czwartek, 31 października 2013

20. Scena jak z dobrego horroru

- Waszym zadaniem jest na początku wykonanie krzyżówki, a następnie ona da wam hasło, z którego powinniście domyśleć się, co dalej. Musicie odpowiedzieć na wszystkie pytania!- podkreśliła bogini mądrości i zniknęła, a na stole pojawiła się kartka papieru i długopis. Zerknęłam przestraszona na przyjaciół. A co jak to będzie zbyt trudne? Atena jest w końcu bogini mądrości. Albo jak nie odgadniemy, co oznacza hasło?
Podniosłam kartkę i przeczytałam na głos pierwsze pytanie:
- „Jeden. Co występuje raz w minucie, dwa razy w momencie i ani razu w godzinie?” - spojrzałam na załamane twarze przyjaciół. Eva bez komentarza wzięła kartkę i przeczytała dalej:
– „Dwa. Mówi się rękami, czy rękoma?”. – zamyśliła się. – To na PEWNO jest podchwytliwe
- Ustami – odburknęłam zirytowana.
- Ej! Pasuje! – krzyknęła szczęśliwa i od razu napisała litery. Zrobiłam wielkie oczy. Że jak? No w sumie pasuje. Mówi się ustami. Zaśmiałam się z mojej własnej głupoty.
- Ekhem. Nie ma trzeciego pytania.
- To, co z tego? Idziemy dalej!
- No dobra. „Cztery. Kto zabił Kaina?”
- No po prostu super! My mamy znać Biblię? – spytałam retorycznie. Drake zmarszczył brwi.
- Pamiętam, że na pierwszej lekcji religii w tym roku szkolnym jeszcze nikt nie miał zwolnień z tego przedmiotu i akurat chyba było coś o jakimś Kainie zabijającego Abla.
- Tyle, że pytanie jest, „kto zabił Kaina”, a nie, kogo on zabił. – zauważyła moja przyjaciółka.
- Nie jestem  specem od chrześcijaństwa, ale co do tego, kto zabił Kaina nic nie było.
- To może po prostu „nie wiadomo”, co? Eva, ile tam jest kratek?
- Cztery. – Rozejrzałam się po pomieszczeniu w nadziei, że gdzieś będzie wypisana odpowiedź. Jak zwykle moje nadzieje były złudne. Gdzie niby w bibliotece ma być wypisana odpowiedź? 
Bogowie, jaka ja jestem głupia! Zaczęłam się śmiać jak szalona, na co gwałtownie zareagowali moi przyjaciele:
- Co się stało Kate?
- By my... hahaha... jeste... hahaha... jesteśmy w bibliotece... - Opanowałam się i podeszłam do regałów z książkami i szybko wyszukałam dział z religiami. Teraz dopiero moi przyjaciele zorientowali się o co chodzi i rzucili się za mną. Z wielką Biblią usiadłam przy stoliku i na głos przeczytałam wyszukany przeze mnie fragment:
- "Mężczyzna zbliżył się do swej żony Ewy, a ona poczęła i urodziła Kaina, i rzekła: <Urodziłam mężczyznę za pomocą Jahwe>. A potem urodziła jeszcze Abla, [...]" Może trochę dalej - mruknęłam i przeleciałam oczami niżej. Gdy znalazłam potrzebny fragmentu przeczytałam: - "Rzekł Kain do Abla, brata swego: <Chodźmy na pole>. A gdy na polu, Kain rzucił się na brata swego Abla i zabił go. Wtedy Bóg zapytał Kaina: <Gdzie..." *
- To co piszemy? Nikt?
- Jeśli pasuje to tak. - I sprawdzając liczbę kratek wpisałam drukowane litery. - Może zrobimy tak, że przeczytamy wszystkie pytania i każdy weźmie sobie jedno, co? Pójdzie szybciej.
- To ja wezmę "5. S+owanie". - odpowiedział Drake przyglądając się kartce. Wysłałam mu pobłażliwe spojrzenie i od razu wpisałam słowo "S K R Z Y Ż O W A N I E".
 - Ja mogę poszukać pogłówkować do pytania "Jeśli po Diecezji jest Zupa, po Zupie Ironia, a po Ironi Śruba, a wczoraj był czwartek. To jaki dzień tygodnia będzie za 2 dni?". - zabrałam głos. 
- Dobra, to ja biorę "
Gdzie nie spojrzysz, Choć nie widzisz, Pod powłoka jest ukryty (a o 2 możliwe chwyty)".
- A "O2 możliwe chwyty" przypadkiem nie będzie znaczyć dwóch wiązań atomowych? - spytałam.
- Możliwe. A tobie Drake zostaje "Kiedy z ZSRR wybuchła rewolucja?". - mruknął coś do Evy w odpowiedzi i każdy ruszył w swoją stronę.
Co do mojej zagadki, to chyba chodzi o czystą logikę, więc zostałam na miejscu. Wpatrywałam się w kartkę jakby sama miała mi odpowiedzieć na pytanie. Zwróciłam uwagę na mały, niby nie istotny szczegół. Nazwy przedmiotów były z dużych liter. Przy bliższym przypatrzeniu wszystkie tworzyły słowo "D Z I Ś". A jeśli wczoraj był czwartek, to dziś jest piątek, co oznacza, że za dwa dni jest niedziela.
Postanowiłam także pomyśleć nad pierwszym pytaniem, które ominęliśmy. Po wpatrzeniu się w tekst i pomyślałam, że może chodzi o literę "m". Raz w minucie, dwa w momencie i ani razu w godzinie. Podekscytowana swoim odkryciem wpisałam litery na arkusz papieru i podeszłam do załamanego Drake'a, by mu pomóc.
- Co tam? Znalazłeś coś?
- Nieee. -odpowiedział prawie że płaczliwym głosem. - Tutaj NIC nie ma o rewolucji z ZSRR!
- A może po prostu jej nie było, co? Może Atena chciała nas wykiwać ? Też z historii nie przypominam sobie żadnej takiej rewolucji. Ile jest tam kratek?
- Pięć. - odpowiedział z nadzieją. - "NIGDY"!! Pasuje! - wrzasnął, przytulił mnie mocno i pocałował w policzek. - Dzięki Kate. - Uśmiechnął się, a ja się zarumieniłam. KONIECZNIE muszę wyznaczyć swoją "granicę osobistą", by mój przyjaciel nie mógł sobie mnie tak po prostu pocałować. Co z tego, że w policzek?
Po chwili przyszła także oświecona Eva.
Przeczytaliśmy hasło, które nam wyszło.


~*~

Przedzieraliśmy się przez okropne pajęczyny, zagubieni w plątaninie korytarzy. Było ciemno, zimno jak diabli, a z różnych kątów wychodziły włochate pająki. Mimo, że Eva nas prowadziła, to nawet z nią czasami musieliśmy zawracać wychodząc ze ślepych uliczek. Miałam nieodparte wrażenie, że przenosimy się w górę. Usłyszałam wrzask. Wzdrygnęłam się tak samo, jak moi przyjaciele. Głos wychodził  zza zakrętu, w który właśnie mieliśmy wejść. Chciałam zawrócić, ale córka Hekate powiedziała, że to jest najbezpieczniejsza droga. Co miała na myśli mówiąc „najbezpieczniejsza”?!
Za zakrętem weszliśmy już na powierzchnię. Nie żeby było przyjemniej. Scena jak z dobrego horroru. Ciemna polana ogrodzona czarnym kolczastym płotem, po środku której stała mała, ciemna chatka. Tak straciliśmy poczucie czasu, że chyba był już środek nocy. Oczywiście wszędzie pajęczyny, dynie z których pobłyskiwały małe płomienie poprzez dziury w kształcie oczu i ust. Było słychać pohukiwanie sowy. Miałam wrażenie, że ktoś mnie cały czas obserwuje. Widziałam już takie miejsce, ale nie w TAKICH okolicznościach. Mówiłam już, że scena jak z dobrego horroru? 
Przez okna nie można było zobaczyć nic, ponieważ nie paliło się światło i częściowo widok zasłaniały poszarpane firanki. 
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! - ponownie ktoś wrzasnął. Dobra, to już nie jest śmieszne, Ateno. Mogę zabijać potwory, ale takie miejsce jest przerażające. Nie chcę być jakąś stereotypową blondynką, która boi się byle czego, ale postawcie się w takiej sytuacji!
Podeszliśmy powoli do drzwi, które z cichym skrzypnięciem, same się przed nami otworzyły. Na wszelki wypadek aktywowałam mój miecz. Pierwsze co zobaczyliśmy, to mały hol. Może nie taki okropny, tylko po prostu zakurzony i widać było, że dawno nikt z niego nie korzystał. Weszliśmy na schody, które oczywiście musiały strasznie skrzypieć. Na samej górze był krótki korytarz, który prowadził do trzech drzwi. Nie wydając z siebie żadnego dźwięku ustaliliśmy kto, do których drzwi pójdzie. Ja szłam na lewo i w środku pomieszczenia do którego weszłam zobaczyłam małą łazienkę. Nie zdążyłam jej się specjalnie przyjrzeć, a co dopiero przeszukać, ponieważ usłyszałam ponownie wrzask głośniejszy od poprzednich. Tym razem głos należał do Evy.


