wtorek, 31 grudnia 2013

Nowy Rok!


Zobacz w pełnym rozmiarze: <Click!>

 Rok 2014 teraz już jest oficjlnie rozpoczęty ;) Podczas niego życzymy Wam ocen godnych Ateny, humoru Hermesa (zawsze mi się z tym kojarzył ~ Ala), wspaniałych przyjaciół, urody Afordyty oraz by zakończenie naszego bloga Wam się spodobało :D
~Ala i Maria~

wtorek, 24 grudnia 2013

★彡 DODATEK ŚWIĄTECZNY ★彡


W pełnym rozmiarze:  < Click! >
Ho! Ho! Ho! Dziś Wigilia, więc pewnie oczekujecie prezentów, prawda? My coś dla Was przygotowałyśmy (nie mówiąc już o powyższym obrazku ;D). Poniżej znajdziecie FanFic naszego FanFica ^^ Nie ma on żadnego związku ani spójności z naszym blogiem. Jest taki dodatkowy :) Tylko znajdziecie tam malutki spoiler co do jednego parringu (chyba nie musimy mówić jakiego, prawda?). Akcja dzieje się już po akcji bloga, więc... Zresztą już nie przynudzamy. Mamy nadzieję, że się Wam spodoba.



★彡    ★彡   ★彡

MUZYKA: Santa Baby - Megan Nicole --> wyłączcie playlistę na górze i włączcie to :D

Obudziłam się podekscytowana dzisiejszym dniem. Słońce dopiero, co weszło na niego, ale ja czułam się wyjątkowo wyspana. Wyszłam powoli z łóżka i podeszłam do okna, które otworzyłam. Uderzył mnie charakterystyczny zapach zimy i śniegu. Odetchnęłam głęboko biorąc zimne powietrze do ust, a następnie żwawo założyłam dżinsowe rurki, koszulkę, a na nią czerwony sweter w białe, bożonarodzeniowe wzorki. Włosy przeczesałam szczotą i zostawiłam rozpuszczone. Weszłam do kuchni, gdzie mama przygotowała już dla mnie śniadanie. Podczas konsumpcji doszła do mnie jedna rzecz: nie kupiłam prezentów!
- Brawo Kate, tak to jest, kiedy zostawia się wszystko na ostatnią chwilę - odparłam z przekąsem sama do siebie i biorąc portfel założyłam swoją kurtkę, brązowy, wełniany szalik i czapkę.
Wychodząc z nowoczesnego wieżowca pożegnałam się z portierem. Na ulicy wszędzie były kolorowe lampki w kształcie ozdób świątecznych lub sztuczne repliki świętego Mikołaja. Kochałam święta! Cała ta atmosfera, prezenty i okazywanie miłości do bliźniego wszystkich do siebie zbliżały i sprawiały u wszystkich wesoły nastrój.
Weszłam do jednego z najbardziej znanych sklepów, w którym znajdowało się po prostu wszystko (i to nie byle, jakie, tylko porządnych firm). Od ozdób świątecznych, przez ubrania, po mniejsze meble. Pomieszczenie było świątecznie urządzone, na szybach, ukazujących wystawę, znajdował się sztuczny śnieg, w tle leciały cicho kolędy, a przy drzwiach wisiał mały dzwoneczek oznajmujący o przybyciu nowego gościa.
Na początek podjęłam się prezentu dla Evy. Podeszłam, więc do działu z kosmetykami i wybrałam niebieskie cienie, pasujące do jej włosów, oraz perfumy o zapachu lawendy. Będąc przy dziale z kosmetykami i biżuterią włożyłam do koszyka srebrne kolczyki dla mamy. Mój wzrok przyciągnęła wystawa z różnymi ramkami. Po chwili wybrałam jedną wielkości kartki A4 ze szklaną obwódką. Zaśmiałam się cicho do własnych myśli wyobrażając sobie minę brata na jego prezent. Wystarczy włożyć jedno zdjęcie i gotowe. Dział z książkami ominęłam, ponieważ Annabeth nie będzie mogła spędzić z nami wieczoru.
I teraz został tylko Drake. Westchnęłam. Teraz będzie najgorzej. Postanowiłam odłożyć to na później. Taa, "później" by ja oznacza kupowanie prezentów parę godzin przed kolacją. Ale przecież nie mogę mu nic nie dać! Z opresji wybawił mnie mój chłopak. Przecież nie mogę mu kupować prezentu przy nim, prawda? Szybko na koszyk nałożyłam zdjęty szalik, by nie mógł nic zobaczyć. Po chwili mnie zauważył i podszedł szybko. Na jego widok jak zawsze zrobiło mi się gorąco. Jak zawsze starałam się nie patrzeć na jego umięśnioną klatkę piersiową, do której mocno przylegała koszulka. Zarumieniłam się mocno, a na jego twarzy błąkało się rozbawienie.
- Co tu robisz? - spytałam.
- Mogę ci zadać to samo pytanie. - Uśmiechnął się rozbrajająco i cmoknął mnie w policzek.
- Ale ja spytałam pierwsza - odparłam, dalej zarumieniona.
 - Co chowasz w tym koszyku? - Zmienił temat i już chciał podnieść mój szalik, ale odepchnęłam jego rękę.
- Nic, co powinno ciebie interesować - zachichotałam.
- Kate, to oczywiste, że kupujesz prezenty dopiero teraz. Nie ukrywaj, że tak nie jest, ale zrobię ci przysługę i poczekam na zewnątrz - roześmiał się cicho, a ja prychnęłam trochę rozdrażniona, ale po chwili także się zaśmiałam. Podbiegłam do kasy i szybko zapłaciłam. Z sporą torbą wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam jak mój chłopak ogląda na wystawie okładki czasopism z motor lecz niestety trwała ona jedynie ułamek sekundy.
ami. Podeszłam do niego, a on instynktownie chciał przejąć torbę bym nie musiała jej dźwigać. Mimo wszystko, że pod tym gestem może być drugie dno, więc nie oddałam mu jej ze śmiechem.
- Dowiesz się wieczorem, co dostaniesz. - Mimo wszystko zaniepokoiłam się. A co jeśli nie zdążę mu nic kupić? Ja od niego z pewnością dostanę coś fantastycznego.
- Dobrze, więc chodźmy zanieść to do twojego domu, a później pójdziesz ze mną - uśmiechnął się tajemniczo. Kiwnęłam głową, bo wiedziałam, że wypytywanie i tak nic nie da. Zawsze tak było.
W mieszkaniu moja mama zaproponowała nam pierniczki i kakao, na co chciałam przystać, ponieważ na dworze było zimno, ale Drake wyciągnął mnie z powrotem. Jęknęłam, ale cicho w duchu umierałam z ciekawości. Trochę się zdziwiłam, gdy doszliśmy do Central Parku. Kierował się ku... wielkiemu lodowisku. Szczerze to nigdy nie jeździłam na łyżwach, ale mam nadzieję, że sobie poradzę.

 MUZYKA: Last Christmas - Glee --> wyłączcie poprzednią piosenkę i włączcie to.

