wtorek, 19 listopada 2013

24. Potwór, którego nie za się zabić?!

- Billet normale ou réduite? - zapytała kasjerka. Niewiele z tego zrozumiałam. Spróbowałam zagadać po angielsku, ale ona wyraźnie się tym zniesmaczyła.
- Seulement France! - zawołała. - Ici, vous dites en français! - spojrzałam na moich przyjaciół, ale miny mieli równie zdezorientowane jak ja. Nie wiedziałam, że tyle problemu będzie z samym kupnem biletów do Luwru.
- Acheter votre billet ou sortir!* - przepraszam, ale co ona mówi? Moja wiedza językowa ogranicza się znajomości DWÓCH, powtarzam DWÓCH języków: polskiego i amerykańskiego. Jeśli jeszcze raz ktoś zacznie do mnie nawijać po francusku albo portugalsku, to nie odpowiadam za moje czyny. A ostrzegam: denerwowanie mnie grozi powodzią!
Nie wiem, jak by się skończyła ta sytuacja, gdyby Drake nie odciągnął mnie od kasy. Odeszliśmy do kąta pomieszczenia.
- Wracamy tu w nocy. - powiedział tym swoim tonem stratega. Czy wspominałam już, że on zawsze ma plan? A że ten plan nigdy nie wypala?
Miałam nadzieję, że tym razem się uda.