_____________________________

* Fragment z Biblii Tysiąclecia:  Rdz 4, 1-3 i 8-9

____________________________________
Zrobiłam następne dwa próbne nagłówki ;) Sądzicie, że który jest najładniejszy? Ten co jest aktualnie, poniższy "A", czy "B"?



Nagłówek "A"
Nagłówek "B"


Co do rozdziału to mi się tak sobie podoba. Trochę nudny i tylko końcówka mi się podoba. 
czytasz = komentujesz ;)
Ala

wtorek, 29 października 2013

19. Dostaję butelkę bezcennej morskiej wody

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy, zupełnie, jakbym niedawno straciła mnóstwo krwi. Oprzytomniałam i zrozumiałam, że to prawda. Teraz już nadążam za tokiem myślenia Minotaura. Wysłał jednego gryfa, aby odwrócić naszą uwagę, podczas gdy drugi, który miał mnie porwać, podleciał od tyłu, tak, że nie mogliśmy go widzieć. Próbując ignorować zawroty głowy, spojrzałam w dół. Byłam na wysokości około kilometra i leciałam nad jakimś oceanem, a może morzem. Nie wiem, grunt, że nad wodą. Teraz skierowałam wzrok ku górze i zobaczyłam lwie ciało gryfa. Mało się zastanawiając wbiłam miecz (który przez cały czas trzymałam w dłoni) w jego brzuch. Od gwałtownego przyspieszenia zrobiło mi się niedobrze. To straszne uczucie, gdy spadasz w dół, a u ramion masz uczepione przednie łapy gryfa. 
Wiedziałam, że ja przeżyję ten upadek do wody, ale gryf nie. Jednak nie byłam tak pewna mojego bezpieczeństwa, póki ten potwór nadal trzymał mnie w swoich szponach. 
Wzięłam w rękę mój miecz i szybko ukatrupiłam stwora. Czułam, jak zmienia się w proch. Skrzyżowałam ręce na piersi i pozwoliłam sobie normalnie spadać.


~*~

Otworzyłam oczy dopiero gdy poczułam, że jestem pod wodą. Poczułam ulgę, że moje rany się zasklepiają, ale byłam w kropce. Kompletnie nie wiedziałam, gdzie są moi przyjaciele, a zakładając, że wierzą, że sobie poradziłam, to będą chcieli dostać się do... Właśnie... Szybko przeszukałam moją pamięć i przypomniałam sobie wiersz Apolla na temat strażnika kolejnego klucza:



Ku Ateny wielkiej trosce
klucz skrywany jest w Polsce.
Tam gdzie pradawnych uczonych kłębią się umysły
by zaklęcia nieodgadnione nigdy nie prysły
strzegą one sekretu...
w Lochach Wielkiego Uniwersytetu.

Spoko, więc strażnikiem klucza jest Atena. A klucz znajduje się w Polsce, czyli, że skoro ja jestem na 54 stopniu szerokości geograficznej północnej i 19 stopniu wysokości geograficznej wschodniej, to muszę być... Co?! Zaraz, skąd ja niby znam te współrzędne?! Bogowie, coś chyba ze mną nie tak... Dobra, dobra. Według moich ustaleń najbliższy ląd jest gdzieś... na południe stąd. Okej. 
Po nakazaniu prądom wodnym przemieszczenia mnie w tym kierunku, zaczęłam się poważnie zastanawiać, gdzie jestem. Bo trzeba mi przyznać, od początku naszej misji tak źle jeszcze nie było. Próbowałam się pocieszyć myślą, że później pewnie będzie jeszcze gorzej, ale jakoś słabo napawało mnie to optymizmem. Wtedy przyszedł czas na zastanowienie się nad treścią wiersza Apolla. Dwa pierwsze wersy nie stanowiły dla mnie wielkiego problemu. Z czterech kolejnych wynika, że jest to w lochach jakiegoś uniwersytetu, ale którego? Przecież w Polsce musi być mnóstwo uniwersytetów! Dobra, dobra, skup się Kate. "w Lochach Wielkiego Uniwersytetu", co to może być za uniwersytet?... Wtem mnie olśniło. Angielskie słowo "great" może oznaczać nie tylko "wielki", ale też "wspaniały". Więc nie chodzi o to, że budynek ma dużą wielkość, tylko, że jest ważny. Dobra, przyznaję się, że nigdy jakoś szczególnie nie uważałam na lekcjach historii. Wiem jednak, jaki uniwersytet w Polsce jest ważny. Najważniejszy jest oczywiście ten pierwszy, Uniwersytet Jagielloński, w Krakowie. No, to teraz mam już jakiś cel: dostać się do Polski, konkretniej do Krakowa. Miałam jednak nadzieję, że brzeg nie jest gdzieś na przykład w Afryce, tylko raczej w Europie.
 
~*~
  Po pewnym czasie dotarłam do brzegu. Zdziwiło mnie, jak bardzo zanieczyszczona jest tutaj woda. Byłam ciekawa, gdzie jestem. Przecież nie wiedziałam nawet, czy jestem w morzu, czy w oceanie (jezioro wykluczyłam z powodu wysokiego zasolenia wody). 
Teraz musiałam podjąć decyzję, czy ot tak wyjść sobie z wody. W końcu zdecydowałam się zaufać gęstości Mgły w tym państwie. Weszłam na plażę. Nikogo szczególnie nie interesowała całkowicie sucha dziewczyna wychodząca z wody w pełnym ubraniu. Aby się dowiedzieć, gdzie jestem był tylko jeden sposób. Musiałam się po prostu zapytać. Podeszłam do pewnego chłopaka w wieku tak na oko około dziesięciu lat. 
- Excuse me, but... - spojrzał na mnie. Zacięłam się. - ... I mean, can you tell me, where I am? - wyglądał jakby nic nie rozumiał. Potem mi odpowiedział, ale nie mówił po angielsku, jak ja. Zakręciło mi się w głowie, gdy usłyszałam język ojczysty.
Polska. Byłam w Polsce.


~*~

Jeszcze raz machnęłam ręką. Kierowca oczywiście mnie zignorował, jak każdy inny. Ze świstem przejechał obok mnie. Usiadłam na kamieniu. Czy to taki grzech, podwieźć przez chwilę jedną dziewczynę? Zawsze wydawało mi się, że autostop to taka prosta rzecz. Zauważyłam nadjeżdżający samochód. Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Wstałam i machnęłam ręką. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nadjeżdżający samochód zwolnił i po chwili się zatrzymał. Okno się otworzyło ukazując kobietę w wieku około 30 lat. Uśmiechnęła się do mnie i zapytała:
- Dokąd cię podrzucić? - uszczęśliwiona, że o nic nie wypytywała, odpowiedziałam:
- Najlepiej to... znaczy do - język trochę mi się plątał po długim nie mówieniu w tym języku - ...do Krakowa.
- Ja jadę tylko do Gdyni, ale jeśli chcesz, to możesz się zabrać ze mną. 
- Dobre i to! - prawie wykrzyknęłam. Znowu się uśmiechnęła. Zachęcona wsiadłam do środka. Podobało mi się to, że kobieta wcale mnie wypytywała, jakby mnie znała od dawna. Prowadziłyśmy nieobowiązującą rozmowę.
W końcu dotarłyśmy na miejsce. Szczerze podziękowałam tej nieznajomej, która pomogła mi - bądź co bądź - w potrzebie.
Kiedy samochód znikł mi z pola widzenia, rozejrzałam się. Stałam na rynku. Na pewno z Gdyni jedzie jakiś pociąg do Krakowa, ale ja nie miałam żadnych pieniędzy z wyjątkiem woreczka złotych drachm, ale nie jestem pewna, czy jest to waluta, jaką przyjmują na kolei. Po dłuższym zastanowieniu postanowiłam pojechać pociągiem. Na gapę. Miałam szczerą nadzieję, że się uda. Jak zwykle, nie miałam racji.


~*~

- Bileciki do kontroli. - powiedział konduktor. Wtedy po raz pierwszy poczułam, że będzie źle. Kiedy wszyscy, którzy byli ze mną w przedziale, już to zrobili, zrobiło mi się mdło. Kiedy po dowiedzeniu się, że nie mam biletu wyprowadził mnie z przedziału na koniec pociągu z "balkonem", poczułam, że jest nie najlepiej. Kiedy padło pytanie o numer telefonu moich rodziców, poczułam, że jest naprawdę niedobrze.
- Mój tata nie ma telefonu. - powiedziałam, zgodnie z prawdą. - O ile się dobrze orientuję, to nigdy nie miał. - postanowiłam brnąć dalej w temat Posejdona, nie wspominając o mamie. - Ale jeśli tak bardzo panu zależy, to rezyduje w Nowym Jorku. W Empire State Building, na najwyższym piętrze. - Konduktor wytrzeszczył na mnie oczy. 
Teraz - mówił głos w mojej głowie - teraz możesz uciec Kate - Zaraz! Ja naprawdę słyszę jakiś głos w głowie. Chyba naprawdę zwariowałam. Dowód na potwierdzenie tej teorii: chwilę potem wyskoczyłam z pociągu, do tyłu. 
-Genialnie. - Tego już za wiele! Momentalnie się obróciłam. 
- Nie. - szepnęłam. - To... to niemożliwe. - To było niemożliwe, ale było też prawdziwe. Zarzuciłam ręce na szyję pegaza. 
- Mroczny. 