 - Drake, jesteś tego świadomy, że na początek muszę przejść ekspresowy tryb nauczania?
- Nie upadnij - wyszczerzył się.
- Hahaha, bardzo śmieszne - odparłam ironicznie. - A tak na serio to mnie nauczysz, co nie? - zadałam pytanie teatralnym szeptem, a on w odpowiedzi objął mnie otaczając swoim ciepłem. Wtuliłam się w niego bardziej, ale doszliśmy do kasy i otrzeźwił mnie miły głos pulchnej kobiety.
- Co dla was, kochaneczki?
- Dwie godzinne wejścia oraz chcemy wypożyczyć dwie pary łyżew. - Podał jeszcze nasze rozmiary butów i oboje staliśmy gotowi przy wejściu. Nogi mi się strasznie trzęsły oraz miałam wrażenie, że zaraz upadnę. Co nie koniecznie mogło być tylko wrażeniem. Przytrzymałam się mocno bandy podziwiając jak Drake płynnie do mnie nadjeżdża.
- Na początek postawa. Ugięte nogi w kolanach i musisz być pochylona do przodu. Odpychasz się tak. - I zademonstrował. Mimo moich niezliczonych prób nie szło mi najlepiej. Z utęsknieniem patrzyłam na pary płynnie za sobą podążające. Zdeterminowana próbowałam dalej i baaardzo powoli wykonałam jedno okrążenie bez upadku. Dalej szło mi tylko lepiej i zaczęłam jechać już bez dotykania bandy trzymając Drake'a za rękę. Było to bardziej asekuracyjne niż romantyczne, ale wspaniale się bawiłam. Powiem, że było to całkiem łatwe i pod ostatnie 10 minut mogłam już normalnie się poruszać. 
Jęknęłam, gdy nasz czas doszedł końca.
- Wiedziałem, że ci się spodoba - szepnął przybliżając siebie powoli do mnie. Zamknęłam oczy i poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Odwzajemniłam pocałunek i włożyłam swoje dłonie w jego włosy przyciągając go do siebie bardziej. Nagle poczułam zimny śnieg przylegający do mojego rozpalonego policzka. Oderwaliśmy się od siebie niechętnie i spojrzeliśmy w stronę, z której nadciągał „atak”.
- Zostaw moją siostrzyczkę - zaśmiał się mój brat Percy. Raczej nie należeliśmy do tych idealnych rodzeństw bez kłótni, ponieważ często się przekomarzaliśmy (najczęściej o błahostki). Niestety do jego roli należało także to, że bardzo chce uprzykrzyć życie mojemu chłopakowi.
- Bardzo śmieszne - odpowiedziałam ironicznie lepiąc już w dłoniach śnieżkę. Po chwili leciała rozpędzona w stronę mojego brata. Nie zdążył się uchylić i na jego granatowej kurtce widniał biały ślad.
- Kate! - jęknął. - To była nowa kurtka od Ann. - I rzucił się za mną w pościg. Z piskiem zaczęłam uciekać. W końcu doszło do krytycznej sytuacji: biegliśmy za sobą wokół drzewa. Siłą fizyczną go nie pokonam, więc muszę wymyślić jakiś podstęp. Nagle dotarło do mnie, jak bardzo poważnie traktuję bitwę na śnieżki z przyrodnim bratem. Chyba potrzebny mi jakiś chill out. Ale podstęp... Chyba wiem, co zrobię.
W ciągu jednej sekundy wydarzyło się parę rzeczy na raz. Zobaczyłam nad sobą gałąź z śniegiem. Podskoczyłam, a następnie potrząsnęłam nią, a śnieg spadł na rozpędzonego we mnie Percy'ego. Stanęłam niedaleko ciężko dysząc ze zmęczenia. Gdy zobaczyłam wyłaniającą się z zaspy głowę brata nie mogłam powstrzymać śmiechu. Całą twarz miał zasłoniętą szronem, razem z ubraniami. Jedno oko miał półprzymknięte, a na twarzy widniał duży grymas. Po chwili jednak jego mimika się zmieniła i wiedziałam, jaki wielki błąd popełniłam nie odchodząc od niego na bezpieczną odległość. On szybko wstał, a ja postanowiłam jak najszybciej uciekać. Niestety za wolno to zrobiłam i ja także leżałam cała w śniegu.
Teraz tylko Drake był, jako tako, suchy. Postanowiłam jak najszybciej to zmienić. Podeszłam do niego powoli, by nie nabrał podejrzeń. Dopiero parę ostatnich kroków pokonałam biegiem. Niestety, ja jak zwykle, przewaliłam się na lodzie tuż pod jego nogami. Pociągnęłam go jednak za sobą i znaleźliśmy się w sytuacji, którą często można ujrzeć w filmach. Ja, jako bezbronna, mała istotka leżałam na zimnym śniegu, a nade mną chłopak. Jak scena z filmu, to trzeba ją dokończyć, co nie? Podniosłam głowę i złożyłam na jego ustach krótki i słodki pocałunek. On jednak, gdy skończyłam pochylił się nade mną i ponownie pocałował. Nagle wszystko przestało istnieć, gdy poczułam na ustach smak jego warg. Były chłodne, ale mi to nie przeszkadzało. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, lecz niestety trwał on jedynie ułamek sekundy. Bo przerwał nam jakimś głupim komentarzem z daleka mój brat. Jak zawsze, z resztą. Kiedy oddaliśmy nasze wargi, ciągle jednak będąc blisko siebie, wyszeptał mi do ucha dwa słowa: kocham cię. Chciałam mu odpowiedzieć, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Milczałam i ponownie moje usta znalazły się na jego w gorącym, dłuższym pocałunku.
Ta chwila nie mogła jednak trwać wiecznie. Podniósł się ze mnie, a w oddali zobaczyłam moją przyjaciółkę w jaskrawo pomarańczowej kurtce i różowej czapce, z której wystawały niebieskie końcówki włosów. Pomachałam do niej, by nas zauważyła i po chwili znajdowała się przy nas.

   - Co tam robi Percy? – zadała pytanie pokazując rękę stronę syna Posejdona. Skierowałam tam swój wzrok i o mało, co nie przewróciłam się ze śmiechu. Mój brat z zapałem lepił górę śnieżek, które chwilę potem rzucał w stronę grupki tak na oko czternastolatków, którzy już odpowiedzieli mu gradem "pocisków". W tym momencie Percy budował wokół siebie mur ze śniegu. Cała ta sytuacja była bardzo komiczna i po chwili śmialiśmy się wszyscy.

- Zaczekajcie chwilę - powiedziałam i spokojnym krokiem podeszłam w stronę syna Posejdona. Wydawało mi się, że wcale na mnie nie patrzył, tak był zaabsorbowany swoim zajęciem, ale kiedy kucnęłam niedaleko niego, mruknął coś w stylu "Cześć, Kate".

- Cześć Percy, co robisz? - zapytałam się, starając stłumić chichot. Zauważyłam, że jest cały przemoczony, aż dygocze z zimna. Kazałam wodzie spłynąć z jego ubrania. Jak on tu sobie beze mnie radzi? Taa... I on za parę miesięcy będzie pełnoletni? Życzę mu powodzenia w życiu: siedemnastolatek walczący na śnieżki z bandą dzieciaków.

