- Billet normale ou réduite? - zapytała kasjerka. Niewiele z tego
zrozumiałam. Spróbowałam zagadać po angielsku, ale ona wyraźnie się tym
zniesmaczyła.
- Seulement France! - zawołała. - Ici, vous dites en français! - spojrzałam
na moich przyjaciół, ale miny mieli równie zdezorientowane jak ja. Nie
wiedziałam, że tyle problemu będzie z samym kupnem biletów do Luwru.
- Acheter votre billet ou sortir!* - przepraszam, ale co ona mówi? Moja
wiedza językowa ogranicza się znajomości DWÓCH, powtarzam DWÓCH języków:
polskiego i amerykańskiego. Jeśli jeszcze raz ktoś zacznie do mnie nawijać po
francusku albo portugalsku, to nie odpowiadam za moje czyny. A ostrzegam:
denerwowanie mnie grozi powodzią!
Nie wiem, jak by się skończyła ta sytuacja, gdyby Drake nie odciągnął mnie
od kasy. Odeszliśmy do kąta pomieszczenia.
- Wracamy tu w nocy. - powiedział tym swoim tonem stratega. Czy wspominałam
już, że on zawsze ma plan? A że ten plan nigdy nie wypala?
Miałam nadzieję, że tym razem się uda.
~*~
Wróciliśmy na pokład Argo II, którego zostawiliśmy gdzieś nad obrzeżami
miasta, więc trochę się nachodziliśmy. Nie sądziłam, że Paryż jest taki wielki!
Byliśmy już na maksa zmęczeni, gdy wreszcie weszliśmy po sznurowej drabince na
pokład latającego okrętu. Od niechcenia rzuciłam przyjaciołom jakieś
"zaraz wrócę", czy coś w tym stylu i poczłapałam w stronę mojej
kajuty. Rzuciłam się na łóżko, gdy nagle poczułam, że nie jestem sama w tym
pomieszczeniu. Usiadłam i wtedy zobaczyłam, że w kącie siedzi chłopak na oko w
wieku 19 lat i pogardliwe się uśmiecha. Wystarczył mi jeden rzut oka na jego
czerwone oczy, abym się przekonała, że jest potworem.
-Evaa? - rzuciłam, mając nadzieję, że przyjaciółka mnie usłyszy. Powoli
wstałam, ale chłopak uprzedził moje ruchy i w mgnieniu oka zatrzasnął drzwi.
- No, no, no... Jesteś bardzo ostrożna, nie ma, co... - rzucił
sarkastycznie. Drwiący uśmieszek nie schodził z jego ust. Zastanawiałam się,
jakim jest potworem. To byłoby dla mnie ważną informacją w walce z nim, ale nic
mi nie przychodziło do głowy. Wyjął krótki miecz i zaczął się nim bawić.
- Wiesz, zazwyczaj nie noszę broni. - powiedział. Mówił jakby do siebie,
ale wiedziałam, że jego słowa były skierowane do mnie. - Jednakże was mam zabić
w inny sposób niż zwykle. - wymierzył broń w moje gardło. - Kazano mi zabić
ciebie na początku, bo stanowisz największe zagrożenie. Według mnie nie
stanowisz żadnego niebezpieczeństwa.
No dobra, miarka się przebrała. Nie wolno mnie ot tak sobie obrażać! W tym
momencie wykonałam skok w tył, unikając ostrza jego miecza i jednocześnie
wzywając swój. Wykorzystałam element zaskoczenia i wytrąciłam mu broń z ręki, a
następnie przebiłam go na wylot. W tym samym momencie usłyszałam jego śmiech. Z
czego on się śmieje? Zaraz... Jak potwór przebity solidnym ostrzem z
niebiańskiego spiżu może się śmiać?! Spojrzałam na niego i zauważyłam, że po
ranie nie ma żadnego śladu. Zdziwiona spojrzałam się na swój zakrwawiony miecz.