~*~

Obudziłam się. Czułam się nie najlepiej, ale o ile się orientuję to chyba dość dobrze jak na kogoś po kilku godzinach jazdy konnej na oklep. Staliśmy w dobrze zadbanym parku. Zsunęłam się z pegaza i wyszeptałam do jego ucha jedno, jedyne słowo, ale określało ono moje wszystkie uczucia do Mrocznego.
- Dziękuję. - zarżał cicho i zaczął mówić coś o tym, że to nic. Trochę się dziwiłam, że ci wszyscy ludzie nie zwracali  uwagi na pegaza. Chyba nawet w Polsce Mgła jest tak silna, że zamiast konia ze skrzydłami ludzie widzą zwykłego. - Ale, Mroczny powiedz mi, jakim cudem znalazłeś się w Polsce. Chcę wiedzieć.
-Kate - powiedział -  Posejdon... Ty musisz wiedzieć, ojciec naprawdę cię kocha. - Ta, jaaasne. I co to ma do rzeczy? - Bo wiesz, on wiedział, że będziesz miała problem. I... no wiesz, zapytał się, kto chce... - widać było, że trudno mu o tym mówić. 
- I ty się zgłosiłeś?... Żeby... chciałeś przelecieć pół Ziemi... żeby mnie ratować? - nie do końca wiedziałam, co o tym myśleć. Wyczułam jego zmieszanie.- I co jeszcze? - zapytałam.
- Miałem ci to dać. Wypij, zanim wejdziesz do środka. - wskazał głową na niewielką manierkę zawieszoną na jego szyi. Odwiązałam sznurek i zawiesiłam sobie buteleczkę na szyi.
Kiedy odleciał, odkorkowałam manierkę i powąchałam płyn, który się w środku znajdował. Pachniał (a teraz szok)... morską wodą. "Dzięki, tato" pomyślałam z ironią. Dałeś mi... butelkę morskiej wody.
Kompletnie nie wiedziałam, co z takim prezentem zrobić. W końcu postanowiłam zawiesić buteleczkę z powotem na szyi. Jak przyjdzie co do czego, to pewnie będę wiedzieć, kiedy go użyć.
Odwróciłam się i zobaczyłam ogromny gmach; Uniwersytet Jagielloński. Pomyślałam, że może istnieje możliwość, że wcześniej niż myślałam wykorzystam prezent od Posejdona.
Odkorkowałam z powrotem buteleczkę mojej bezcennej morskiej wody. Ostrożnie wylałam kropelkę na palec i wydałam zduszony okrzyk.
Owszem, słyszałam, że niektóre magiczne przedmioty mają moc czynienia niewidzialnym, (podobno nawet Annabeth taki miała) ale mieć samemu coś takiego, to... to kompletnie inne uczucie. Irytował mnie jedynie fakt, że dostałam ten dar od ojca.
Ostrożnie wypiłam połowę zawartości manierki i z zadowoleniem patrzyłam, jak powoli staję się niewidoczna. W końcu nie było już mnie wcale widać. Było to dosyć dziwne uczucie. Jednak po chwili się przyzwyczaiłam i zaczęłam iść w stronę budynku z celem dostania się do lochów.


~*~

Hmmm... a teraz którędy? Żałowałam, że nie miałam wtedy przy sobie Evy, która zawsze zna właściwą drogę. Od paru minut byłam już w lochach i właśnie korytarz się rozdwoił. Postanowiłam rzucić złotą drachmą. Jeśli wypadnie orzeł, to idę w prawo, a jeśli reszka, to w lewo. Odmówiłam krótką modlitwę do Hekate, która (jak już wiem) jest boginią rozdróż i rzuciłam monetą. Reszka. Podniosłam drachmę i ruszyłam w tamtą stronę. Jednak przez cały czas nie byłam pewna, czy wybrałam właściwą drogę. Przez całą drogę myślałam o moich przyjaciołach. A co, jeśli nigdy już ich nie zobaczę? Przecież nie wiem, jakie były plany Minotaura i reszty potworów. A co, jeśli zaraz potem zaatakowało ich całe stado najróżniejszych potworów? Przecież nie mogliby bronić się w nieskończoność. A co jeśli nas rozdzielili, żeby każde z nas było samo? Przecież Eva nie mogłaby w żaden sposób pomóc Drake'owi, gdyby porwał go gryf. A Drake... Przecież on jeszcze prawie wcale nie umie używać swoich mocy. Na co mu umiejętność władania mieczem, jeśli miecz to coś, co w każdym momencie można wyrwać z ręki? A co, jeśli oni już nie żyją? Czy zdołałabym sama dokończyć naszą misję? Czy zdołałabym unieść ciężar żałoby? Szczerze mówiąc, nie jestem pewna. Od tych wszystkich myśli zrobiłam się przygnębiona i prawie wcale nie zauważyłam, że robi się coraz jaśniej. Zwróciłam na cokolwiek uwagę, dopiero gdy coś usłyszałam. Pełna nadziei, przyspieszyłam kroku, można powiedzieć, że prawie biegłam. Ten głos... Czy to możliwe, żeby Drake tu był? Tu, w tych brudnych, zimnych...   ...lochach?
Przepraszam bardzo, ale to, co zobaczyłam w tym momencie u wylotu korytarza, przerosło moje najśmielsze wyobrażenia. Nie wyobrażałam sobie nawet, że brudny korytarz może w jednym miejscu nagle przeobrazić się w ładną, schludną i imponującą bibliotekę. Na środku stał mały, przytulny stolik i parę krzeseł. Siedziały na nich trzy osoby. To byli Drake, Eva i... Annabeth? W tym momencie jakby mnie piorun poraził. Bogowie, przecież to nie jest Ann, tylko jej matka! Ta scena wyglądałaby tak przyjemnie i miło w porównaniu do naszych spotkań z innymi strażnikami kluczy, gdyby nie miny moich przyjaciół. Byli naprawdę przygnębieni. Jakby właśnie stracili kogoś bliskiego. Ale nie mogłam dojść, o co chodzi, czemu.
- To moja wina. - powiedziała Eva. Nie mówiła tego takim tonem, jakim zazwyczaj mówi ktoś, kto się przyznaje do jakiegoś czynu, mówiła bardziej, jakby zrobiła najgorszą rzecz na świecie. - Gdybym ja... gdyby nie chciałoby mi się dowiedzieć, jak sterować Mgłą, gdybym wtedy do was przyszła, to Kate... Kate jeszcze by żyła. - szlochała. Pod natłokiem uczuć i wspomnień cisnących się na mnie omal się nie zagubiłam. 
Wspomnienia. 
Eva objaśniająca mi cały świat greckich bogów i herosów.
Moja pierwsza walka z Drake'iem. 
Kiedy Posejdon mnie uznał, to Eva pierwsza potrafiła się odezwać. 
Przepowiednia, kiedy Eva i Drake od razu zgłosili się, aby ze mną wyruszyć.
Eva, która mi pokazywała, jak używać mocy. 
Jak prawie pocałowałam Drake'a. 
Całe nasze wspólne życie (mimo, że krótkie). A oni myśleli, że to wszystko przepadło, że to przeszłość, że ja już odeszłam. 
Atena zabrała głos:
- Ci, którzy umierają, tak naprawdę nigdy nie odchodzą. - Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mówiła po starogrecku. Nie mogłam teraz zastanawiać się nad głęboką mądrością płynącą z tych słów, bo wszystko zaczęło nagle mnie swędzieć. Zaczęłam się drapać, ale kiedy doszłam do tego, że to nic nie pomaga, przestałam. Patrzyłam, jak powoli moje ciało znowu staje się widoczne. Eva podniosła się i wydała cichy okrzyk. Ale to nie był okrzyk przerażenia. Moja przyjaciółka się cieszyła. Jednak najbardziej mnie zdziwiło to, co zrobił Drake. Chłopak podbiegł do mnie, zarzucił mi ręce na szyję i przelotnie mnie pocałował. Trwało to tylko ułamek sekundy i jestem prawie pewna, że Atena oraz Eva tego nie zauważyły, ale mimo to jestem pewna, że to nie był przypadek. Odszedł krok do tyłu i zaczął mnie obserwować. Uśmiechnął się i powiedział:
- Kate. Brakowało nam cię. Myślałem... nieważne. - widać było, że jest szczęśliwy. Jednak Eva wyglądała na taką, co to ma podejrzenia.
- Nie jestem pewna, bo... - w tym miejscu spojrzała na mnie tymi swoimi fioletowymi oczami, które zawsze mnie fascynowały. - Drake, zrozum, czy nie wydaje ci się to dziwne? W sensie, mam na myśli... Bo, no wiesz, najpierw ten gryf porywa Kate. Myślimy, że ona nie żyje. I nagle tutaj pojawia się znikąd, prosto z powietrza, no... Ktoś, kto wygląd jak Kate. Czy tylko ja mam jakieś podejrzenia co do tej sytuacji?
- Eva, zaufaj mi. - ledwo słyszalnie wychrypiałam - to ja. Naprawdę. - Błagalnie spojrzałam się w stronę Ateny. Bogini mądrości na pewno wie, która z nas mówi prawdę. Ona zrozumiała mój wzrok.
- Twoje obawy, Evo - powiedziała - mogłyby być słuszne i bardzo prawdziwe, ale w innym wypadku. W oczach tej dziewczynki widzę prawdziwą rozpacz. Rozpacz po stracie przyjaciela. - Do oczu Evy napłynęły łzy. Podbiegła do mnie i zarzuciła mi ręce na szyję. Odwzajemniłam uścisk.
- Dobrze. - powiedziała Atena - Jednak zważcie na to, iż nie przybyliście tutaj jedynie w sprawie waszej przyjaźni. Dziecko Minotaura z każdym dniem rośnie w siłę i za niecały tydzień będzie mogło przyjść na świat. Wiecie, jakie jest wasze zadanie. - Skinęliśmy głowami - Teraz posłuchajcie mojego zadania.

