko, że córka tej durnej Hekate też upada.

~*~

Byłam w lochach. Za rogiem było słychać jakąś rozmowę. Podeszłam bliżej i okazało się, że to były jakieś potwory. Chyba sturęcy, ale głowy nie dam.
- ... jeszcze będziemy trzymać tych herosów?
- Już nie długo. Oddamy ich w ofierze nimfie i urodzi się najsilniejszy patwór na świecie, a wtedy...
- Tak, wiem. Zniszczymy herosów, a później wszystkich herosów. - Przerwał drugi.
- A co z tymi z przepowiedni?
- Tamtych zjemy - zaśmiał się, a drugi zawtórował. Niby to było oczywiste, ale wstrząsnęły mną dreszcze. Miałam nieodparte wrażenie, że chcę znaleźć się jak najdalej od nich. Odwróciłam się i ruszyłam cicho korytarzem. Każdy krok stawiałam ostrożnie i z uwagą. Z tego co zobaczyłam,  to znajdowałam się dokładniej w... Piramidzie? To znaczy, że gdzieś tutaj jest Percy! W moje ciało wstąpiła adrenalina i coraz szybciej się poruszałam zaglądając do każdej "klatki". W końcu znalazłam się na rozdrożu i nie wiedziałam gdzie pójść. Już przymierzałam się do skrętu w prawo, gdy z lewej strony słyszałam podniecone szepty. Prawie że pobiegłam w tamtą stronę i przy trzeciej komnacie z kolei byłam pewna, że w niej znajdują się przyjaciele. Bez przeszkody przeniknęłam przez ścianę i znajdowałam się w ich komnacie. Nie było to najprzyjemniejsze miejsce i dlatego też na razie nie mam ochoty go opisywać, ale musicie wiedzieć, że nie chcielibyście się w nim znaleźć.
Cała szóstka siedziała w okręgu na obskurnej ziemi i nachylała się na środek. Nie miałam okazji przyjrzeć się wszystkim wcześniej, więc teraz to zrobiłam. Najbliżej mnie siedział  tęgi chłopak z krótko przystrzyżonymi czarnymi włosami. Jego twarzy nie było widać z mojej pozycji. Po jego prawej stronie siedziała zdecydowanie młodsza Afroamerykanka z pięknymi złotymi oczami. Dalej zobaczyłam przystojnego blondyna z niebieskimi tęczówkami obejmującego Piper, dziewczynę, którą widziałam w iryfonie. Dalej byli Annabeth i Percy zamykający krąg. Powstrzymałam podejście do mojego brata i nachyliłam się tak by ich nie dotykać, ale za to by widzieć co robią.
Zobaczyłam coś, co mnie przeraziło. Plan ucieczki. Niby nic takiego, ale chyba oni nie wiedzą, że stąd nie można uciec tak po prostu. Musiałam temu szybko zaradzić. Wiedziałam, że tylko jedna osoba mnie zobaczy; Annabeth. Ze swojej paniki nie myśląc racjonalnie pomachałam jej dłonią przed głową. Ona odskoczyła jak oparzona do tyłu.
- Annabeth, wszystko dobrze? - Odezwał się z czułością w głosie Percy. Ona zerknęła na mnie kątem oka na początku ze strachem, ale następnie ze zdeterminowaniem.
Podniosłam ręce na znak niewinności i braku borni. Wskazałam tylko na ich plan i zaprzeczyłam znacząco głową. Ona zamyśliła się i kiwnęła lekko głową. Mój obraz zaczął się rozmywać...
Teraz przeniosłam się ponownie na białą "nicość". Tym razem ku mojemu zdziwieniu nie byłam z Annabeth. Patrząc na to zwierzę, co się przede mną pojawiło, wierzę, że chyba wreszcie mam normalny sen. Otóż widziałam opasłego kota w  okularach. Szkła odbijały kosmos, galaktykę, czy jak to tam nazwać. Wszystko było czarno - białe oprócz właśnie tego rekwizytu. Było to tak dziwne, że aż śmieszne. Chichrając się jak głupia powoli zaczęłam się budzić.*