~*~

Wróciliśmy na pokład Argo II, którego zostawiliśmy gdzieś nad obrzeżami miasta, więc trochę się nachodziliśmy. Nie sądziłam, że Paryż jest taki wielki! Byliśmy już na maksa zmęczeni, gdy wreszcie weszliśmy po sznurowej drabince na pokład latającego okrętu. Od niechcenia rzuciłam przyjaciołom jakieś "zaraz wrócę", czy coś w tym stylu i poczłapałam w stronę mojej kajuty. Rzuciłam się na łóżko, gdy nagle poczułam, że nie jestem sama w tym pomieszczeniu. Usiadłam i wtedy zobaczyłam, że w kącie siedzi chłopak na oko w wieku 19 lat i pogardliwe się uśmiecha. Wystarczył mi jeden rzut oka na jego czerwone oczy, abym się przekonała, że jest potworem.
-Evaa? - rzuciłam, mając nadzieję, że przyjaciółka mnie usłyszy. Powoli wstałam, ale chłopak uprzedził moje ruchy i w mgnieniu oka zatrzasnął drzwi.
- No, no, no... Jesteś bardzo ostrożna, nie ma, co... - rzucił sarkastycznie. Drwiący uśmieszek nie schodził z jego ust. Zastanawiałam się, jakim jest potworem. To byłoby dla mnie ważną informacją w walce z nim, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Wyjął krótki miecz i zaczął się nim bawić.
- Wiesz, zazwyczaj nie noszę broni. - powiedział. Mówił jakby do siebie, ale wiedziałam, że jego słowa były skierowane do mnie. - Jednakże was mam zabić w inny sposób niż zwykle. - wymierzył broń w moje gardło. - Kazano mi zabić ciebie na początku, bo stanowisz największe zagrożenie. Według mnie nie stanowisz żadnego niebezpieczeństwa.
No dobra, miarka się przebrała. Nie wolno mnie ot tak sobie obrażać! W tym momencie wykonałam skok w tył, unikając ostrza jego miecza i jednocześnie wzywając swój. Wykorzystałam element zaskoczenia i wytrąciłam mu broń z ręki, a następnie przebiłam go na wylot. W tym samym momencie usłyszałam jego śmiech. Z czego on się śmieje? Zaraz... Jak potwór przebity solidnym ostrzem z niebiańskiego spiżu może się śmiać?! Spojrzałam na niego i zauważyłam, że po ranie nie ma żadnego śladu. Zdziwiona spojrzałam się na swój zakrwawiony miecz. Ta chwila wahania pozwoliła mojemu przeciwnikowi odnieść swoją broń i zaatakować. Odciąłby mi głowę, gdyby nie miecz Drake'a, który odparował cięcie. Chłopak zepchnął potwora na główny pokład i tam zaczęli walczyć. Pobiegłam tam i zauważyłam, że mój przyjaciel nie radzi sobie zbyt dobrze: tego potwora nie dało się zranić. Za każdym razem, gdy chłopak zadawał mu cios, nie było rany. Pobiegłam i zadałam mu cios, który powinien odciąć mu rękę. Cofnął się i zawył z bólu, zupełnie jak pies. Mimo, iż nie zadałam mu żadnych obrażeń widać było, że go zabolało. Ale przecież to niemożliwe, żeby nie dało się go unicestwić. Przecież wszystkie potwory da się zabić za pomocą niebiańskiego spiżu. Zaraz. Nie wszystkie. Niektóre, na przykład wilkołaki, czy chimery...
Wilkołak. On jest wilkołakiem! Uświadamiam to sobie dopiero, gdy przygważdża mnie do ziemi, już, jako wilk. Myślę gorączkowo. Wilkołaki da się zabić jedynie srebrem, ale gdzie ja tu znajdę srebro?! Eva biegnie w moim kierunku, ale wystarczy jeden cios potężnej łapy, aby leżała nieprzytomna ze strużką krwi na czole. Tak swoją drogą, nie zaprzestałam dziurawienia go moim mieczem, choć wiedziałam już, że na nic się to nie zda.
Drake mimo wszystko rzucił się na potwora, posyłając mi spojrzenie, które mogło znaczyć tylko "Wymyśl coś!". Nie myśląc wiele pobiegłam do kuchni skąd z zlewu pochwyciłam pierwszą lepszą łyżkę. Miała na sobie jeszcze resztki sosu bolonese, który został po wczorajszym obiedzie. Niestety nie miałam czasu wracać się po czystą, bo mam bardzo mało czasu zanim wilkołak wykończy Drake'a. No trudno, będą śpiewać pieśni o tym jak najodważniejsza półbogini pokonała potwora brudną łyżką. Bo oczywiście jak zwykle nikomu nie chciało się zmywać.
Wpadłam na główny pokład i wykrzyknęłam głośno "HA!" jednocześnie dźgając przeciwnika w plecy. On jednak odwrócił się i patrząc na mnie głośno się roześmiał (śmiech wilka raczej nie przypomina miłego dla ucha śmiechu, ale nie ważne). Dlaczego to nie podziałało? Srebro sztućcowe nie działa? A może to nie było srebro? Przyjrzałam się przedmiocie i na dole rączki zobaczyłam napis "Made in China. Metal".
- Nie no, serio?! - mruknęłam. Jak ja mogłam być tak tępa, że myślałam, że łyżki robią z prawdziwego srebra? No jak?!
Nagle poczułam straszny ból w ramieniu. Spojrzałam tam, a wilkołak ugryzł mnie w rękę, z której teraz płynęła szybko krew. Syknęłam, ponieważ przedramię teraz strasznie piekło. Drake ze złością zaatakował mojego prawie zabójcę i odepchnął ode mnie. Z bólu osunęłam się na podłogę, a przed oczami zamigotały mi mroczki. Widziałam jak tracę mnóstwo krwi, co przyprawiało mnie o zawroty głowy. Ciało oblał zimny pot. Wiedziałam, że to już koniec. Głupi mózg przysłał mi myśl, dlaczego wilkołak mnie ugryzł, bo od tego są wampiry, ale szybko odepchnęłam ten wątek w mojej głowie. To nie czas, ani miejsce na takie przemyślenia.
Nadeszła następna fala bólu, a ja jeszcze głośniej jęknęłam i złapałam się dłonią uważając, by nie skazić rany srebrnymi zawieszkami bransoletki. Chwila... SREBRNYMI zawieszkami bransoletki. Ostatnimi siłami zdjęłam biżuterię i rzuciłam w przeciwnika. Ostatnie, co zobaczyłam przed straceniem przytomności to widok rozsypującego się potwora i biegnącego do mnie Drake’a.

~*~
Leżałam na wznak, z zamkniętymi oczami. Niby powinnam się przejmować  i natychmiast wziąć się w garść, ale czułam takie przyjemne ciepło. Woda obmywała mi włosy. Przez chwilę jak piorun poraziła mnie ta myśl: Ja... ja chyba umarłam!
Więc tak to wygląda: Będę sobie leżała i rozmyślała o moim krótkim życiu. Niezbyt przyjemna perspektywa, szczerze mówiąc. Fala powróciła, zalewając mnie prawie całkowicie. Zaraz... Jest mała szansa, że przeżyłam i morze wyrzuciło mnie na jakiś brzeg...
Usłyszałam, że ktoś biegnie w moją stronę. Jednak się przemogłam i otworzyłam oczy. Światło i jasność słońca mnie dosłownie oślepiły. Więc jednak żyję...
Ktos przyklęknął przy mnie i zaczął zajmować się moją raną.
- Eeeva? - zapytałam się niepewna i usiadłam, widząc tylko jakieś rozmazane kolory, głównie jasne.
- Spokojnie, możesz... - Usłyszałam odpowiedź i odskoczyłam do tyłu jak oparzona. Ten głos! Przetarłam oczy i jeszcze raz się spojrzałam do przodu.
- Annabeth... - wyszeptałam jej imię, ale tym razem mnie usłyszała.