_________________________________
Ale my Was rozpieszczamy. Minęły dwa dni, a tu już next ;) No i to taki tam rozdział: dużo krótkich akapitów.
 A tak swoją drogą: Łał! Już prawie 20 rozdziałów.
I jak zwykle: Proszę o komentarze
Maria

niedziela, 27 października 2013

18. Są trzy rodzaje snów

  - Spróbuj dać ten od Hefajstosa na dole! - rzuciłam do Evy. Dziewczyna siedziała na pokładzie Argo II i układała nasze trzy kawałki klucza jak puzzle. Pewnie zastanawiacie się, czemu krzyczałam, chcąc jej to oznajmić. Otóż chodzi o to, że ja nie jestem na pokładzie Argo II, tylko wylegiwałam się na stworzonym przeze mnie słupie wody, któremu kazałam podążać za statkiem. W wodzie czuję się lepiej, a poza tym taka czynność pozwala mi ćwiczyć koncentrację.
   A Drake, odkąd się dowiedział, że ma moce, non stop je szkolił. Teraz próbował za pomocą mocnego słońca wyparować moją wodę i sprawić, bym spadła do oceanu. Nie za bardzo mu się to udawało. Dzieki niemu miałam takie jakby jaccuzi z mnóstwem pary wodnej. Naprawdę gorące jaccuzi. Niezbyt lubię gorącą wodę, a to zaczynało się robić okropne! Z wrzaskiem wskoczyłam do wody niżej. Usłyszałam, że Drake się śmiał. To on tak?!
Stworzyłam sporą falę i wpłynęłam nią na statek, jednocześnie mocząc całego chłopaka od stóp do głów.
  - Nie za gorąco ci teraz? - krzyknęłam do niego. Odgarnął ociekające słoną wodą kosmyki włosów z twarzy i patrzył się na mnie "groźnym" spojrzeniem. Jednak długo nie mógł wytrzymać i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Wprost tarzałam się po podłodze ze śmiechu. Prawie spadłam z pokładu, ale w tym momencie Eva przesunęła mnie za pomocą magii z dala od krawędzi. Nie wiem, czemu, ale przyprawiło mnie to o kolejne salwy śmiechu. Ja to chyba mam głupawkę. Chichrałam się jak szalona.

~*~

  Są trzy rodzaje snów. Pierwszy: bierzesz udział w sytuacji i masz pełną  kontrolę nad sobą. Drugi: Jesteś obecny w sytuacji, ale nie masz nad sobą pełnej kontroli. Trzeci: Całkowicie nie wiesz, gdzie jesteś, po co i nic nie możesz zrobić. Teraz znajduję się w właśnie takiej sytuacji.

  Myślami i oczami byłam wszędzie. Dosłownie. Widziałam z wszystkich kątów, góry, dołu i boków. To wszystko mnie przytłaczało, ale też było fascynujące. Od natłoku tych wszystkich myśli zakręciło mi się w głowie. To dziwne, gdy widzisz kogoś od góry, dołu i wszystkich innych kątów. Widzę wszystko, ale na niczym nie mogę się skupić i przez to nic do mnie dociera. Postanowiłam skupić się na jednej stronie. Patrzyłam teraz na całą sytuację od góry, ale tak na skos. Inne widoki próbowałam ignorować.
  Teraz zwróciłam uwagę na całą sytuację. Pusta łąka, pustynia lub polana była ze wszystkich stron otoczona ogniem. A raczej Mgłą. Na środku stała poważna, pewna siebie kobieta. Tak na oko to pewnie miała z 20 lat. Była strasznie blada. Jakbym zobaczyła ją  z zamkniętymi oczami, to miałabym pewność, że nie żyje. Złote włosy były związane w wysoką kitkę. Oczy były przeraźliwie czarne, ale z połyskiem. Jej długa do ziemi suknia bez rękawów przypominała ogień, który delikatnie muskał jej skórę, ale nie parzył. Wszystko mogłabym bez komentarza zaakceptować gdyby nie to, że kobiet było parę! Wokół niej było mnóstwo innych takich samych osób tylko, że były prześwitujące. Im dalej od oryginału tym mniej widoczne.
  Dopiero teraz zauważyłam małą osóbkę klęczącą około 4 metry dalej. Po niebieskich włosach rozpoznałam Evę.  Patrzyła z podziwem na boginię (byłam pewna, że ta kobieta jest bogiem).
  - M... ma... mamo...? - wydukała. Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia, jeśli można tak powiedzieć, gdy nie mam ciała. To jest Hekate?
  - Witaj Eva. - uśmiechnęła się prawie, że nie widocznie jej matka. Zdziwiło mnie trochę jak wypowiada imię mojej przyjaciółki. Tak delikatnie i dostojnie. Żaden człowiek z pewnością nie mógłby tak wspaniale wypowiedzieć tego słowa.
  - Cześć - odpowiedziała niepewnie.
  - Przykro mi, że widzimy się po raz pierwszy w takiej sytuacji. - Jej głos był smutny, ale też trochę bez wyrazu.
- Przykro? Widzę ciebie pierwszy raz w życiu, a ty mi tylko mówisz, że jest ci przykro? - Głos Evy nie był wrzeszczący, wkurzony, albo zły. Był rozczarowany. - Dobrze wiedziałaś jak kocham i fascynuje się magią. A ty mnie nie raczyłaś nic nauczyć! Polegałam tylko na sobie i chwilowo lepszych od mnie, póki wszystkich nie przerosłam!
  - Przykro mi, ale to nie moja wina. Zeus nie wiadomo dlaczego nie pozwala nam się wtrącać w życie dzieci, ani je uczyć. Dajemy im talenty, ale sami muszą je opanować. - podziwiałam Hekate za jej spokój. Ja bym już dawno podniosła głos.
-   Ale kiedy jeszcze budowali domek Hekate, to wszystkie dzieci dobrze opanowywały magię - jęknęła.
  - Tak, bo wtedy omijałam jego zakazy. Po wojnie z Gają odkrył to i zabronił mi wam pomagać. - Dziewczyna spojrzała na rodzicielkę z rozczarowaniem
  - To po co mi się pojawiłaś podczas snu? - zadała pytanie trochę zirytowana.
  - Zapewne wiesz, że jestem boginią magii, ale także między innymi rozróż i Mgły. Między innymi dzięki mnie prawie zawsze podążasz właściwymi drogami. Na przykład w labiryncie. - Zerknęłam wspomnieniami do momentu kiedy Eva upierała się by wybrać jedną drogę, a nie inną. - Kiedy chodzi o to, to przyjaciele powinni na sobie polegać. Wracając do tematu; ja panuję nad Mgłą. Ja mam zadanie oddzielać świat śmiertelników od boskiego. Gdy moje dzieci są gotowe, to właśnie w śnie mówię im jak opanować Mgłę. Wszystkie moje dzieci mają tę umiejętność w sobie, ale muszą ją najpierw odkryć. Ter...
  - Ale przecież teraz mamy Mgłę w spreju, której używamy - wtrąciła się bezceremonialnie. Hekate chyba była leciutko zdenerwowana, że został jej przerwany monolog, ale ze spokojem odpowiedziała:
  - Phi! Mgła w spreju! Jeszcze czego! To tak jakbyś dostała ciasto do zrobienia w proszku. Niby to samo, ale to drugie jest tandetną podróbką i nigdy nie będzie smakować jak normalne! - oburzyła się.
  - Emm, nie za bardzo rozumiem. Przecież ta mgła działa. Nie widzę problemu!
  - Być może, ale ta w spreju jest nietrwała, gorzej działa, może się skończyć, gorz...
  - Okej, okej! Rozumiem. O co chodzi z tą Mgłą?
  - Teraz powiem ci jak przywołujesz Mgłę i nią sterujesz. Od razu mówię, że nie będę mogła ponownie pojawić się w twoim śnie, więc jeśli się obudzisz to musisz polegać na wiedzy, którą już masz - Eva kiwnęła nieznacznie głową. - Na początku musisz się skupić na przedmiocie, który chcesz ukryć nastę... *
Mój obraz zaczął się przerywać...