Ta chwila wahania pozwoliła mojemu przeciwnikowi odnieść swoją broń i
zaatakować. Odciąłby mi głowę, gdyby nie miecz Drake'a, który odparował cięcie.
Chłopak zepchnął potwora na główny pokład i tam zaczęli walczyć. Pobiegłam tam
i zauważyłam, że mój przyjaciel nie radzi sobie zbyt dobrze: tego potwora nie
dało się zranić. Za każdym razem, gdy chłopak zadawał mu cios, nie było rany.
Pobiegłam i zadałam mu cios, który powinien odciąć mu rękę. Cofnął się i zawył
z bólu, zupełnie jak pies. Mimo, iż nie zadałam mu żadnych obrażeń widać było,
że go zabolało. Ale przecież to niemożliwe, żeby nie dało się go unicestwić.
Przecież wszystkie potwory da się zabić za pomocą niebiańskiego spiżu. Zaraz.
Nie wszystkie. Niektóre, na przykład wilkołaki, czy chimery...
Wilkołak. On jest wilkołakiem! Uświadamiam to sobie dopiero, gdy
przygważdża mnie do ziemi, już, jako wilk. Myślę gorączkowo. Wilkołaki da się
zabić jedynie srebrem, ale gdzie ja tu znajdę srebro?! Eva biegnie w moim
kierunku, ale wystarczy jeden cios potężnej łapy, aby leżała nieprzytomna ze
strużką krwi na czole. Tak swoją drogą, nie zaprzestałam dziurawienia go moim
mieczem, choć wiedziałam już, że na nic się to nie zda.
Drake mimo wszystko rzucił się na potwora, posyłając mi spojrzenie, które
mogło znaczyć tylko "Wymyśl coś!". Nie myśląc wiele pobiegłam do
kuchni skąd z zlewu pochwyciłam pierwszą lepszą łyżkę. Miała na sobie jeszcze
resztki sosu bolonese, który został po wczorajszym obiedzie. Niestety nie
miałam czasu wracać się po czystą, bo mam bardzo mało czasu zanim wilkołak
wykończy Drake'a. No trudno, będą śpiewać pieśni o tym jak najodważniejsza
półbogini pokonała potwora brudną łyżką. Bo oczywiście jak zwykle nikomu nie
chciało się zmywać.
Wpadłam na główny pokład i wykrzyknęłam głośno "HA!" jednocześnie
dźgając przeciwnika w plecy. On jednak odwrócił się i patrząc na mnie głośno
się roześmiał (śmiech wilka raczej nie przypomina miłego dla ucha śmiechu, ale
nie ważne). Dlaczego to nie podziałało? Srebro sztućcowe nie działa? A może to
nie było srebro? Przyjrzałam się przedmiocie i na dole rączki zobaczyłam napis
"Made in China. Metal".
- Nie no, serio?! - mruknęłam. Jak ja mogłam być tak tępa, że myślałam, że
łyżki robią z prawdziwego srebra? No jak?!
Nagle poczułam straszny ból w ramieniu. Spojrzałam tam, a wilkołak ugryzł
mnie w rękę, z której teraz płynęła szybko krew. Syknęłam, ponieważ przedramię
teraz strasznie piekło. Drake ze złością zaatakował mojego prawie zabójcę i
odepchnął ode mnie. Z bólu osunęłam się na podłogę, a przed oczami zamigotały mi
mroczki. Widziałam jak tracę mnóstwo krwi, co przyprawiało mnie o zawroty
głowy. Ciało oblał zimny pot. Wiedziałam, że to już koniec. Głupi mózg przysłał
mi myśl, dlaczego wilkołak mnie ugryzł, bo od tego są wampiry, ale szybko
odepchnęłam ten wątek w mojej głowie. To nie czas, ani miejsce na takie
przemyślenia.