~*~

- ...potem była Wielka Przepowiednia - Annabeth wydała cichy okrzyk. Przypomniało mi to reakcję reszty obozowiczów na tą przepowiednię. - Następnie, no coż, zostałam uznana przez... Zaraz, co zrobiłaś? - przerwałam opowiadanie i przez pewien czas zdziwiona patrzyłam się na moją ranę, która zaczynała powoli się zasklepiać.
- To nie ja, ale... Już wiem! - stwierdziła Annabeth. Trochę mnie denerwowało, że to nie ja jestem tą extramądrą córką Ateny. - Słuchaj, Kate, niedługo się obudzisz. Ktoś musiał ci podać ambrozję lub nektar. Nie możesz wiecznie być nieprzytomna. - Co? Nie! Muszę jej powiedzieć, kim jest mój ojciec! Teraz, kiedy wiedziałam już o co chodzi z tymi dziećmi Wielkiej Trójki musiałam jej powiedzieć.
- Mój ojciec to Posejdon! Posejdon!!! - wrzasnęłam, czując, że się budzę. Ktoś objął mnie ramieniem i usłyszałam:
- Już dobrze, Kate. Wiem, że to Posejdon, spokojnie... - to był Drake. Kompletnie nie wiedział, czemu krzyczę i było mi go żal, więc odwzajemniłam uścisk. Przez chwilę przemknęła mi przez głowę myśl "Paryż, miasto zakochanych"

________________________________
*Korzystałyśmy z Google tłumacza, więc jeśli ktoś się uczy francuskiego to może zauważyć błędy. My uczymy się tylko niemieckiego :’(

________________________________
Przepraszamy, że trochę długo (jak na naszego bloga(-; ) czekaliście na rozdział. Po prostu teraz jest coraz więcej nauki. Nie chodzi tylko o to. Bierzemy udział w takich ważnych dla nas konkursach i przez następny tydzień może się nic nie pojawić. Notka też trochę krótka, ale mimo wszystko mamy nadzieję, że się podobała.
Prosimy o komentarze!
Ala i Maria