~*~

  Ktoś mną potrząsnął. Otworzyłam powoli oczy i od razu zostałam pociągnięta do góry. Usłyszałam, że jakaś postać aktywuje moją broń wpychając mi ją do dłoni.
  - Co się stało? - spytałam w biegu na górny pokład. Rozpoznałam, że to Drake mnie obudził.
  - Zostaliśmy zaatakowani. Idź na górę, a ja jeszcze obudzę Evę.-
  - Nie! - wrzasnęłam i zatrzymałam go szarpnięciem dłoni. - Nie możesz. - wysłał mi pytające spojrzenie. - Nie teraz. Po prostu musimy poczekać, aż się sama obudzi.  - Zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział i kiwnął głową. Szybko pobiegliśmy na samą górę. Zerknęłam wzrokiem za horyzont i zobaczyłam szybko zbliżającego się Gryfa. Dla mniej zorientowanych: ciało lwa oraz głowa i skrzydła orła [KLIK]. No tak, kto by się spodziewał, że Minotaur będzie patrzył jak zdobywamy klucze i nic nie zrobi. Już wcześniej się o to martwiłam i myślałam, że może uważa, że się nam po prostu nie uda, a teraz gdy mamy już trzy to zaczął działać. 
  Zresztą, nieważne. Ważne, że gryf leciał w naszą stronę. Poprawka: nie w NASZĄ, tylko w MOJĄ. Konkretniej, dokładnie na mnie! Szczerze, według mnie niezbyt trafnie wybrał sobie przeciwnika. Spędziłam ostatnio trochę czasu trenując moje moce, no i oczywiście byłam już w korzystaniu z nich zaawansowana, w przeciwieństwie do Drake'a. Bardzo możliwe, że Minotaur zlecił mu zabicie mnie. Skupiłam się na wodzie w oceanie. Kiedy już ją czułam całym jestestwem, wykonałam niekreślony ruch ręką w stronę stwora. Możliwe, że wyglądało to jak cios bokserski w powietrze. Grunt, że hektolitry wody ułożone w kulę poleciały z zawrotną prędkością w tamtą stronę. Woda uderzyła w gryfa, wybijając go z trajektorii lotu. Zataczając się, spadł do oceanu. Uznałam, że powinnam zadbać, aby już się nie wynurzył. Skupiłam się i w tym samym momencie poczułam ogromny ból w ramionach, gdy od tyłu podleciał drugi gryf i mnie złapał. 

  Ostatnie, co pamiętam, to widok oddalającego się z każdą sekundą pokładu statku, na który właśnie wbiegła Eva. Zemdlałam.

 ___________________________________

* Sytuację ogólnie zrobiłyśmy trochę podobną jak na stronie 23 w Domu Hadesa, ale zmieniłyśmy parę szczegółów żeby nie było takie same.

____________________________


Rozdział może nie najdłuższy, ale głównie w nim chodziło o sen z Hekate i zagrożenie na statku, których jeszcze będzie kilka ;)
Dziękujemy wszystkim za komentarza :) Nawet nie wiecie ile to znaczy dla pisarza :D 
Zapraszamy na naszą stronę na fb: https://www.facebook.com/nowa.przygoda.herosow
Co sądzicie o nowym wyglądzie bloga? Podoba się Wam?

Maria Ala

czwartek, 24 października 2013

17. WSZYSCY półbogowie mają moce

  - Mam! - krzyknęła Eva. Już jakoś około godziny krążymy w środku pomnika Jezusa, próbując znaleźć... No właściwie nie wiem, co. Może jakieś schody, może jakiś przycisk, dźwignię, nie wiem, co. Kiedy Eva coś znalazła (nie wiem, co) odżyła we mnie nadzieja.
  - Co masz?! - krzyknęłam. Nie znaliśmy rozmiarów tego pomieszczenia, więc wolałam krzyczeć niż mówić, ponieważ nie byłam pewna, czy Eva mnie wtedy usłyszy. 
  - Chyba schody, ale nie jestem pewna! - odkrzyknęła córka Hekate. - Chodźcie do mnie!
  "Ale gdzie?" chciałam zapytać, ale uprzedził mnie głos Drake'a, tuż przy mnie. Podskoczyłam ze strachu.
  - Nie krzycz mi do ucha! - zawołałam, wystraszona. On się cicho roześmiał.
  - Tutaj! - zawołała Eva. - W prawo... znaczy... wasze lewo! - poszliśmy w tamtą stronę i prawie zderzyłam się z Evą. Drake wpadł na te schody, które odkryła (albo na ścianę, bo nie jestem pewna). Trochę czasu zabrało nam pozbieranie się i zorientowanie, gdzie kto jest. Teraz już przynajmniej coś wiedzieliśmy. Złapałam Evę za rękę, żeby się nie zgubić. Jestem prawie pewna, że drugą ręką trzymała Drake'a. Powoli weszliśmy na schody. Przeszliśmy może ze trzy schodki i jedna moja noga do kolana wpadła w jakąś dziurę. Szybko podpierając się na mojej przyjaciółce wyszłam z niej. Dwa kroki dalej ja i Drake jednocześnie ponownie weszliśmy w pęknięcie. Mocniej ścisnęłam dłoń przyjaciółki. Zanim stanęłam nogą na następnej belce wymacałam ją stopą sprawdzając w jakim momencie się zapadnie. Spokojna ominęłam to miejsce. I tak powoli krok za krokiem szliśmy ku górze. Stopnie zdawały się nie mieć końca...

~*~

  Nagle w ułamku sekundy zalała nas fala przeraźliwie rażącego światła słonecznego. Wszyscy upadliśmy na podłogę. Zaraz, nie wszyscy. Drake nie.
  Podbiegł do nas i rozpaczliwie zapytał:
  - O co chodzi? - wyczuwałam zdziwienie w jego głosie. Zamrugałam gwałtownie, próbując przyzwyczaić się do ogromnego światła. Trochę skutecznie, bo pomimo ciemnych plamek tańczących przed moimi oczami, mogłam widzieć cokolwiek. 
  Spojrzałam się przed siebie. Byliśmy chyba w głowie Jezusa, ponieważ na końcu pomieszczenia widniały dwa spore okna, które z powodzeniem mogły być oczami posągu. I mówiąc "okna" nie mam na myśli takich z szybami, tylko po prostu dwa spore otwory. 
  Pod jednym z okien ktoś stał. Odwrócił się. Miał piaskowe, jasne włosy i błękitne oczy. Na oko wyglądał jak w naszym wieku. Może o rok starszy. Był przystojny, o! Był mega przystojny! Nie było wątpliwości, że to Apollo.
  - On jest taki... boski. - powiedziała Eva.
  - Jest bogiem. - odpowiedziałam niezbyt inteligentnie. Mówiąc to miałam takie dziwne uczucie, coś jakby de ja vu,  jakby ta sytuacja już się kiedyś zdarzyła, choć byłam pewna, że nigdy jej nie doświadczyłam. Jednak musiałam zgodzić się z Evą: był mega przystojny. Jestem pewna, że żadna dziewczyna nie może tego zaprzeczyć. No, chyba, że Artemida.  
  - Drake. - powiedział bóg i obdarzył nas hollywoodzkim uśmiechem. Miał idealnie białe zęby i gdyby były jeszcze trochę jaśniejsze mogły trwale odebrać mi wzrok.
  - Eee... Hej? Tato? - powiedział niepewnie mój przyjaciel.
  - Tato? Nie, mów mi po prostu Apollo. Nazwa "tata" lub "ojciec" mnie postarza. No więc co was do mnie sprowadza w moim pięknym mieście?
  - Przyszliśmy po klucz - zaczęłam pewna siebie - możesz go nam dać, a my już sobie pójdziemy. Co nie Drake? - on nic nie powiedział.
  - Dobra, dobra. Nie jestem taki naiwny. Na początku musicie wykonać moje zadanie. Ponieważ jestem bogiem między innymi poezji to wymyśliłem wiersz!
  - Czyli następne haiku. - mruknęłam pod nosem.
  - Phi! Haiku?! Jeszcze czego! Ono już dawno wyszło z mody! Zrobiłem coś nowoczesnego - powiedział zafascynowany. Zrobiliśmy dziwne miny, ale nic nie powiedzieliśmy. Znaczy oni, bo ja oczywiście muszę się wdać w dyskusję z bogiem.
  - Ale zaledwie parę dni temu pisałeś jeszcze haiku! - zaprzeczyłam. Po co w ogóle ja to robię?
  - No właśnie! To było wieki temu! Dzisiaj zaprezentuję wam mój nowy sonet. - odchrząknął teatralnie i wyrecytował:

Walczę z moją siostrą
Ja ją pokonuję,
a ona się załamuje
Moje ambicje rosną

Ależ ja jestem boski!
Ale ze mnie ci...