~*~

Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam zatroskaną twarz Evy i pełną nadziei twarz Drake'a. Momentalnie przypomniałam sobie to, co działo się przed moim snem. Rzuciłam się córce Hekate w ramiona i zaczęłam przepraszać. Ona także. W końcu nie byłyśmy sobą i działałyśmy pod wpływem kwiatka.
- A właściwie to jak straciłyśmy przytomność? - Zapytałam Drake.
- Walnąłem was. - Przyznał bez skrupułów.
- CO?! - Wrzasnęłyśmy jednocześnie.
- To miałem pozwolić żebyście się nawzajem pozabijały? - Spytał ironicznie. Przyznałyśmy mu rację i ruszyliśmy razem. Szliśmy, szliśmy i jeszcze raz szliśmy. Czy tylko ja miałam wrażenie, że z góry ta droga wydawała się co najmniej 3 razy krótsza? Tu NA PEWNO coś jest nie tak.
- Stop. - Rozkazałam towarzyszom. - Tu coś jest nie tak. Wejdę na to drzewo i sprawdzę ile jeszcze zostało oraz czy dobrze idziemy. - Przytaknęli głowami. Sprawnie weszłam na najgrubszą i najstabilniejszą roślinę. To co zobaczyłam było przerażające. My cały czas stoimy w tym samym miejscu. Nie jesteśmy ani trochę dalej. Teraz to zrozumiałam. Całe to miejsce jest pułapką.

_______________________________________



*Kiedy zobaczyłam tego kota w necie to po prostu nie mogłam się powstrzymać xD ~ Ala

Rozdział nam się podoba. Mamy nadzieję, że Wam także :)
Ala i Maria (przy pomocy Leny)

8 komentarzy:

  1. Ten kot mnie rozwala! Jest po prostu boski! I cieszę się, że wątek z Kate i Annabeth się wyjaśnił (przynajmniej częściowo). Był jeden albo nawet dwa błędy, ale nic poważnego. Jeśli chodzi o pułapkę, to bardzo mi się podoba pomysł. Nie mogę, po prostu nie mogę doczekać się, jak oni się wydostaną. Ogólnie świetne! (Chyba zawsze tak piszę, ale mniejsza z tym). W każdym razie życzę weny!
    Anonimowa Fanka
    PS I jeszcze jedno! TEN BLOG NAPRAWDĘ ZASŁUGUJE NA WIĘCEJ KOMENTARZY!!! CZEMU WIĘC PRAWIE NIKT NIE KOMENTUJE???!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do kota to kiedy go zobaczyłam pierwsza myśl to: MUSZĘ GO WSTAWIĆ NA BLOGA!
      A ogólnie to bardzo dziękuję za komentarz i ciesze się, że podoba ci się nasz blog :)
      Ala

      Usuń
  2. Genialny rozdział!!! Kot jest cudowny. <3 Czekam niecierpliwie na nexta. :)
    Laciata <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie <3 Poprostu genialny wątek z tymi jej snami, chociaż ostatnio mam wrażenie, że mdleje za często;3 ale poza tym to piszecie swietnie i wgl :D /ΑΘΕ

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudne, rozdział naprawdę świetny :) Kot po prostu jest bezkonkurencyjny! I przynajmniej raz Kate miała... Hm... Odjechany sen :) Co do jej nocnych "wycieczek duchowych", to bardzo się cieszę, że przynajmniej częściowo Annabeth już wie, o co chodzi. Choć przyznam, że nieco zaskoczyła mnie jej reakcja. W końcu to chyba dobrze, że ich ratują, prawda? I co niby Percy mówił Rachel? Bardzo mnie to ciekawi! I te plany ucieczki... Mam nadzieję, że nasi herosi nie zrobią żadnych głupot. Spodobał mi się opis myśli i uczuć Kate, gdy była pod wpływem tego jakże cudnego kwiatka. Tak nawiasem mówiąc, mógł to być narcyz? Tak mi się jakoś skojarzyło, bo ostatecznie ta roślinka w byciu skromnym to nie pomaga. Dobra, zostawiając te moje dziwaczne domysły na boku... Kurczę, ale żeście ich wpakowały w niezłą pułapkę! Jakoś na pewno się stamtąd wydostaną, ale jestem bardzo ciekawa, jak to zrobią. Między innymi dlatego nie mogę się doczekać nowego rozdziału :)

    Pozdrawiam i życzę weny,

    Lakia

    OdpowiedzUsuń
  5. Kot jest super!
    Ale jedno zastrzeżenie Hypnos jest bogiem snów -.- to tyle tak to jak zwykle extra! Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, Hypnos to bóg snu, fajnie, że zauważyłaś ;), ale Hypnos to bóg snu, jako akcji, a Morfeusz jest bogiem snów i od niego zależy, co ci się przyśni. :p
      ~Maria

      Usuń
  6. Świetny rozdział! I kot też! :)

    OdpowiedzUsuń