sobota, 9 listopada 2013

23. Potwór ogrywa mnie w scrabble i chińczyka

- Nie. - poczułam, że ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się i ujrzałam oczywiście Evę. Drake opierał się na jej ramieniu. Wciąż był osłabiony, ale ambrozja i nektar zrobiły swoje. 
 - Co? - zapytałam zdziwiona. Zamarłam w bezruchu z ręką na klamce. - Przecież nie pozwolimy abyś poszła sama na walkę z tym straszliwym potworem! - zaprzeczyła szybko Eva. 
- Właśnie. - zawtórował jej Drake. - Nie mogę pozwolić, abyś musiała zmierzyć się z tym czymś. - czy on musi na każdym kroku pokazywać, że mu na mnie zależy? Nie jestem jakąś niemotą, DOTARŁO do mnie!
- Ale wy nie możecie... - nie dokończyłam, ponieważ przerwała mi Eva:
- Drake ma rację. Nie opuścimy cię. - uśmiechnęła się po przyjacielsku, a ja już wiedziałam, że nie odpuści.
- No, skoro tak... - powiedziałam z ociąganiem, ale córka Hekate żwawo otworzyła drzwi. Weszliśmy do dużego pomieszczenia, w którym wszystkie ściany były wymalowane tapetą w różowe misie na jasnoniebieskim tle. W kącie stała biała komoda, w której zapewne był klucz i następna zagadka. 
- Ladon - mruknęła szeptem Eva. Zdziwiłam się.  Jaki Ladon? O co jej chodzi? Rozejrzałam się uważnie i w kącie stał tyłem wielki smok z, tak na oko, stoma głowami. Jego łuski były krwawo czerwone. Niby wszystko okej, trzeba go pokonać, ale on... Płakał. Na serio. Wyobraźcie sobie potwora, który ryczy jak małe dziecko. Chciałam do niego podejść i spytać dlaczego płacze, więc ruszyłam w jego stronę, nie patrząc co robią moi towarzysze.
- Kate! - syknęła cicho Eva. Odwróciłam się i zobaczyłam, że przyjaciele właśnie stoją przy drzwiach z zawartością komody w ręce. Zrobiłam facepalma. Im właśnie udało się zdobyć to, o co tyle walczyliśmy, a ja chcę sobie zrobić pogawędkę ze smokiem. Rewelka. Szybkim krokiem zbliżyłam się do drzwi, za którymi zniknęli przyjaciele, ale moje nieszczęście sprawiło, że stanęłam na skrzypiącej desce i wielkie ślepia przeciwnika zwróciły się na mnie. Nie zważając na ciszę pobiegłam do drzwi, przed którymi o wiele szybciej stanął Ladon.
- Czemu nikt nie chce porozmawiać z Ladonkieeeem? – rozpłakał się histerycznie. Nie wiedziałam czy śmiać się, czy może płakać z zaistniałej sytuacji.
- Przykro mi, ale się śpieszę. Może następnym razem co? – powiedziałam przymilnym i słodziutkim głosem.
- Wszy-y-scy tak mówi-i-ą – zająknął się przez płacz. – Ladonek nie pozwoli ci wyjść dopóki ze mną się nie pobawisz! – uparł się jak małe dziecko.
Nie no, serio? Wszystko wypowiadały różne głowy na zmianę, a reszta ryczała. Ja? Naprawdę ja, mam się bawić z tym czymś?
- A w co chciałbyś się pobawić?
- W zabijanie herosów! – podskoczył podniecony na myśl, że ktoś w końcu się z nim pobawi. – Wszyscy bracia, zanim Atena mnie tu przyniosła, mówili, że to najlepsza zabawa!
- Hmm, wiesz, może jednak coś innego co? – i takim właśnie sposobem zagrałam z nim w scrable i chińczyka, co nie wiadomo jak pojawiało się na jego wezwanie. Nie wspomnę, że w obu grach mnie ograł.
- Ladonku? Mogę na chwilę skoczyć po jedną rzecz za tymi drzwiami i już do ciebie wracam, co? Proooszę – zwróciłam się do niego.
- Nie! Wszyscy tak mówią! Nie zgadzam się! W co teraz gramy? – westchnęłam.
- Może teraz w chowanego? Jedna osoba gdzieś się chowa, a druga jej szuka.
On kiwnął głową, a ja dopiero po chwili zrozumiałam, że to moja jedyna szansa naucieczkę.
- To ty pierwszy liczysz – rozkazałam, a on w kącie na głos zaczął liczyć do 10. Nie po kolei, ale nie miałam teraz czasu uczyć go liczb. Szybko podbiegłam do drzwi i przemknęłam się przez nie.
Miałam nadzieję, że zobaczę uradowane miny przyjaciół, ale zamiast tego dostałam od kogoś czymś na kształt patelni w głowę i zemdlałam.

~*~

- To moja wina – usłyszałam jęk Evy, ale nie mogłam otworzyć oczu, ani się ruszyć.
- Nie martw się, nic jej nie będzie. Myślałaś przecież, że to jakiś potwór. – blokada moich oczu zniknęła i powieki natychmiast powędrowały w górę. Zamrugałam parę razy, ponieważ oślepiło mnie nagłe światło z lampy na Argo II. Usłyszałam dwa westchnięcia ulgi.
Eva mocno mnie uścisnęła.
- To naprawdę jest okropne, że dwa razy wciągu doby pomyślałam, że zginęłaś. I to za każdym razem była moja wina – jęknęła.
- Oj tam, nie martw się. To nie była twoja wina tylko mojej głupoty, że postanowiłam pocieszyć smoka – zaśmiałam się z siebie i opowiedziałam im całą sytuację o tym jak się w nim „bawiłam”. Na pytanie kto wygrał mruknęłam coś tam pod nosem, a oni zaczęli się śmiać.
- Jaka jest następna zagadka? – spytałam, a Drake przeczytał z zwitku papieru słowa Ateny:

Tam gdzie Essone między innymi rządzi,
Piękność świata czasu dużo spędzi.
Cudów renesansu mnóstwo zobaczycie,
Ale dokładnie niczemu się nie przyjrzycie.
Dzieła da Vinci szukajcie,
Lecz Michała Anioła omijajcie.

- Co to jest Essone? – spytałam, ale widząc miny przyjaciół wiedziałam, że oni także nie mają pojęcia.
- Ale oczywiście wiem, że strażnikiem jest Afrodyta i szukamy muzeum z dziełami Leonarda da Vinci i Michała Anioła. – powiedziała Eva dając do zrozumienia, że obejdzie się bez pierwszego wersu.
-To chyba raczej chodzi o Luwr, prawda? – zabrałam głos. Błagam, niech to nie będzie Luwr. Tam z pewnością będzie mnóstwo jakiś małych korytarzy i labiryntów.
- Nie znam innego sławnego muzeum, które posiadałoby więcej dzieł tych autorów, więc odpowiedź jest jednoznaczna. Zresztą Paryż to miejsce Afrodyty i zakochanych.  – odpowiedział mi Drake.
- Co do dzieła to mamy na myśli Mona Lisę?
- Miejmy nadzieję, że tak. Na wszelki wypadek potem obejdziemy jeszcze inne dzieła da Vinci.
- No to do Francji – wykrzyknęłam z fałszywym entuzjazmem.