  - Ale wiesz, że to nie ma nic związanego z naszą misją? - Rzuciłam z ironią.
  - Naprawdę? - Wydawał się być na prawdę zdziwionym. - To przepraszam, ale widocznie pomyliłem się. - Wyjął swój notes i szybko go przekartkował. Zmarszczył brwi i powiedział:
  - Chyba jednak tego nie napisałem. No więc wasze zadanie polega na tym by jedno w was na paralotni przeleciało stamtąd - wskazał na wysoko umieszczoną latającą podłogę - do nas.  Utrudnienie polega na tym, że ustawiam słońce, by cały czas świeciło jednemu z was w oczy. Oczywiście będą jakieś prądy wsteczne, przeszkody i tympodob... O! Mam wenę na haiku! - Wrzasnął natychmiast tracąc zainteresowanie poprzednią sprawą. Zdziwiło mnie, że na japoński wiersz, a nie jak przed chwilą powiedział sonet, ale nie skomentowałam tego. Kto nadąży za logiką boga poezji? Szybko nabazgrał w swoim notesie parę słów i po odkrząknięciu przeczytał:

Wschodzi słoneczko,
które mężnie ciągnę ja
Jestem najlepszy

  Ja i Eva cicho się zaśmiałyśmy, a bóg muzyki dalej nie zbaczając na nic ponownie zmienił temat:
  - To co Drake? Ruszasz?
  - Dlaczego ja?
  - Eee... Pomyślmy... - teatralnie zamyślił się. - Może dlatego, że tylko ty masz zdolność widzenia nawet jak jest bardzo mocne światło i możesz kogoś oślepić gdy słońce nie jest zasłonięte chmurami? Myślę, że to jest wystarczający powód, dla którego to ty powinieneś iść. No, chyba, że któreś z twoich przyjaciół chciałoby stracić wzrok lub nawet życie spadając na ślepo z 100 metrów. - Wszyscy zrobiliśmy zdziwione miny. Ale jak to? Drake też ma moc? Bóg jakby odczytał moje myśli i po krótkim śmiechu odezwał się zirytowanym głosem. - A co wy myśleliście? Że jednego z moich ulubionych synów, który na dodatek został wymieniony w Wielkiej Przepowiedni obdarzę tylko mocą uzdrawiania? Co wy sobie myśleliście? WSZYSCY półbogowie mają moce, ale od ich rodziców zależy jakie one są. Nie rozumiem Ateny, która obdarza swoje dzieci tylko mądrością. Albo taki Hefajsots; daje dzieciom umiejętność kucia i tak dalej, a tak nie wiele dzieci ma władzę nad ogniem. To TAKIE głupie!
  Ogień w pochodni dającej światło nagle zgasł pozostawiając nam tylko oświetlenie z zewnątrz i można było usłyszeć nie wiadomo skąd leciutkie zdenerwowane pochuchiwanie sowy. Wszyscy oprócz Apolla wzdrygnęliśmy się, który coś tam mruknął o przeprosinach dla „najdroższej rodziny”.
  - Gotowy? – zadał pytanie synowi. On kiwnął lekko głową i prawie natychmiast przetransportował go na latającą podłogę. Drake niepewnie złapał się drążka lotni, która tam stała. Natychmiast wystrzeliła do przodu z zawrotną prędkością. Chłopak bardzo szybko zniknął mi z pola widzenia.
- No, - powiedziałam, odwracając się - to teraz chyba sobie trochę poczekamy.
- Spokojnie, nie będzie tak nudno. - powiedział Apollo, wyjmując swój zeszyt z wierszami. - Zawsze możecie posłuchać moich utworów.

~*~

Gram na mojej lirze
Wspaniały dźwięk dla uszu
Ale ze mnie ciacho

Patrzę na innych
i widzę ile cech im
do mnie brakuje

  Westchnęłam. Drake, wróć! Twój ojciec jest taki nuuuudny! - krzyczała każda cząstka mojego ciała. Czułam, że długo już tego nie wytrzymam.

Patrzę w obraz
Patrzę na mega ciacho
O! To jestem ja!

W tym momencie miarka się przebrała, a ja bardzo szybko się denerwuję.
  - Apollo – zawołałam wesoło – bardzo podobają nam się twoje wiersze, ale może zaprezentujesz nam jak grasz na lirze? – Może chociaż to mu wychodzi. Jemu oczy się zabłysły i w dłoni zmaterializowała się lira. Zagrał płynnym dźwiękiem, który rozchodził się po ciele pozostawiając miłe ciepło. Mimowolnie wsłuchałam się w melodię zamykając oczy. Po dźwięku można było stwierdzić o czym opowiadałam. Mówiła o nieszczęśliwej miłości śmiertelnika do nimfy. Zachwycona odpływałam w nicość…

~*~

  - Tato! – wrzasnął i jednocześnie obudził mnie Drake. Otrząsnęłam się. Ja naprawdę odpływałam w nicość. Teraz miałam wrażenie, że moje ciało rozpływało się jak… No nie wiem. Budyń? Załóżmy, że jak budyń i dopiero od głosu przyjaciela ponownie się sklepiło w ciało stałe.
  - Przecież wiesz, że śmiertelnik NIE MOŻE USŁYSZEĆ BOSKIEGO DŹWIĘKU!!!! – Wrzasnął wkurzony jak nie wiem co. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego wygląd. Miał parę dziur w koszulce,  pod którymi można było zobaczyć niedawno uleczone blizny. Na zbroi zawidniały nowe zadrapania. Mimo ciężkiego oddechu łypał groźnie na ojca. Nawet w tym momencie był bardzo przystojny. Jego piękne, niebieskie oczy błyszczały od adrenaliny, która powoli mijała, a włosy mimo, że rozczochrane miały swój urok.
  Ogólnie ostatnio bardzo zbliżyłam się do, niepozornie niedawno poznanych, przyjaciół. Eva została przyjaciółką, której mogę się zwierzyć, wiedząc, że nie zdradzi żadnego sekretu, mogłam z nią porozmawiać poważnie o niebezpiecznej wyprawie, przekomarzać się, czy nawet poplotkować lub gadać o błahych sprawach. Natomiast Drake… No właśnie; Drake. Nasze relacje były dość dziwne i chyba leciutko napięte, ale to nie sprawiło, że nadal był moim najlepszym przyjacielem. Chyba oczywiste było, że cały czas sobie żartowaliśmy i robiliśmy kawały. Raczej nie mogłam z nim pogadać na poważnie. Dopiero Eva doprowadzała nas do porządku i ustawialiśmy plan działania. Razem stanowiliśmy chyba najlepszą super paczkę, której nikt nie pokona.
  Wracając do syna Apolla to nie byłam przekonana co do tych poważniejszych uczuć. Gdy byliśmy sami i patrzyłam na jego usta to po prostu miałam ochotę się na niego rzucić i obdarować pocałunkiem. Z drugiej strony jednak wiedziałam, że potencjalny związek by nie wypalił i rozpadłaby się nasza paczka. To drugie w moim umyśle zdecydowanie przeważało.
  - Ojejku, sorry Drake. Tak wyszło. – odpowiedział obojętnie Apollo.
  - TAK WYSZŁO?! – On chyba jeszcze bardziej się wkurzył. – MOGŁEŚ SPRAWIĆ, ŻĘ ROZTOPIĄ SIĘ W POWIETRZU!!! NAWET DO HADESU BY NIE DOTARŁY!! ICH BY PO PROSTU NIE BYŁO! – Wyglądał jakby miał zaraz rzucić się na ojca. Cóż, mi się nie uśmiechała wizja rozpłynięcia w powietrzu. Jednak musiałam chyba zainterweniować, ponieważ mogło dojść do nieprzyjemnych konsekwencji.
  - Przeprosiny przyjęte – uśmiechnęłam się promiennie do także już zezłoszczonego boga. – To my tylko weźmiemy klucz, wskazówkę do następnego i spadamy. Co nie Eva? – spytałam ją sztucznym lecz sugerującym głosem. Ona natychmiast ochoczo zaczęła kiwać głową. Jeśli bóg niczego podejrzanego nie zauważy to ja nie wiem jakim cudem uważani są za wszystkomogących i wszystkowiedzących. On jednak nadal zgrywał obrażonego i po prostu poczułam cięższy przedmiot w plecaku.
  - Mogę mieć jeszcze jedną taką ...małą prośbę? – zadałam pytanie niepewnie przypominając sobie o małej Alice. – Czy mógłbyś przetransportować jedną córkę Ateny, która znajduje się na plaży do Obozu Herosów?
  On kiwnął ledwoco zauważalnie głową i pokazał rękę, że mamy wyjść. By nie zwrócić większej uwagi, cichutko bokiem zaczęliśmy się przesuwać w stronę schodów. Jednak jeszcze usłyszeliśmy westchnienie i w ułamku sekundy byliśmy w Argo II.