- W tym momencie? Prowadzę wojnę na śnieżki z tymi tam. - odparł chłopak, a ja parsknęłam śmiechem. W tle gdzieś przeleciała mi melodia jednego z dzwonków telefonicznych przechodniego. Powiem, że wpadła mi w ucho. Tekst nieźle oddawał to, co czułam do Drake'a. W mojej głowie zaczął się kształtować niekoniecznie mądry pomysł. Normalna dziewczyna dałaby chłopakowi rękawiczki i coś tam. Tyle, że ja nie jestem normalna. Mruknęłam coś do przyjaciół, że przed Wigilią muszę coś załatwić. Doszłam do jednej z budek telefonicznych i zadzwoniłam do jednego z synów Apolla.

- Halo?... Tu Kate... Tak, ta od Drake'a... Studio muzyczne twojego taty jest nadal czynne?


      

Jak tylko wychyliłam nos z pokoju uderzył mnie aromat pierników, korzeni oraz innych zapachów bożonarodzeniowych. Gdy byłam pewna, że aktualnie moja mama siedzi w kuchni i nie ma zamiaru z niej wychodzić, a co gorsza mnie wpuszczać (zwłaszcza, że umiem zrobić jedynie najprostsze kanapki) uznałam, że mogę szybko przetransportować moje prezenty. Ułożyłam je w ładny stosik, a ten dla Drake’a wcisnęłam prawie pod sam pień. Odetchnęłam z ulgą, że mam to już za sobą. Nigdy nie miałam głowy do zgadywania, co kto chce, a w tym roku poszło całkiem gładko.
Na wieczerzę do nas miało przyjść w sumie sześć osób. Eva, Drake, Percy oraz po jednym z ich śmiertelnych rodziców. Tatę Evy i matkę Drake’a poznałam już wcześniej i postanowiłam ich zaprosić, gdyż jedyną naszą rodziną, a właściwie jedynie moją, był Percy. Nasze matki mieszkają całkiem blisko siebie i można je już śmiało nazwać przyjaciółkami.
Postanowiłam zacząć się przygotowywać. Weszłam do nowocześnie urządzonej łazienki i stanęłam pod prysznicem. Pozwoliłam by gorąca woda spływała po moim ciele i zamknęłam oczy. W porównaniu pogody na dworze tutaj był istny raj. Ciepło rozpływało się wolno po moim ciele, ale wiedziałam, że nie mogę tak stać wiecznie. Zmyłam z siebie pozostałości po brudnym śniegu czekoladowym mydłem i nałożyłam na włosy szampon i go zmyłam. Otworzyłam kabinę, a następnie szybko owinęłam się ręcznikiem, gdyż moje ciało wzdrygnęło się na niemiłą zmianę temperatury. Rozczesałam blond włosy i wysuszyłam siebie jednym łatwym sposobem, który nie dawno odkryłam. Otóż, jeśli mogę nie moknąć to po prostu sprawiam, by woda mnie nie moczyła. Jest to bardzo praktyczne. Owinęłam się ręcznikiem i weszłam do pokoju podchodząc do szafy. Po chwili postanowiłam założyć elegancką, ciemną sukienkę, czarny sweter, rajstopy i balerinki. Zrobiłam lekki makijaż pasujący do mojego ubioru. Usłyszałam dzwonek, więc tylko przejrzałam się przelotnie w lustrze i podbiegłam do drzwi. Stał w nich Percy wraz z jego matką.
- Dzień dobry – przywitałam się. Zza rogu do przedsionka weszła moja mama ubrana w fartuch.
- Cześć Sally. Przepraszam, ale nie jestem jeszcze gotowa, ponieważ umawiałyśmy się na… - tłumaczyła się zmieszana Monica.
- Nic się nie stało. Przyszłam by ci jeszcze w czymś pomóc – odpowiedziała i obie ruszyły razem do kuchni. W pomieszczeniu rozbierał się z zimowych okryć mój brat. Na prośbę rodzicielek nakryliśmy do stołu. Nie zdążyliśmy skończyć, gdyż dzwonek zabrzmiał ponownie. W drzwiach stanęła Emilly i jej syn, Drake. Trzymał on w obu rękach wielkie torby z potrawami na Wigilię, jak mniemam. Postawił je w kuchni, ale następnie kobiety go wygoniły.
- Nie rozumiem, czemu nie możemy im pomóc – powiedziałam swoje myśli na głos.
- Może, dlatego, że ty masz dwie lewe ręce w kuchni. Tak samo jak Percy. – powiedział Drake i cmoknął mnie w policzek.
- Ej! – zaśmiałam się i uderzyłam go lekko w ramię. – A ty to niby umiesz gotować?
- Tylko ja ratowałam nas przed zatruciem pokarmowym na Argo II. – Powiedział chłopak nostalgicznie patrząc się w dal. Percy chciał coś odpowiedzieć, ale dzwonek ponownie zabrzmiał w całym pomieszczeniu.
- Eva! – zawołałam radośnie, mimo, że widziałyśmy się już dzisiaj. Przytuliłam ją na powitanie i grzecznie powiedziałam „Dzień dobry” jej tacie.
Chwilę później wszystko było już gotowe oraz zasiedliśmy przy stole. Po dłuższym czasie nadeszła upragniona chwila: PREZENTY. Moja mama, jako gospodyni rozdawała je po kolei. Ja między innymi dostałam parę ubrań od Evy, perfumy o zapachu wanilii od mamy i parę innych drobiazgów. Na najśmieszniejszy prezent może się zaliczyć ramka z moim zdjęciem i autografem dla Percy’ego. W końcu pod choinką została tylko jedna, płaska paczuszka. Monica wyciągnęła ją i czytając na głos imię Drake’a podała mu ją. On rozerwał papier i ku zdziwieniu wszystkich powiedział na głos:
- Płyta. – zmarszczył brwi w zamyśleniu. – Niepodpisana płyta.

MUZYKA: All I Want for Christmas is You --> wyłączcie poprzednią piosenkę i włączcie to.