 ________________________

I jak? Podoba się? Nie miałyśmy ochoty opisywać następnej walki z następnym potworem, więc powstała historyjka z Ladonkiem ;)
Zapraszamy do komentowania ;)
Ala i Maria

poniedziałek, 4 listopada 2013

22. "Uwierzysz, że ten głupek zdradził Bellę z Renesmee?"

[Z mieczem w dłoni nacisnęłam klamkę.] Ona leciutko opadła i otworzyła przejście. Gdy weszłam, wszystkie sześcioro oczu poleciało w moim kierunku. Jedne należały do pięknej brunetki, inne do jeszcze piękniejszej blondynki, a kolejne były własnością przystojnego blond chłopaka. Wszyscy mieli krwawo czerwone spojrzenia, wyglądali na koło 19 lat. Kobiety były ubrane dość... modnie i drogo? W ułamku sekundy znaleźli się przy nas. Chłopak szybko, zanim ktokolwiek zdążył zareagować, dopadł Drake'a i przygwoździł go do ściany, tak mocno, że zemdlał. 
Otoczyli mnie powoli zwężając kółko.
- Proszę, proszę, proszę. Kogo my tu mamy? - spytała szatynka.
- Czyżby to była nasza kochana córeczka Posejdona? - odezwała się blondynka. - Hmmm, mam nieopartą ochotę skosztować twojej półboskiej krwi, wiesz?
- Och, Janette, wiesz przecież, że nie możemy rzucić się na nią, jeśli nie będziemy walczyć. Atena wyznaczyła granice. - odpowiedział jej chłopak, który daną sytuacją był widocznie znudzony.
- Tak, wiem Alec, ale chyba nie ma możliwości by z nami wygrała. - nie poddawała się Janette. - Skarbie, musisz pokonać jednego z nas, a jeśli będziesz prawie pokonana leżała bezwładnie na podłodze, możemy ciebie zjeść razem z przyjació... Ja ją rezerwuję! - krzyknęła nagle.
- Ja niebieską! - wrzasnęła brunetka.
- A może ja się wypowiem na ten temat? - zabrałam głos. Jak na to, że właśnie przerwałam wampirom kłócącym się o to, który z nich ma mnie zjeść, zachowałam się chyba dosyć odważnie. Mówiąc te słowa, przebiłam blondynkę mieczem na wylot. Lecz chwilę później zobaczyłam ją dwa metry dalej śmiejącą się w najlepsze. Natarłam szybko na nią i patrzyłam jak jej głowa roztrzaskuje się na ziemi. Tyle, że teraz ponownie znajdowała się parę metrów dalej! 
Teraz zrozumiałam: ona potrafi maniupoluwać Mgłą! Żeby ją pokonać, potrzebowałam Evy.  Wampiry ponownie mnie okrążyły, tylko tym razem w pozach gotowych do skoku. 
- Nie ładnie, Kate. Bardzo nie ładnie. - odezwała się Janette.
- Bierz ją! - warknęła druga. - Ja nie mogę ugryźć mojej, dopóki nie będzie zdolna do walki lub nie zaatakuje. - jęknęła.
- Mi tam jakoś specjalnie nie zależy - mruknął chłopak, który nie zważając na nic pisał SMS’y na swoim iPhone.
- Nie zależy, ponieważ ten chłopak nie pachnie za pięknie - prychnęła blondynka. Coś drgnęło w jej kieszeni i poleciała cicho muzyczka, a Janette szybko wyjęła urządzenie i odebrała:
- Siema Bella!... Czemu dzwonisz?... Nie gadaj!  Znowu ciebie zdradził?... A mówiłam; nie umawiaj się z wilkołakami, ale ty "nie, nie, nie, on jest inny, lepszy". Edward był spoko, a ten głupek zdradza ciebie z półwampirzycą!... Ty się nawet nie tłumacz!... No raczej!...
- Janette - jęknęła jej koleżanką - mamy pracę.
- Och, Bella, oddzwonię i pogadamy później. Może w centrum handlowym Krwawe Pola, co?... To o 20 będę przy tej fajnej kafejce, gdzie dają najlepszą krew... Dobra, paa! - i się rozłączyła. – Uwierzysz, że ten głupek zdradził Bellę z Renesmee? – zwróciła się do brunetki.