_______________________


Pewien Anonim spytał mnie jak się wstawia zdjęcia na bloga. Nie jest to specjalnie trudne i większość z Was pewnie umie o zrobić, więc wcale nie musicie tego czytać :)


1) Gdy masz nowego posta na pasku opcji masz taki mały obrazeczek; klikasz go ;)
2) Pojawia ci się takie okno i masz dwie opcje:



  • klikasz WYBIERZ PLIKI jeśli masz zdjęcie zapisane na pulpicie i robisz czynności w tej kolejności:  wybierasz plik > zatwierdzasz > jak ci się załaduje to ponownie na nie klikasz (powinno zaznaczyć się niebieską ramką) > i DODAJ WYBRANE
  • jeśli zdjęcie masz w internecie w linku, np.: 


to bierzesz: Z ADRESU URL > wklejasz link ze zdjęcia > czekasz aż ci się załaduje > DODAJ WYBRANE :)

Nie jest to specjalnie trudne i ja nie jestem jakimś tam ekspertem, ale mam nadzieję, że wszystko jaśnie ci wytłumaczyłam. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania niekoniecznie związane z blogiem to pisz: ala.londyn@gmail.com
Ala

________________________________________

  Na ten rozdział musieliście chyba najdłużej czekać, prawda? Mamy nadzieję, że się Wam spodoba  i napiszecie komentarz ;) Pojawił by się szybciej gdyby nie to, że "cudowny blogger" usunął nam wszystkie haiku i sonety, które na początku napisałyśmy (tak, zapisałyśmy je, odświerzyłyśmy i było zapisane. Teraz dziwnym sposobem ich nie ma :/). Później musiałyśmy je odtworzyć lub napisać nowe co też zajmuję trochę czasu.

  Nic jednak nie zmienia faktu, że to jest najdłuższa notka i jesteśmy z niej dumne :D
  No cóż, komentujcie! ;D
Ala i Maria

czwartek, 17 października 2013

16. Meu! Meu! Meu!

- Wiecie co? - Spytałam przyjaciół. - To chyba jednak nie jest dobra droga. - Mruknęłam.
- Co ty nie powiesz? - Odpowiedział z ironią Drake.
Znajdowaliśmy się teraz na obrzeżu ogromnego miasta. Chyba w najbiedniejszej dzielnicy, ponieważ dzieci chodziły z poszarpanych koszulkach, najczęściej bez butów. Domy były bardzo ciasno ułożone, tak, że przechodziliśmy najmniejszymi uliczkami. Dużo osób siedziało na dachach lub na nich mieszkało...
Chyba muszę się posunąć do ostateczności. Podeszłam do najlepiej wyglądającego człowieka i spytałam:
- Przepraszam, czy wiem pan może, jak dojść do centrum miasta? - Spytałam grzecznie i wolno na wszelki wypadek. On spojrzał na mnie i obejrzał od góry do dołu. Jego wzrok zatrzymał się dłużej na mojej bransoletce i srebrnej zbroi. Może to trochę dziwne, że człowiek chodzi sobie w zbroi po mieście, ale można przecież pomyśleć, że występujemy w jakimś przedstawieniu, czy coś. On zerknął za mnie. Odwróciłam się by zobaczyć na co patrzy. Zmarszczyłam brwi, ponieważ zobaczyłam tylko parę biegających dzieci. Wróciłam wzrokiem do mężczyzny, ale go nie było. Biegł przez całą ulicę, czasami potykając się o śmieci. Zesztywniałam. O co mu chodziło?
Zawiał mocniejszy wiatr, a ja poczułam zimno na lewym nadgarstku, na którym zawsze leżała idealnie bransoletka... Której teraz nie było.
Jak na zawołanie zerwałam się z miejsca i pobiegłam za złodziejem. Nie było go już na tej ulicy, na której staliśmy, ale zobaczyłam kątem oka jak skręca w prawo. Ledwo co go doganiałam. Chyba coraz głębiej dążyliśmy w mały labirynt uliczek. W końcu dotarliśmy na jakiś targ. Mówię nie o targu-targu, tylko targu, który składał się z sześciu na krzyż stanowisk z owocami i jedzeniem. Patrzyłam jak właśnie wymienia ją za cztery bochenki chleba. Szybko podbiegłam i wyrwałam mu z dłoni moją broń. Sprzedawca spojrzał na mnie dziwnie i spytał:
- Por que você levá-lo? O dinheiro é dele! - Przepraszam, ale co ona gada? Rozłożyłam ręce w geście bezradności.
- Meu! Meu! Meu! - Wrzasną złodziej i ponownie zabrał mi bransoletkę, którą na szczęście mocniej trzymałam. Szarpnął jeszcze mocniej i gdybym nie puściła to rozerwałaby się na strzępy. Poleciała 2 metry dalej, gdzie podniosła ją jakaś mniejsza dziewczynka. Z za zakrętu pojawili się moi zdyszani przyjaciele, który mnie dogonili. Ona spojrzała na srebrną zdobycz i ponownie na nas i uciekła na dach. Szybko rzuciłam się za nią potrącając po drodze tęgiego mężczyznę. Pobiegł za mną wrzeszcząc jakieś słowa po portugalsku, które chyba nie były miłe. Samo "foda-se" i "cadela" nie brzmiało groźnie, ale ten ton mówił sam za siebie. Ponownie zagłębiliśmy się jeszcze bardziej w tą biedną dzielnicę. W skrócie to teraz bransoletkę miał jakiś 16 letni chłopak, a wszystkie 4 osoby, przez które przetoczyła się broń, i ten gość, którego potrąciłam nadal coś tam krzyczeli. Miałam ochotę się poddać, ale przyśpieszyłam i biegłam teraz sprintem najszybciej jak tylko mogłam. Kto by pomyślał: pokonuję masę potworów, a teraz zatrzymuje mnie zgraja kieszonkowców. Jeśliby zobaczyli co ostatnio zrobiłam, to zapewne bali by się na mnie spojrzeć. Teraz chyba znowu będę musiała się posunąć do ostateczności.  Szarpnęłam chłopaka za koszulkę i zatrzymałam. Zgrabnym ruchem przerzuciłam go sobie przez plecy  i wyciągnęłam rękę po zdobycz z groźną miną. On uśmiechnął się kpiąco i zacisnął mocniej rękę z nią. Od tyłu szarpnął mnie ten wielki gość, którego potrąciłam. Spojrzałam na niego z dołu. Nie zraziłam się niczym, tylko z rozpędu uderzyłam nogą w klatkę piersiową. On trochę zdziwiony obrotem przypadków oddał mi, ale ja się uchyliłam i w trafił w innego gościa, który też leciutko mówiąc wkurzył się. Tak rozpętała się, hmmm... bitwa. Czasami jak oglądałam w przedszkolu kreskówki, to walka była pokazywana jako wielki kłąb kurzu, z którego co jakiś czas wystawała noga lub ręka. Trochę tak to teraz wyglądało. Z boku. Biedacy nawet nie zauważyli, że ja z bransoletką stoimy z boku zdyszani jeszcze po biegu. W naszym kierunku z końca ulicy dobiegała jakaś dziewczyna. Miała na oko 13 lat, blond włosy i szare oczy. Już chcieliśmy szybko odbiec od następnej osoby, pragnącej trochę pieniędzy, ale ona złapała mnie za rękę. Zacisnęłam mocniej rękę na niepozornej broni. Blondynka wskazała brodą blachę, która sobie tak niepozornie stała przy budynku obok. Weszła  przez nią na dach. Ruszyłam za dzieckiem, a  moi przyjaciele za mną. Prowadziła nas przez dachy do centrum miasta. Postanowiłam ją zagadnąć:
- A tak ogólnie to jak masz na imię? Nie znamy ciebie, a ty nam pomagasz.
- Nazywam się Alice. - Odpowiedziała nieśmiało po angielsku. - Postanowiłam wam pomóc, ponieważ mi w takiej sytuacji nikt nie pomógł.
- Alice. Ładne imię. O co ci chodziło mówiąc, że tobie nikt nie pomógł?
- Emm... - Zamyśliła się, czy może  zwierzać się trójce starszych, nieznanych ludzi. - Przyjechałam tu kiedyś z rodzicami na wakacje. Zwiedzaliśmy, byliśmy z drogimi dużymi aparatami, mama miała biżuterię, markowe ubrania i tak dalej. Zabłądziliśmy i  trafiliśmy tutaj. Ludzie nas zaatakowali w walce o pieniądze, ojciec broniąc mnie i moją macochę został zadeptany na śmierć. - Odparła smutno. Zszokowana zakryłam sobie ręką buzię, która mimowolnie się otworzyła. Ci ludzie byli zdolni zabijać za kasę? To jest nienormalne...
- Tak mi przykro. Szkoda, że nie możesz iść z nami.
- Czemu nie? - Spytała.
- Ponieważ my jesteśmy na mi...
- Ważna, prywatna sprawa. - Przerwał mi Drake.  Bogowie, moja nie wypalona gęba mnie przeraża. - Mówisz, że to była twoja macocha? - Złożył nacisk na ostatnie słowo. Miałam wrażenie, że to było leciutko coś sugerujące. Alice przypominała mi trochę Annabeth, a ona była córką Ateny...
- Nie wpadałaś czasami na jakieś dziwne po...
- Pomidory? Podobno tutaj w Rio się jakieś nietypowe. - Spojrzała się pytajaco zapewne coś podejrzewając. Znowu moja nie wyparzona gęba. Muszę zadać jakieś normalne pytanie.
- Lubisz architekturę? - Spytałam od czapy. Kurde, znowu dziwne pytanie! Nie mogłaś się spytać czy dobrze jej idzie w szkole, czy coś w tym stylu? Mimo wszystko zaświeciły jej się oczy i zaczęła opowiadać o cudownej architekturze Rio de Janeiro. Zrobiłam porozumiewawcze spojrzenie z przyjaciółmi i kiwnęliśmy głowami na znak zgody. Musimy ją jakoś przetransponować do Obozu Herosów.
- To gdzie teraz? - Spytała. Nie zauważyłam kiedy nawet doszliśmy do części miasta gdzie zaczynają się wieżowce.  Już miałam powiedzieć, że nie mam zielonego pojęcia, ale wyręczył mnie Drake.
- Pomnik Jezusa Odkupiciela. - Powiedział. Zmarszczyłam brwi.
- Skąd wiesz, że akurat tam? - Spytałam szeptem, a on zachichotał cicho.
- Wszystko co jest niebezpieczne i jest związane z Rio zawsze jest ma coś wspólnego z pomnikiem Jezusa. - Powiedział z miną jak by to było coś oczywistego. Chyba też zasługuję na miano glonomóżdżka...
- Co powiecie żebyśmy przeszli się plażą? - Wesoło  zadała pytanie Alice.