- To włączmy ją – powiedziała radośnie Eva i przy okazji patrząc na mnie wymownie. Przyniosłam magnetofon, a po chwili z jego głośników wylewały się nuty, a następnie ku zdziwieniu wszystkich… mój głos:
- I don't want a lot for Christmas
 There's just one thing I need
 I don't care about the presents
 Underneath the Christmas tree
 I just want you for my own
 More than you could ever know
 Make my wish come true
 All I want for Christmas is… YOU

      

Dla tych, co nie znają angielskiego: tekst z tłumaczeniem znajdziecie <TUTAJ>

      



I jak? Podoba się? :) Mamy nadzieję :)
WESOŁYCH ŚWIĄT i DUUUŻO PREZENTÓW :)
(jednym z nich jest to opowiadanie)

Zobacz w pełnym rozmiarze: < Click! >

* Obie grafiki wykonała Ala. W pierwszej - tylko dodała napis. Kredyty: < Click! > i < Click! >

poniedziałek, 16 grudnia 2013

26. Burza uczuć


- Początkowo ten klucz miała pilnować Hestia, ale uznałam, że potrzebujecie dobrego terapeuty - zaświergotała.
- Eeee... Ale, po co nam terapeuta? - spytałam się, mocno zdezorientowana. Terapeuta? A co może robić terapeuta? Ja nawet nie wiem, co to za zawód!
- Oj, Kate, zaraz się dowiesz. Drake, czy mógłbyś na sekundę wyjść? Ja i Katie musimy porozmawiać. On z bananem na twarzy wyszedł z sali, a ja z westchnieniem spoczęłam wykończona na obitym w materiał fotelu.
- Kate, dlaczego nie chcesz być z Drakiem? - zadała pytanie profesjonalnym tonem. Na chwilę odebrało mi mowę ze zdziwienia. Nie ma co, tego jeszcze nie było... Szybka jest. Kompletnie nie wiedziałam, co na takie pytanie odpowiedzieć. Ja się przygotowuję do walki z potworami, może jakiś zagadek, a tu co? - pytania o moje uczucia do kolegi.
- No... A więc... Bo my do siebie nie pasujemy! - jęknęłam. To było jedyne, co mi przyszło do głowy. Co miałam powiedzieć? Że boję się, że zniszczy to nasze relacje?
- Ale coś jeszcze? To twój jedyny argument? - W momencie, gdy bogini wypowiedziała te słowa, zrozumiałam, że znajduję się na niepewnym gruncie. Czy miałam coś jeszcze na obronę swojego zdania? No niestety nie.
Weź się w garść, Kate! - powiedziałam w duchu. Afrodyta jest boginią miłości i wie, jakie pytania zadawać, żeby mnie wyprowadzić z równowagi.
- No chyba tak. - odpowiedziałam, starając się zabrzmieć przekonująco. Chyba mi nie wyszło.
- Ale na przykład Percy i Annabeth też do siebie nie pasują, a są parą. Przed czym ty się bronisz?
Zamarłam. Oj nie, Afrodyto, ty mówisz o moim starszym bracie. Nie dość, że wyciągnęła najbardziej przekonujący argument, uderzyła mnie prawdziwość i prostota tego stwierdzenia. Teraz do mnie doszło, że te argumenty, które sobie wmawiałam były po prostu wymówkami. Ale przed czym? Jeżeli nie były prawdziwe to, czy nie powinniśmy być razem? A może po prostu nic do niego nie czuję? Będę musiała sobie to wszystko dobrze przemyśleć.
- To chyba tyle. Możesz już zawołać swojego przyjaciela - prawie, że zaśpiewała. Ta kobieta mnie przerażała. Raz zachowuje się jak filozof lub zawodowy terapeuta miłosny, a drugi jak zakochana nastolatka.
Powstałam z fotela i wyszłam na korytarz. To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Znajdowałam się nie w zakurzonym korytarzyku, jak ostatnio, tylko eleganckim holu. Recepcja była urządzona jak pokój bogini miłości. Na podłodze leżała czerwona wykładzina w złote szlaczki. Po bokach rozstawiono fotele, a gdzieniegdzie okrągłe stoliki z szklanym blatem. Na suficie wisiały staromodne żyrandole. W rogu, przy gigantycznym, szklanym wejściu z widokiem na wieżę Eiffla, widniało duże, półokrągłe, wysokie biurko z śliczną sekretarką. Nad nim powieszony został napis "Najlepsze  biuro terapeutyczne w Paryżu!". Przy blacie stała zezłoszczona... Hera? Och, rozumiem, że bogini może nie być w najlepszym stanie po wszystkich zdradach męża, ale od razu terapeuta? Przepraszam: boski terapeuta miłosny w postaci Afrodyty.
- Ale ja jestem boginią! - krzyknęła, a wszyscy klienci (nimfy, satyry, czy też normalni ludzie) zatrzęśli się ze strachu.
- Proszę pani, jest kolejka i będzie musiała pani poczekać 13 lat oraz 137 dni. Pasuje pani godzina 17:30? - mówiła dalej niezrażonym tonem, traktując królową bogów jak normalnego klienta.
- Pasuje - burknęła.
Dalej już nie słuchałam, tylko spoczęłam na wolnym miejscu patrząc jak za moim przyjacielem zamykają się drzwi.
I teraz ponownie zagłębiłam się w myślach. Czy na prawdę czuję coś do Drake'a? A może to było zwykłe zauroczenia? Moglibyśmy spróbować, ale co jeśli jednak nic do niego nie czuję? Nie chcę go zranić. Ale patrząc z drugiej strony to może po prostu ja boję się odrzucenia? Hmm, najłatwiej było by nic nie planować i iść na żywioł. A może tak zrobić? I tak cokolwiek zaplanuję nie wypali, więc co mi szkodzi?
Prychnęłam cicho. Mam misję: uratować brata, a sama myślę o osobistych rozterkach miłosnych. Doprawdy jestem żałosna.
 Po jakiejś chwili Drake wyszedł z gabinetu Afrodyty. Ciężko było mi odczytać jego uczucia, ale wyglądało na to, że jest raczej zadowolony z tego, co mu powiedziała bogini miłości. Ech, żeby to ze mną sprawa miała się tak łatwo... Podeszłam do mojego przyjaciela i starając się zabrzmieć beztrosko zadałam mu pytanie o klucz. Nieco się zdziwiłam, gdy usłyszałam jego odpowiedź.
- No to co, teraz do Evy? - spytałam się ponownie.
- Też nie. - odparł chłopak. Co, przepraszam?... Najpierw terapeuta miłosny, to co teraz? Zadałam pytanie na głos.
- Teraz... pff... - prychnął Drake zażenowany - Mamy zwiedzać Paryż... No wiesz, RAZEM. - złożył nacisk na ostatnie słowo, ale i tak zrozumiałam: Afrodyta za wszelką cenę chce z nas zrobić parę. 