- Nie! – zakryła sobie usta dłonią. – Bella musi mi później wszystko dokładnie opowiedzieć. Tylko skończmy z nimi. – i wskazała w naszą stronę.
- To na czym skończyliśmy? A tak! Teraz miałam ciebie ugryźć i jestem zwolniona z tej okropnej roboty. Ułatw to nam i się nie wyrywaj, a załatwimy ci szybką i prawie bezbolesną śmierć.
Przestraszona zerknęłam za nie, gdzie Drake powoli wracał do życia. Nie pisnęłam jednak ani słowa przypatrując się z strachem jak podnosi miecz by zabić Janette. Ona jednak odwróciła się, by zobaczyć na co patrzę. Jednak było już za późno. Powoli rozsypywała się w szary proch. Brunetka rzuciła się w tył na mojego przyjaciela, a ja ją zaatakowałam od tyłu. Wbiłam jej miecz w plecy, a one po chwili rozsypały się. Drake leżał bez ruchu ze śladami zębów na szyi. Obraz po chwili zamigotał i  ujrzałam przyjaciela pod ścianą, obok powieszonej na pryczach, już przytomnej Evy.
Szczęśliwa rzuciłam się im w ramiona. Tym razem to oni mnie uratowali. Nie zwróciłam uwagi na wampira stojącego w kącie, który nagle krzyknął głośne „JEST!”. Spojrzeliśmy na niego zdziwieni, a on odpowiedział:
- Umówiła się ze mną taka super laska. Jak mi nic nie zrobicie to odejdę w pokoju. Przysięgam na Styks. – wyraziłam z przyjaciółmi niemą zgodę, a on kiwnął głową i zniknął.
Przyjrzałam się bliżej pomieszczeniu. Wyglądało trochę jak cela z pryczami i stogiem siana do spania. Po środku leżały dwie kupki kurzu. Nigdzie jednak nie było nic co mogło przypominać klucz. Czyli czeka nas coś jeszcze. Błagam, ja chcę do Aresa! Atena zdecydowanie ZA DUŻO myśli i kombinuje.
Nakarmiłam Evę i Drake’a ambrozją i opowiedzieli o tym co robili, w czasie gdy ja trzęsłam portki przed starą lalką:
- No więc, ja weszłam do tego pokoju i tam był… - przerwała z łzami w oczach.
- Jak nie chcesz to nie musisz mówić. – odpowiedziałam cicho patrząc ze współczuciem.
- Nie. Powiem  - szepnęła cicho - Zobaczyłam mojego tatę… On… On był torturowany – wybuchnęła płaczem, a ja ją przytuliłam. Opowiadała dalej: - Jakiś inkwizytor… On powiedział, że tata ma mu powiedzieć, gdzie dokładnie jestem,… że ma mnie powstrzymać przed dalszą podróżą… Ale on nic nie wiedział, ... więc wkładał po kilka szczurów do wiadra i blokował im jedyną drogę ucieczki brzuchem taty... Następnie torturujący podgrzewał spód wiadra,… żeby zirytować szczury. Rezultat tej tortury jest oczywisty… Szczury znajdowały jedyną drogę ucieczki, przekopując się przez ciało więźnia… - Ja teraz także się rozpłakałam i mocniej ją przytuliłam. – Potem się okazało, że to iluzja. Inkwizytor, przemienił się w jakiegoś stwora i powiedział, że jeśli nie zaprzestaniemy wyprawy to on tak skończy… Atena szybko to przerwała i przeprosiła, bo tutaj miało być coś całkowicie innego… Powiedziała, że to nie prawda… Że musimy iść dalej… Ale Kate! Ja się boję! – przerywała salwami pochlipywania.
Wbrew własnym myślom zaczęłam ją pocieszać:
- Nie martw się, twojemu tacie nic się nie stanie, a my uratujemy nawet więcej osób przed zgubą. Wszystko będzie dob…
- Przepraszam, że przerywam, ale chyba powinniśmy iść. – przerwał Drake.
- Tak, masz rację. – przyznała Eva i wstała, ale ja ją pociągnęłam spowrotem na ziemię.
- Ja idę sama. Poradzę sobie, a wy zostańcie i odpocznijcie. – uśmiechnęłam się do nich pokrzepiająco. Wstałam i ruszyłam drzwiami wychodząc naprzeciw najniebezpieczniejszemu zadaniu.
 