Nadeszła następna fala bólu, a ja jeszcze głośniej jęknęłam i złapałam się
dłonią uważając, by nie skazić rany srebrnymi zawieszkami bransoletki.
Chwila... SREBRNYMI zawieszkami bransoletki. Ostatnimi siłami zdjęłam biżuterię
i rzuciłam w przeciwnika. Ostatnie, co zobaczyłam przed straceniem przytomności
to widok rozsypującego się potwora i biegnącego do mnie Drake’a.
~*~
Leżałam na wznak, z zamkniętymi oczami. Niby powinnam się przejmować i natychmiast wziąć się w garść, ale czułam takie przyjemne ciepło. Woda obmywała mi włosy. Przez chwilę jak piorun poraziła mnie ta myśl: Ja... ja chyba umarłam!Więc tak to wygląda: Będę sobie leżała i rozmyślała o moim krótkim życiu. Niezbyt przyjemna perspektywa, szczerze mówiąc. Fala powróciła, zalewając mnie prawie całkowicie. Zaraz... Jest mała szansa, że przeżyłam i morze wyrzuciło mnie na jakiś brzeg...
Usłyszałam, że ktoś biegnie w moją stronę. Jednak się przemogłam i otworzyłam oczy. Światło i jasność słońca mnie dosłownie oślepiły. Więc jednak żyję...
Ktos przyklęknął przy mnie i zaczął zajmować się moją raną.
- Eeeva? - zapytałam się niepewna i usiadłam, widząc tylko jakieś rozmazane kolory, głównie jasne.
- Spokojnie, możesz... - Usłyszałam odpowiedź i odskoczyłam do tyłu jak oparzona. Ten głos! Przetarłam oczy i jeszcze raz się spojrzałam do przodu.
- Annabeth... - wyszeptałam jej imię, ale tym razem mnie usłyszała.
~*~
- ...potem była Wielka Przepowiednia - Annabeth wydała cichy okrzyk. Przypomniało mi to reakcję reszty obozowiczów na tą przepowiednię. - Następnie, no coż, zostałam uznana przez... Zaraz, co zrobiłaś? - przerwałam opowiadanie i przez pewien czas zdziwiona patrzyłam się na moją ranę, która zaczynała powoli się zasklepiać.
- To nie ja, ale... Już wiem! - stwierdziła Annabeth. Trochę mnie denerwowało, że to nie ja jestem tą extramądrą córką Ateny. - Słuchaj, Kate, niedługo się obudzisz. Ktoś musiał ci podać ambrozję lub nektar. Nie możesz wiecznie być nieprzytomna. - Co? Nie! Muszę jej powiedzieć, kim jest mój ojciec! Teraz, kiedy wiedziałam już o co chodzi z tymi dziećmi Wielkiej Trójki musiałam jej powiedzieć.
- Mój ojciec to Posejdon! Posejdon!!! - wrzasnęłam, czując, że się budzę. Ktoś objął mnie ramieniem i usłyszałam:
- Już dobrze, Kate. Wiem, że to Posejdon, spokojnie... - to był Drake. Kompletnie nie wiedział, czemu krzyczę i było mi go żal, więc odwzajemniłam uścisk. Przez chwilę przemknęła mi przez głowę myśl "Paryż, miasto zakochanych"
________________________________
*Korzystałyśmy
z Google tłumacza, więc jeśli ktoś się uczy francuskiego to może zauważyć
błędy. My uczymy się tylko niemieckiego :’(
________________________________
Przepraszamy, że trochę długo (jak na naszego bloga(-; ) czekaliście na
rozdział. Po prostu teraz jest coraz więcej nauki. Nie chodzi tylko o to.
Bierzemy udział w takich ważnych dla nas konkursach i przez następny tydzień
może się nic nie pojawić. Notka też trochę krótka, ale mimo wszystko mamy
nadzieję, że się podobała.
Prosimy o komentarze!