~*~ 

Ledwie położyłam się do łóżka, zasnęłam. I oczywiście, jak zwykle nawiedziły mnie sny. Już prawie zapomniałam, jak to jest spokojnie przespać całą noc...
Mój sen wyglądał, jakby ktoś  pociął go na króciutkie kawałeczki, a potem w losowej kolejności odtworzył. Najpierw zobaczyłam Annabeth, ale znikła tak szybko, że nawet nie zdążyła się odezwać. Potem była moja mama. Pobiegłam jej naprzeciw, ale sceneria nagle się zmieniła i wpadłam na Percy'ego. Rozejrzałam się zdezorientowana po nowym miejscu: plaży podczas sztormu. W tym samym momencie niebo rozdarła błyskawica. Kiedy grzmot minął, zobaczyłam, że jestem w więzieniu w Egipcie. 
Stałam tam już z pięć sekund i dziwiłam się, że ten sen jeszcze się nie skończył. W końcu niepewnie zrobiłam jeden krok. Nic. Sen się nie zmienił.  Powoli przeszłam jeszcze parę kroków, dopóki nie poczułam się już pewniej i przyspieszyłam tempa. Biegłam przez plątaninę korytarzy, często gubiłam się w labiryncie uliczek. Wszystko to wydawało się takie odległe, jakbym to nie była ja, tylko jakbym patrzyła na kogoś innego wykonującego te wszystkie czynności. Ale tak to już bywa w snach.
Nie znałam tej trasy, nigdy tędy nie szłam, ale mimo to wiedziałam, dokąd zmierzam. Kiedy ujrzałam ten korytarz, w którym była cela szóstki herosów, przyspieszyłam. Może nareszcie będę miała jakiś sensowny sen?
 Oczywiście, nigdy nie mogę mieć racji. Obudziłam się w mojej kajucie i spojrzałam na zegarek. 8:39. Kto rano wstaje temu... no, cośtam.
Po pomieszczeniu rozległo się delikatne pukanie. Wykrzyknęłam „proszę” i wyczekiwałam gościa. Miałam cichą nadzieję, że to będzie Eva. Posiadałam wielką ochotę wygadania się komuś z mojej rozmowy z boginią miłości. I wszystkim co się wydarzyło po nim. Moje złudne nadzieje jak zwykle pozostały złudne i przy ścianie stanął Drake. Podeszłam do mojej komody, stając tyłem do niego, by nie mógł dostrzec moich policzków, które nabrały rumieńców, a brzuchu poczułam dziwne ciepło. „Czemu ja na niego tak reaguję?” jęknęłam w myślach.
- Co się stało? – zadałam pytanie nie odwracając się do niego. Usłyszałam jego ciche kroki świadczące, że niebezpiecznie się do mnie zbliża.
- Chciałem ci podziękować za wspaniały wieczór. - szepnął wprost do mojego ucha. Zadrżałam.
- Nie ma, za co. - odpowiedziałam modląc się by mój głos brzmiał naturalnie. W pomieszczeniu stało się dziwnie gorąco. Miałam ochotę otworzyć okno, gdyby nie to, że kajuta znajdowała się pod wodą.
Na szczęście wypadłam całkiem nieźle, ale nie idealnie, co jednak nie uszło słuchowi Drake’a. Chyba źle zinterpretował zachowanie mojego ciała. Albo ja to źle zrozumiałam…
- A co ci się najbardziej podobało? – spytał przybliżając się jeszcze bardziej.
- Emm… Wieża Eiffla była okej…. – powiedziałam zmieszana. Spróbowałam naturalnym gestem od niego odejść i podejść do następnej półki, ale chyba nie wyszło jak chciałam.
- A wiesz, co mi się najbardziej podobało? – Ojej, co się stało z tą ścianą? 
- Hmm, łuk triumfalny? – bogowie, nie wiem jak on to zrobił, ale teraz przylegałam plecami do zimnego muru, kontrastującego tak bardzo z resztą pomieszczenia, która wręcz parzyła.
Aktualnie prawie, że dotykaliśmy się piersiami i nachylił swoją twarz w stronę mojej. Zamknęłam oczy, czekając na to, co będzie. Czułam się jak sparaliżowana, nie miałam kontroli nad sytuacją. W tej chwili nad moim ciałem przeważały emocje. Mózg gadał jak najęty „Odsuń się od niego!”, a serce „Stój w miejscu! Jeszcze mi podziękujesz!”. Nie miałam pojęcia, kogo słuchać, więc po prostu czekałam na rozwój zdarzeń, który mógł się skończyć tylko w jeden sposób.
- Ty – szepnął w moje usta, a ja sparaliżowana czekałam na to, co będzie.  
______________________________________________

Okeeej, 26 rozdział nareszcie gotowy ^^ Zastanawiałyśmy się, czy nie dać tytułu przypominającego poprzednie, czyli np. "Hera chodzi do terapeuty", ale uznałyśmy, że ten lepiej pasuje :) Strasznie długo pisałyśmy taki jeden krótki rozdział, ale zajmowałyśmy się też czymś innym (patrz wpis "Oh my gods"). Mimo wszystko mamy nadzieję, że się Wam spodobało (hahaha, zwłaszcza końcówka ;) ) Nie wiemy, czy dobrze wyszedł nam koniec, bo nie opisywałyśmy wcześniej scen miłosnych, więc w ocenie miejcie litość :D
Ala i Maria

PS. Zapraszamy <Click!> i <Click!>
 

niedziela, 15 grudnia 2013

Oh my gods!

Przepraszamy Was bardzo! Od dwóch tygodni nie dajemy oznak życia, a notki jak nie było tak nie ma! I jeszcze dzisiaj przez przypadek została udostępniona notka niedokończona w pełni, która na razie musiała zostać usunięta (skopiowałyśmy treść ;D). Dziś wieczorem lub jutro pojawi się. Obiecujemy!
Jak pewnie paru z Was zauważyło przez przypadek (znowu -.-) udostępniłyśmy kawałek edycji świątecznej, która (także -.-) została usunięta, ale w Wigilię się pojawi :) Więcej na jej temat nie spoilerujemy ^.^
Może uda nam się w przerwę świąteczną coś napisać. Żeby nie było: nie ma żadnej mowy o zawieszaniu lub wstrzymywaniu bloga!
Ala i Maria