_________________________________

Taki tam króciutki :) Dodam tylko; tak, przeczytałam cały Zmierzch ;*
Ala

niedziela, 3 listopada 2013

21. Drake... Prosze, nie umieraj...

- Drake! - krzyknęłam jeszcze raz, ale mojego przyjaciela już nie było u mojego boku. Kurde, pomyślałam. Powoli podniosłam się do pozycji mniej więcej stojącej i z zadowoleniem odkryłam, że nie złamałam sobie żadnej kości, może jedynie zwichnęłam lewą nogę w kostce. Jeszcze raz spojrzałam w górę, skąd spadłam przez zapadnię ukrytą w podłodze. 
Rozejrzałam się dookoła, by obejrzeć pomieszczenie, w którym byłam. Było urządzone jak dziecięca sypialnia. Poprawka: niezamieszkana od 300 lat dziecięca sypialnia. Było tu bardzo mrocznie i wszędzie były zakurzone drewniane zabawki i pajęczyny. We wszystkich ścianach znajdowały się tylko jedne drzwi. Powoli ruszyłam w tamtym kierunku. Wydawało mi się, że wszystkie deski skrzypią pode mną jakby miały zamiar pęknąć. Każdy krok stawiałam ostrożnie jakbym rozbrajała bombę. Nagle usłyszałam mechaniczny dźwięk; miarowe kroki. 
Tup. Tup. Tup. Spięłam się i rozejrzałam w poszukiwaniu źródła dźwięku. Tup. Tup. Tup. Ktoś tu był, to było pewne. Ale kto? Nie mogłam go zauważyć. Tup. Potem przypomniałam sobie, jak ja dostałam się na teren Uniwersytetu i zrobiło mi się niedobrze. Tup. Tup. Tup. Niewidzialność. Przecież każdy tutaj może być niewidzialny. Tup, tup, tup - dźwięk był coraz bliższy, ale także i mniej donośny. 
- Mama. Mama. - usłyszałam mechaniczny głos i włosy zjeżyły mi się na głowie. Spod łóżka wyszła dziecięca lalka, która mogła mieć równie dobrze trzydzieści, jak i trzysta lat. Jej kroki tworzyły niepokojący dźwięk: tup, tup, tup. 
Bardzo śmieszne, Ateno. Wzdrygnęłam się i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę. Powoli, ze skrzypieniem, uchyliły się i ukazały korytarz ze schodami. Weszłam na nie. Podłoga trochę zaskrzypiała, ale na szczęście się nie zawaliła. 
Gdy się rozejrzałam to rozpoznałam, że to nie jest przedpokój, do którego weszliśmy na początku i do którego teraz powinnam wejść. Było podobnie, ale nie tak samo. Zeszłam na dół i zobaczyłam niby ten sam korytarz co poprzednio, ale drzwi miały teraz inne ułożenie. Wróciłam na górę.
W bojowej pozycji złapałam klamkę od drzwi, w które poprzednio chyba weszła Eva. 
Dobra, Kate. Dasz radę - uspakajałam się. Powoli pchnęłam drzwi i stanęłam oko w oko z jakimś straszydłem, jak z dobrego horroru: twarz cała w bliznach, zakrwawione usta, podbite oko. Jednak w tej twarzy dostrzegałam coś znajomego, te rysy... Ja znałam tą osobę.
- Kate! Nareszcie... - krzyknął Drake, po czym zemdlał.