~*~
 
- I co teraz? - Spytałam Drake, który teraz zafascynowany opowiadał o tym, że to naprawdę jest pomnik Apolla, do którego należy to miasto i zaprojektował go syn Ateny. Staliśmy teraz przy nogach Jezusa, czy jak woli Drake; Apolla.
- Poczekaj - mruknął - tu musi być jakieś tajemne przejście. Przyległ jednym uchem do ściany chcąc coś usłyszeć. Ja i Eva zrobiłyśmy to samo. Alice została na plaży i powiedzieliśmy, że jak załatwimy nasze sprawy to do niej przyjdziemy. Gdy zbliżyliśmy się do prawej nogi pomnika ściana obróciła się o 180 stopni wpychając nas do środka. Staliśmy w egipskich ciemnościach nie wiedząc co mamy teraz zrobić...

_________________________________________________






Kate by mama Ali ;3
Rozdział może nie najdłuższy i najlepszy, ale jestem z niego całkiem zadowolona. Czy wiecie, że jednej komentarze to +1 dla weny i zapału pisarza :p ?
Ala

środa, 16 października 2013

15. Jak wyszłam z puszczy, z której nie da się wyjść


Zeszłam z drzewa kompletnie zrozpaczona. Spojrzałam na miny moich wycieńczonych przyjaciół i zrozumiałam, że nie mogę im powiedzieć tego, co odkryłam. No przepraszam, taki mam już charakter - nie mogę znieść smutku drogich mi osób, a Eva jest moją najlepszą (i prawdopodobnie jedyną, bo nie wiem, czy liczyć Annabeth) przyjaciółką, a Drake... No cóż, jeszcze nie jestem pewna, co do niego czuję, ale na pewno mi na nim zależy.
- Już prawie doszliśmy! - powiedziałam z największym entuzjazmem, na jaki mnie było stać, ale nie wiem, czy zabrzmiało to przekonująco - koniec pułap... to znaczy puszczy jest już za dwa kilometry.
- ...Pułapki? - zapytał Drake tonem typu WTF?. - Kate, czy...
- O jejku! Przejęzyczyłam się. - przerwałam mu wyjaśniającym tonem.
- Aha. - powiedział powoli, patrząc się na mnie uważnie. O co mu  chodzi? Przecież nic mu nie powiedziałam!
 
~*~

Szliśmy tak i szliśmy już nie wiadomo, jak długo, aż w końcu mój umysł zaczęły z nudów wypełniać różne dziwne myśli. Pierwszą z nich było, aby napisać pamiętnik. Zaczęłam już nawet wymyślać pierwszy wpis. Wyobrażałam go sobie mniej więcej tak:

Drogi pamiętniku!
Chcę napisać, że nie zwariowałam. Że greccy bogowie naprawdę istnieją. Nie pisałabym tego, gdybym nie miała żadnych dowodów, ale mam. Najlepszym dowodem jest ten kretyn, który śmie się zwać moim ojcem. Nie obchodzi mnie, do jakiego stopnia jest ważny, może tam sobie być bogiem wody, ale mi zawsze będzie się kojarzył źle - zostawił moją mamę, zostawił mnie...

Jednak niedługo potem porzuciłam tę myśl, myśląc, że choć pisanie pamiętnika może być dobrym wyrażaniem swoich uczuć, nie wiem, jak bym zareagowała, gdyby ktoś znalazł mój pamiętnik i przeczytał go.
Potem naszła mnie zabójcza myśl. Dosłownie. Tak sobie się zastanawiałam, czy nie lepsze od ciągłego chodzenia po tej dżungli jest wspięcie się na najwyższe z tych drzew i rzucenie się w dół. Szybko otrząsnęłam się z tego pomysłu. To tragiczne, do czego frustracja potrafi doprowadzić człowieka...
W końcu doszłam do wniosku, że to żadna różnica, czy stąd wyjdziemy, czy nie... Zaraz! My stąd wcale nie wyjdziemy!
W tym momencie zaczęło mi się wydawać, że las staje się jakby rzadszy. Zaraz... co? Przecież to niemożliwe! Byliśmy zaklęci w magicznym miejscu, stamtąd się nie dało wyjść! Nie, jednak naprawdę ten las staje się coraz rzadszy! Spojrzałam za siebie, na moich przyjaciół. Wyglądali, jakby już kompletnie stracili nadzieję, że w ogóle stąd wyjdziemy.
W tym momencie mnie olśniło. Stąd się da wyjść! To przecież takie oczywiste, a ja przedtem tego nie ogarniałam!  Każda magia rządzi się swoimi zasadami, każda pułapka ma jakąś zasadę. Ta, w której byliśmy uwięzieni nie była wyjątkiem.
 Jasne, tylko żeby to zadziałało, nie mogę mówić moim przyjaciołom wszystkiego. To, co im powiem, kompletnie pozbawi ich nadziei. Ale właśnie o to chodzi.
- Lubicie słuchać złych wieści? - zapytałam żałosnym tonem. Oboje się zatrzymali.
- A jakie konkretnie... wieści... masz na myśli? - zapytała się Eva. Opowiedziałam im o tym, co zobaczyłam, gdy wspięłam się na drzewo. Przemilczałam jednak moje najnowsze odkrycie, bo nie chciałam robić im złudnej nadziei. O przepraszam, ŻADNEJ nadziei!
Drake i Eva zareagowali na to ze smutkiem, ale mimo to nie przestaliśmy iść. Gdyby nie moje, choćby i najdziwniejsze myśli, już dawno zwariowałabym z tej monotonności; szliśmy, szliśmy i szliśmy, aż już kompletnie straciłam nadzieję, że stąd kiedykolwiek wyjdziemy. Przecież mogłam się mylić, przecież naprawdę mogą istnieć miejsca, z których nie można wyjść. Nigdy jeszcze nie byłam tak przygnębiona.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Evy.
- Kate. - nie chciało mi się patrzeć, o co by jej nie chodziło. Nie obchodziło mnie to. Pewnie to kolejny "wspaniały kwiat", który sprawi, że będziemy chcieli się pozabijać. - Kate. Spójrz. - powtórzyła. Czy wspominałam już, że nienawidzę, gdy ktokolwiek mi rozkazuje? Tak, bogowie też się liczą! (patrz: Posejdon) - Kate, naprawdę. - zaczynała mnie wkurzać. Podniosłam głowę i krzyknęłam na nią:
- NIE OBCHDZI MNIE, CZY... - urwałam i wpatrywałam się jak głupia w obrzeża Rio de Janeiro, pod którym staliśmy. 
Wyszliśmy z dżungli. Udało nam się.
- a więc miałam rację... - wyszeptałam. Oni jednak to usłyszeli i zaczęli wypytywać, o co chodzi. Wytłumaczyłam im o zasadach, które, jak zrozumiałam, rządzą magią. Eva wtrącała się i poprawiała mnie wielokrotnie. W końcu doszłam do tego, jak wydawało mi się, że las zaczął się przerzedzać. 
- Ale... - nie rozumiał Drake - ...ale jakie były zasady tej pułapki? W jaki sposób można z niej wyjść?
- To proste. - powiedziałam. - wystarczy stracić nadzieję.

_________________________________________

Króciutki rozdział (wiem, jest NAPRAWDĘ krótki), ale mi się podoba. A jak wam? Napiszcie w komentarzach.
I tutaj jeszcze taki mały kolaż z naszymi bohaterami, których tym razem wykonałam ja:





Zapraszamy na naszą stronę na fb: https://www.facebook.com/nowa.przygoda.herosow
~Maria