niedziela, 1 grudnia 2013

25. Bonjour!

Ja i Drake, ponieważ Eva nadal musiała wyzdrowieć po walce z wilkołakiem, staliśmy właśnie przed gigantycznym wejściem do Luwru w kształcie trójwymiarowego trójkąta. 
- Jesteś pewny? - spytałam próbując obciągnąć niżej sukienkę, którą syn Apolla kazał mi założyć bym wyglądała "bardziej przekonująco". Czułam się nieswojo, ponieważ rzadko chodzę w tego typu stroju i dziwnie było mi przywyknąć, że ktoś ma taki dobry widok na moje nogi.
- Tak! – uśmiechnął się szeroko, a ja westchnęłam.
Bokiem weszliśmy szybko do środka, tak by ochroniarz nas nie zauważyć (tak, wiem, bardzo banalnie to brzmi, ale nie jest takie łatwe). Weszliśmy do tłumu zwiedzających, którzy musieli już wyjść. Drake skrył się za drzwiami do łazienki damskiej, a ja podeszłam do tęgiego ochroniarza z miną słodkiej idiotki.
- Przepraszam, wie pan może gdzie znajdę toaletę? – uśmiechnęłam się przymilnie. Po chwili powiedział, że na końcu korytarza skręcić w lewo.
- A może mnie pan zaprowadzić?
On się zawahał.
- Nie powinienem... - zaczął, ale ja przerwałam przeciągniętym "proooooooszę". Zawahał się i po chwili zgodził. Dobry to on w swoim fachu nie jest, by ulegać szesnastolatce. Stanął przed otwartymi drzwiami i nonszalancko wskazał ręką otwór. Drake szybko zatrzasnął drzwi zamykając w nich mężczyznę. Ja pomogłam mu je dotrzymać, ponieważ człowiek dobijał się i krzyczał wołając o pomoc. Zastawiliśmy go i pobiegliśmy dalej, uważając by pomijać dzieła Michała Anioła, co było uwzględnione we wskazówce Ateny. Na szczęście mieliśmy podręczną broszurkę z mapką i "rzeczami, których nie możemy przegapić!" i jako tako się nie zgubiliśmy. Trudno jednak o gorszą orientacją w labiryntach niż moja, więc nie pomylenie korytarzy ogólnie nie wchodziło w rachubę.
Przez przypadek weszliśmy do pomieszczenia, w którym znajdowało się mnóstwo rzeźb, a w tym Michała Anioła. Szybko złapałam Drake'a za rękę i wycofaliśmy się, ale było za późno. Przejście było zamknięte tak samo jak pozostałe. 
Przygwoździłam siebie plecami do ściany, by nic nie mogło mnie zaatakować od tyłu i rozejrzałam się czujnie.  Nie wyglądało na to, aby było tu coś nadzwyczajnego. Spojrzałam na Drake'a i uniosłam brwi. On jeszcze raz rozejrzał się dookoła, ale chyba też nic nie zauważył. Powoli odeszłam od ściany i się rozejrzałam. Na środku stała niewielka fontanna. Podeszłam bliżej i spojrzałam w wodę. Ujrzałam swoje odbicie: blond włosy, uczesane w "kłosa", brwi tego samego koloru i te moje oczy... Woda, oczy... ech, to wszystko przypominało mi Percy'ego, a więc siłą rzeczy także i Posejdona. 
Moja sytuacja rodzinna wprost wspaniale nadawałaby się do serialu Trudne Sprawy: "Kate ma problem. Jej ojciec jest greckim bogiem, a bratu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Nie wie także o istnieniu siostry. Czy w ich rodzinie zapanuje upragniony spokój?" czy coś w tym stylu. Tylko nie myślę, że ktoś by uwierzył, że jestem córką Posejdona.
Lekko uniosłam prawą dłoń i z fascynacją zaczęłam oglądać wodę, która krąży wokół mnie. Dobra, nie przyszłam tu po to, aby bawić się fontanną...
- Kate, nie jestem pewny, czy... - zaczął Drake, ale urwał nagle ze zduszonym okrzykiem. Instynktownie wyczułam niebezpieczeństwo. Odwróciłam się powoli, przygotowana na najgorsze. Mimowolnie zacisnęłam ręce w pięści. Drake'a nigdzie nie było. Usłyszałam cichy szelest i obejrzałam się w tym kierunku, ale nic nie zauważyłam. Dzieła da Vinci szukajcie, lecz Michała Anioła omijajcie. Czemu? Michała Anioła... Dlaczego akurat tego twórcy mamy unikać? Nie byłam pewna, kiedy się tego dowiem, lecz w tamtym momencie były dla mnie ważniejsze sprawy, np. gdzie się podział Drake?
Rozejrzałam się uważnie i zamarłam. Otaczało mnie dokładnie 5 rzeźb. Domyśliłam się, że wykonał je Michał Anioł. Wśród nich rozpoznałam Dawida, Umierającego Jeńca i Zbuntowanego Jeńca. Jedna z pozostałych miała długą brodę, poważną twarz i długą szatę. Druga natomiast przedstawiała młodego człowieka z kielichem wina, a za nim małego satyra. Biorąc pod uwagę, że jestem córką Posejdona, a nie Neptuna pomyślałam o Dionizosie, ale rzeźba przypominała bardziej Bachusa.
- Czego tu szukasz? – warknął Dawid. Na ten dźwięk wzdrygnęłam się. Głos całkowicie nie pasował do (jakże idealnego) ciała. Był chropowaty jak by należał do 90 - latka.
- Ja... ten... tylko... - zaczęłam się jąkać. - Ja może sobie już pójdę - mruknęłam, czekając na, zapewne, nie miłą reakcję przeciwników.
- Nie, nigdzie się nie ruszasz - odrzekł starzec. - Chyba, że nie chcesz już zobaczyć swojego chłopaka...
- On nie jest moim chłopakiem – przerwałam automatycznie, a mężczyzna spiorunował mnie wzrokiem.
- Nie ważne, tak czy inaczej, jeśli nie będziesz współpracować to go nie zobaczysz. - wzdrygnęłam się i zadałam pytanie drżącym głosem.
- Co mam zrobić? - wszyscy trzej zaśmiali się.
- Przygotowywaliśmy się od lat na jakiegoś głupiego herosa, który postanowi odnaleźć ostatni klucz. Nasza Pani dała nam za zadanie strzec przejścia, do którego dojdziesz tylko i wyłącznie przez tą salę...
- Zaraz? Afrodyta kazała wam to zrobić? Jak was przekonała?
- Nasz stwórca robił rzeźby z miłością i przedstawiają piękno. Dlatego też pod władamy jej. – odpowiedzieli z nieskrywaną pogardą do ich właścicielki.
- Okej, ale co mam zrobić?
- Wystarczy, że pokonasz jednego potwora - zachichotali, jeśli tak można nazwać ten odgłos.
- Sami go zaprojektowaliśmy - dodał Zbuntowany Jeniec i wszyscy trzej zniknęli. Pokój zaszył się mgłą i słychać było otworzenie metalowych drzwi, a następnie zamknięcie.
 Zadrżałam, ale aktywowałam miecz. Nic nie widziałam, ale umiałam wyczuć czyjś przyśpieszony oddech. Podeszłam wolno w tamtym kierunku. Zawiało wiatrem i mój przeciwnik znajdował się za mną. Chyba. Błyskawicznie się obróciłam i zaczęłam wymachiwać bronią byle jak. No, w końcu nic nie widziałam. Potwór jednak szybko się uchylił. Szarpnęło mną do tyłu i upadłam na ziemię waląc głową o coś twardego. Złapałam się w ranę, z której lała się gęsta, ciepła ciecz. Zakręciło mi się w głowie, ale wstałam podciągając się o brzeg przedmiotu, o który się uderzyłam. Moja ręka stała się wilgotna. No tak, uderzyłam się o fontannę. Do mojego małego móżdżku dopiero po chwili doszła informacja, że woda jest moim żywiołem, ale o tyle za mało, że wylądowałam dwa metry dalej z powrotem na zimnej posadzce. Szybko, na ile pozwalały mi moje siły, które częściowo powiększyła woda, doczołgałam się. Dotknęłam opuszkami palców cieczy i wycelowałam przeciwnika. On był zwinny, ale parę razy udało mi się go drasnąć. Przy okazji dowiedziałam się, że nie jest odporny na wodę. Sterowanie wodą powoli wyczerpywało moje siły. Wiedziałam, że na wiele mi ich nie pozostanie. Ostatni raz, najmocniej wcelowałam w niego strumień. Na filmach zawsze ten ostatni, ostateczny ruch był najlepszy i zabijał przeciwnika, który rozsypywał się w pył, a do bohatera podchodziła jakaś laska i mówiła, że jest bardzo odważny, kocha go itp., itd. Niestety nie w moim przypadku. Upadłam na ziemię, a woda nie wiadomo, dlaczego nie uzdrawiała mnie w stu procentach jak zawsze. To pewnie przez tą mgłę. Jak z nieba, przez nią wyszedł Drake. W tym momencie do mojej głowy weszła myśl „mój bohater!”, ale szybko ją odgoniłam. Zobaczył mnie, ale z bólem w oczach ponownie zniknął za dymem. Teraz czekałam. I czekałam słysząc same dźwięki, z których i tak nic się nie dowiedziałam. Po (długiej) chwili z paroma ranami wyszedł i podał batonik ambrozji. Smakował jak pizza pepperoni. Na mój pytający wzrok odpowiedział tylko:
- Boi się słońca. – kiwnęłam lekko głową i podniosłam swoje obolałe ciało. W tym momencie miałam tylko ochotę zaszyć się pod ciepłą pierzyną. Niestety obowiązki wzywają. Nie czekając na przemiłe rzeźby pobiegliśmy przez drzwi i wylądowaliśmy w Sali, gdzie między innymi znajdowała się Mona Lisa. Podeszliśmy do niej, a obraz z cichym jękiem otworzył tajemne przejście, które prowadziło przez krótki, otoczony kurzem, czarny korytarz. Szybko przez niego przeszliśmy i otworzyliśmy z oporem masywne, metalowe, drzwi, które z drugiej strony okazały się być otoczone czerwoną skórą (pewnie sztuczną). 
W środku było bardzo przytulnie. Tapeta w róże, biały dywan, a przy ścianach staromodne kredensy, z ozdobnymi filiżankami lub ciastami. Po środku stał okrągły stoliczek – na nim nastawa z herbatą. I tam siedziała kobieta. Nie mogła mieć więcej niż 20 lat. Była idealna. Tak po prostu. Ciemnoblond, długie włosy, szczupła sylwetka i oczy podobne do Piper. Wiedziałam, kim ona musi być.
- Bonjour Kate! Co powiesz na małą pogawędkę? - odezwała się Afrodyta.
 