~*~

-Drake! - po raz nie wiem który oblałam go wodą. Właściwie tylko to jedno mogłam zrobić, będąc pozbawioną ambrozji i nektaru córką Posejdona z nieprzytomnym (miejmy nadzieję) przyjacielem w jakimś mrocznym pomieszczeniu.
- Drake... Proszę, nie rób mi tego... - przełknęłam łzy. Wstałam i jako tako się ogarnęłam. Rozejrzałam sie po tym pokoju. Wszędzie były pajęczyny oraz mnóstwo śmieci. W powietrzu roznosił się przeraźliwy zapach. Nagle mój przyjaciel zaczął szeptem pojękiwać:
- Nie... wszystkich tylko nie Kate... przestańcie... dam wam to... 
Po moich policzkach ponownie poleciały łzy. Bogowie, jak ja chciałabym żeby on wyzdrowiał!
Za oknem pojawiły się pierwsze przebłyski promieni słonecznych, które wdarły się do pokoju. Przestał już on tak upiornie wyglądać, ale nadal nie miło mi się kojarzył. Gdy na twarzy Drake'a spoczęło światło, parę ran zaczęło się sklepiać, a siniaki powoli znikały, ale te poważniejsze niestety zostały. Mimo wszystko poczułam ulgę, że z nim już lepiej. W końcu jeśli mój tata jest bogiem wód i mnie uzdrawia woda, to jego może uzdrawiać słońce. Niestety nie całkowicie.
Po tym jak przez następne około pół godziny nie oprzytomniał, postanowiłam posunąć się do ostateczności; wyszeptałam skromną modlitwę do taty z prośbą o mały batonik ambrozji. Nie chciałam prosić o zbyt wiele, by nie pomyślał sobie, że go bardzo potrzebuję,  bo to przecież  NIE JEST prawdą.
Dobra, teraz czekałam...
I czekałam...
Czekam... 
- Dobra, jeśli nie masz ochoty pomagać swojej jedynej córce to może mi to powiedz, i nie rób więcej  fałszywej nadziei - prychnęłam sama do siebie. Po chwili jednak  poczułam lekką morską bryzę. Na wietrze przyleciał mały, granatowy plecak. Wylądował na środku pomieszczenia. Zaciekawiona podeszłam do niego i zajrzałam do środka. Znalazłam tam duży termos nektaru, trzy batony ambrozji, kompas,  trochę normalnego jedzenia i... list? Nie uległam ciekawości,  najpierw powoli wlałam mojemu przyjacielowi jeden kubek nektaru do ust i patrzyłam jak powoli wraca do życia, ale on nadal pozostawał nieprzytomny. Jak już wiedziałam, że na razie nic mu nie grozi otworzyłam list i przeczytałam:

Draga Kate,
Cały plecak jest darem od Twojego ojca, który jak zapewne nie wierzysz, bardzo Ciebie kocha. Kazał to wszystko spakować dla Ciebie i jeszcze więcej, ale Persefona przestrzegła go, że Zeus może to przyjąć jako wtrącanie się w sprawy śmiertelników. Piszę ten list byś uwierzyła, że Posejdon bardzo Ciebie kocha, ale także chcę Ci przekazać jedną wiadomość, za którą od Ateny mógłbym przepłacić życiem, więc proszę abyś po przeczytaniu od razu go spaliła. Otóż swoją przyjaciółkę Evę znajdziesz w piwnicach, a dokładniej w tej najbardziej wysuniętej na północ. Pilnują ją stworzenia, które unikają słońca, więc strzeż się. 
Życzę wiele szczęścia w dalszej podróży,
wierny sługa Posejdona

Jakie istoty unikają słońca? No, z pewnością wampiry. Wzdrygnęłam się na myśl o wysysających krew stworzeniach. Przeczytałam wiadomość jeszcze trzy razy i spaliłam ją. Potrząsnęłam Drake’a, który po chwili odzyskał świadomość.
- Co.. Gdzie… Co się stało?
- Drake, pamiętasz cokolwiek? – spytałam spokojnie i z obawą. Tylko by mi brakowało, by pamięć stracił! Potrząsnął trochę głową, jakby chciał sobie wszystko uporządkować.
- Tak, Eva krzyknęła i ja do niej podbiegłem i zobaczyłem… tego strasznego potwora. Był okropny! Nigdy takiego nie widziałem. – wstrząsnęły nim dreszcze. Widać było, że doznał poważnej traumy.
- Dasz radę walczyć? To były wampiry?
- Nie, wampiry przy tym to pikuś. To było dużo gorsze. Nie do pokonania. Jeśli ten potwór ma być gorszy jeszcze od TEGO to ja nie wiem jak przeżyjemy. Ale spokojnie, dam radę dalej. Co teraz robimy? – słychać było w jego głosie, że próbuje się uspokoić, co mu słabo wychodziło. Jego ciałem co jakiś czas wstrząsały dreszcze.
- Eva jest w piwnicy przetrzymywana przez wampiry. Na pewno dasz radę?
- Tak. – jego głos był niepewny, ale mimo wszystko kiwnęłam głową i po zjedzeniu przez niego batonika ambrozji ruszyliśmy schodami w dół.
Tam ponownie zagłębiliśmy się w ciemność. Czułam za sobą niespokojny oddech przyjaciela.  Używając kompasu podeszłam do drzwi wysuniętych na północ. Z mieczem w dłoni nacisnęłam klamkę.

_______________________________

Rozdział 21 gotowy ;)
Dziękujemy wszystkim za komentarze pod poprzednim postem, ponieważ było ich całkiem sporo ;* Oczywiście prosimy o nie także pod tym rozdziałem :) Następna notka powinna pojawić się jakoś w środku tygodnia. Nie będzie ich już tak często, ponieważ po prosty poprzedni tydzień nasza kochana szkoła zrobiła nam cały wolny i było mnóstwo wolnego czasu :P
Ala i Maria