 
Uważam, że zdecydowanie za długo czekaliście na ten rozdział by był on tak krótki, ale cóż. Nic na to nie poradzę. Zwłaszcza, że musiałam go w większości sama napisać, ponieważ Maria (fanfary) przygotowywała się do drugiego etapu konkursu kuratoryjnego z jęz. polskiego! I (jeszcze większe brawa) przeszła do trzeciego etapu! Wiem, że ona pewnie nie chciałaby się tak chwalić, ale ja muszę wam o tym napisać, bo cieszę się razem z nią ^^
Notka, chyba nie najwyższych lotów i nie jest dokładnie sprawdzona, bo chciałam ją jak najszybciej udostępnić, dlatego nie bójcie się wytykać błędów.
Czytasz = komentujesz J
Ala 

wtorek, 19 listopada 2013

24. Potwór, którego nie za się zabić?!

- Billet normale ou réduite? - zapytała kasjerka. Niewiele z tego zrozumiałam. Spróbowałam zagadać po angielsku, ale ona wyraźnie się tym zniesmaczyła.
- Seulement France! - zawołała. - Ici, vous dites en français! - spojrzałam na moich przyjaciół, ale miny mieli równie zdezorientowane jak ja. Nie wiedziałam, że tyle problemu będzie z samym kupnem biletów do Luwru.
- Acheter votre billet ou sortir!* - przepraszam, ale co ona mówi? Moja wiedza językowa ogranicza się znajomości DWÓCH, powtarzam DWÓCH języków: polskiego i amerykańskiego. Jeśli jeszcze raz ktoś zacznie do mnie nawijać po francusku albo portugalsku, to nie odpowiadam za moje czyny. A ostrzegam: denerwowanie mnie grozi powodzią!
Nie wiem, jak by się skończyła ta sytuacja, gdyby Drake nie odciągnął mnie od kasy. Odeszliśmy do kąta pomieszczenia.
- Wracamy tu w nocy. - powiedział tym swoim tonem stratega. Czy wspominałam już, że on zawsze ma plan? A że ten plan nigdy nie wypala?
Miałam nadzieję, że tym razem się uda.

~*~

Wróciliśmy na pokład Argo II, którego zostawiliśmy gdzieś nad obrzeżami miasta, więc trochę się nachodziliśmy. Nie sądziłam, że Paryż jest taki wielki! Byliśmy już na maksa zmęczeni, gdy wreszcie weszliśmy po sznurowej drabince na pokład latającego okrętu. Od niechcenia rzuciłam przyjaciołom jakieś "zaraz wrócę", czy coś w tym stylu i poczłapałam w stronę mojej kajuty. Rzuciłam się na łóżko, gdy nagle poczułam, że nie jestem sama w tym pomieszczeniu. Usiadłam i wtedy zobaczyłam, że w kącie siedzi chłopak na oko w wieku 19 lat i pogardliwe się uśmiecha. Wystarczył mi jeden rzut oka na jego czerwone oczy, abym się przekonała, że jest potworem.
-Evaa? - rzuciłam, mając nadzieję, że przyjaciółka mnie usłyszy. Powoli wstałam, ale chłopak uprzedził moje ruchy i w mgnieniu oka zatrzasnął drzwi.
- No, no, no... Jesteś bardzo ostrożna, nie ma, co... - rzucił sarkastycznie. Drwiący uśmieszek nie schodził z jego ust. Zastanawiałam się, jakim jest potworem. To byłoby dla mnie ważną informacją w walce z nim, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Wyjął krótki miecz i zaczął się nim bawić.
- Wiesz, zazwyczaj nie noszę broni. - powiedział. Mówił jakby do siebie, ale wiedziałam, że jego słowa były skierowane do mnie. - Jednakże was mam zabić w inny sposób niż zwykle. - wymierzył broń w moje gardło. - Kazano mi zabić ciebie na początku, bo stanowisz największe zagrożenie. Według mnie nie stanowisz żadnego niebezpieczeństwa.
No dobra, miarka się przebrała. Nie wolno mnie ot tak sobie obrażać! W tym momencie wykonałam skok w tył, unikając ostrza jego miecza i jednocześnie wzywając swój. Wykorzystałam element zaskoczenia i wytrąciłam mu broń z ręki, a następnie przebiłam go na wylot. W tym samym momencie usłyszałam jego śmiech. Z czego on się śmieje? Zaraz... Jak potwór przebity solidnym ostrzem z niebiańskiego spiżu może się śmiać?! Spojrzałam na niego i zauważyłam, że po ranie nie ma żadnego śladu. Zdziwiona spojrzałam się na swój zakrwawiony miecz. Ta chwila wahania pozwoliła mojemu przeciwnikowi odnieść swoją broń i zaatakować. Odciąłby mi głowę, gdyby nie miecz Drake'a, który odparował cięcie. Chłopak zepchnął potwora na główny pokład i tam zaczęli walczyć. Pobiegłam tam i zauważyłam, że mój przyjaciel nie radzi sobie zbyt dobrze: tego potwora nie dało się zranić. Za każdym razem, gdy chłopak zadawał mu cios, nie było rany. Pobiegłam i zadałam mu cios, który powinien odciąć mu rękę. Cofnął się i zawył z bólu, zupełnie jak pies. Mimo, iż nie zadałam mu żadnych obrażeń widać było, że go zabolało. Ale przecież to niemożliwe, żeby nie dało się go unicestwić. Przecież wszystkie potwory da się zabić za pomocą niebiańskiego spiżu. Zaraz. Nie wszystkie. Niektóre, na przykład wilkołaki, czy chimery...
Wilkołak. On jest wilkołakiem! Uświadamiam to sobie dopiero, gdy przygważdża mnie do ziemi, już, jako wilk. Myślę gorączkowo. Wilkołaki da się zabić jedynie srebrem, ale gdzie ja tu znajdę srebro?! Eva biegnie w moim kierunku, ale wystarczy jeden cios potężnej łapy, aby leżała nieprzytomna ze strużką krwi na czole. Tak swoją drogą, nie zaprzestałam dziurawienia go moim mieczem, choć wiedziałam już, że na nic się to nie zda.
Drake mimo wszystko rzucił się na potwora, posyłając mi spojrzenie, które mogło znaczyć tylko "Wymyśl coś!". Nie myśląc wiele pobiegłam do kuchni skąd z zlewu pochwyciłam pierwszą lepszą łyżkę. Miała na sobie jeszcze resztki sosu bolonese, który został po wczorajszym obiedzie. Niestety nie miałam czasu wracać się po czystą, bo mam bardzo mało czasu zanim wilkołak wykończy Drake'a. No trudno, będą śpiewać pieśni o tym jak najodważniejsza półbogini pokonała potwora brudną łyżką. Bo oczywiście jak zwykle nikomu nie chciało się zmywać.
Wpadłam na główny pokład i wykrzyknęłam głośno "HA!" jednocześnie dźgając przeciwnika w plecy. On jednak odwrócił się i patrząc na mnie głośno się roześmiał (śmiech wilka raczej nie przypomina miłego dla ucha śmiechu, ale nie ważne). Dlaczego to nie podziałało? Srebro sztućcowe nie działa? A może to nie było srebro? Przyjrzałam się przedmiocie i na dole rączki zobaczyłam napis "Made in China. Metal".
- Nie no, serio?! - mruknęłam. Jak ja mogłam być tak tępa, że myślałam, że łyżki robią z prawdziwego srebra? No jak?!
Nagle poczułam straszny ból w ramieniu. Spojrzałam tam, a wilkołak ugryzł mnie w rękę, z której teraz płynęła szybko krew. Syknęłam, ponieważ przedramię teraz strasznie piekło. Drake ze złością zaatakował mojego prawie zabójcę i odepchnął ode mnie. Z bólu osunęłam się na podłogę, a przed oczami zamigotały mi mroczki. Widziałam jak tracę mnóstwo krwi, co przyprawiało mnie o zawroty głowy. Ciało oblał zimny pot. Wiedziałam, że to już koniec. Głupi mózg przysłał mi myśl, dlaczego wilkołak mnie ugryzł, bo od tego są wampiry, ale szybko odepchnęłam ten wątek w mojej głowie. To nie czas, ani miejsce na takie przemyślenia.
Nadeszła następna fala bólu, a ja jeszcze głośniej jęknęłam i złapałam się dłonią uważając, by nie skazić rany srebrnymi zawieszkami bransoletki. Chwila... SREBRNYMI zawieszkami bransoletki. Ostatnimi siłami zdjęłam biżuterię i rzuciłam w przeciwnika. Ostatnie, co zobaczyłam przed straceniem przytomności to widok rozsypującego się potwora i biegnącego do mnie Drake’a.

~*~
Leżałam na wznak, z zamkniętymi oczami. Niby powinnam się przejmować  i natychmiast wziąć się w garść, ale czułam takie przyjemne ciepło. Woda obmywała mi włosy. Przez chwilę jak piorun poraziła mnie ta myśl: Ja... ja chyba umarłam!
Więc tak to wygląda: Będę sobie leżała i rozmyślała o moim krótkim życiu. Niezbyt przyjemna perspektywa, szczerze mówiąc. Fala powróciła, zalewając mnie prawie całkowicie. Zaraz... Jest mała szansa, że przeżyłam i morze wyrzuciło mnie na jakiś brzeg...
Usłyszałam, że ktoś biegnie w moją stronę. Jednak się przemogłam i otworzyłam oczy. Światło i jasność słońca mnie dosłownie oślepiły. Więc jednak żyję...
Ktos przyklęknął przy mnie i zaczął zajmować się moją raną.
- Eeeva? - zapytałam się niepewna i usiadłam, widząc tylko jakieś rozmazane kolory, głównie jasne.
- Spokojnie, możesz... - Usłyszałam odpowiedź i odskoczyłam do tyłu jak oparzona. Ten głos! Przetarłam oczy i jeszcze raz się spojrzałam do przodu.
- Annabeth... - wyszeptałam jej imię, ale tym razem mnie usłyszała.

~*~

- ...potem była Wielka Przepowiednia - Annabeth wydała cichy okrzyk. Przypomniało mi to reakcję reszty obozowiczów na tą przepowiednię. - Następnie, no coż, zostałam uznana przez... Zaraz, co zrobiłaś? - przerwałam opowiadanie i przez pewien czas zdziwiona patrzyłam się na moją ranę, która zaczynała powoli się zasklepiać.
- To nie ja, ale... Już wiem! - stwierdziła Annabeth. Trochę mnie denerwowało, że to nie ja jestem tą extramądrą córką Ateny. - Słuchaj, Kate, niedługo się obudzisz. Ktoś musiał ci podać ambrozję lub nektar. Nie możesz wiecznie być nieprzytomna. - Co? Nie! Muszę jej powiedzieć, kim jest mój ojciec! Teraz, kiedy wiedziałam już o co chodzi z tymi dziećmi Wielkiej Trójki musiałam jej powiedzieć.
- Mój ojciec to Posejdon! Posejdon!!! - wrzasnęłam, czując, że się budzę. Ktoś objął mnie ramieniem i usłyszałam:
- Już dobrze, Kate. Wiem, że to Posejdon, spokojnie... - to był Drake. Kompletnie nie wiedział, czemu krzyczę i było mi go żal, więc odwzajemniłam uścisk. Przez chwilę przemknęła mi przez głowę myśl "Paryż, miasto zakochanych"

________________________________
*Korzystałyśmy z Google tłumacza, więc jeśli ktoś się uczy francuskiego to może zauważyć błędy. My uczymy się tylko niemieckiego :’(

________________________________
Przepraszamy, że trochę długo (jak na naszego bloga(-; ) czekaliście na rozdział. Po prostu teraz jest coraz więcej nauki. Nie chodzi tylko o to. Bierzemy udział w takich ważnych dla nas konkursach i przez następny tydzień może się nic nie pojawić. Notka też trochę krótka, ale mimo wszystko mamy nadzieję, że się podobała.
Prosimy o komentarze!
Ala i Maria