Ala i Maria
Uff, a już myślałam, że umrę z ciekawości. Wspominałam o tym, nie? Ciupkę jestem zawiedziona, że jeszcze nie ma Afrodyty, ale trzeba być cierpliwym. Czemu to nie jest moja mocna strona? Cóż, mówi się trudno.
OdpowiedzUsuńTa łyżka mnie rozwaliła. Made in China... jak większość rzeczy. I Annabeth. Cieszy mnie, że odnowiłyście jej wątek. Ale Kate ma pecha. Budzić się w takim momencie? Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni. A zakończenie sweet. Miasto zakochanych w końcu!
A teraz taki malutki apel do ogółu. Nie jest to miły apel, więc jak poczujecie się urażeni, to nie czytajcie.
LUDZIE, KOMENTUJCIE!!! TO JEST BARDZO DOBRY BLOG I ZASŁUGUJE NA DUŻO KOMENTARZY!!! A TYMCZASEM 6 (W TYM DWA ODE MNIE)!!! NO I POTEM NIE KAŻDEMU CHCE SIĘ PISAĆ. PRZECIEŻ KOMENTOWANIE NIE GRYZIE. ŻYCZĘ WAM, ALU I MARIO, DUŻO WENY!!! NIE ZRAŻAJCIE SIĘ. MACIE KILKA OSÓB, KTÓRE NADAL BĘDĄ CZYTAĆ. NA PRZYKŁAD TAKA JA :P.
Wielkie pozdrowienia
Anonimowa Fanka
PS Znów pierwsza.
PPS Kochan Was za to, że wróciłyście.
Bardzo dziękuję za taki miły (dla mnie ;> ) apel. Cóż, mimo, że widziałam blogi z większą liczbą komentarzy to cieszę się, że mamy takich wspaniałych stałych czytelników, jak np. ty ;)
UsuńNie martw się, ja z Marią mamy w planach dokończyć tą opowieść do końca nawet jak by wszyscy nagle przestali czytać tego bloga :)
Ala
Uważam tak samo, blog jest zdecydowanie zbyt fajny, aby mieć tak mało komentarzy!!! A łyżka totalnie mnie rozwaliła XD Z ty srebrem, to żeby zabić wilkołaka, to trzeba mu wbić jakiś srebrny przedmiot, np sztylet, ale to taki tam drobiazg ;) Oprócz tego wszystko swietnie, czekam, aż w końcu Kate i Drake bedą razem ;* Weny, weny i jeszcze raz weny ;>
OdpowiedzUsuńPS.: U mnie nowy ;)
Super! Uwielbiam Was za te wszystkie piękne słowa ♥♥
OdpowiedzUsuńUh nie mam co pisać...
Pozdrawiam i życzę weny!
~ Heroska
Jestem (: Zacznę od tego, że szablon mi się nieprawidłowo wyświetla (przeglądarka Chrome) - prawie nie widać linków bocznych. I to chyba jedyny minus dotyczący opowiadania. Ogólnie to pochłonęłam wszystkie rozdziały, gdy tylko miałam czas to czytałam. Tematyka oczywiście wspaniała - kocham Percy'ego tak samo jak Wy, ale to już na pewno wiecie. Cieszę się jednak, że nie jest to żaden fanfick o Percym i Annabeth (choć ich uwielbiam to bardzo nie lubię fanficków o nich, bo często są po prostu głupie). Cieszę się, że wprowadzacie własnych bohaterów i wymyślacie tak ciekawą fabułę. Co do rozdziału to bardzo ciekawy, podobał mi się opis całej walki z potworem - tylko jak to możliwe, że Kate zabiła go przy użyciu bransoletki? Takie małe coś, a zrobiło taką krzywdę :p
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że wróciła Annabeth, choć tylko na chwilkę. Bardzo, ale to bardzo lubię Drake'a, mam nadzieję, że będą razem z Kate - domyślam się, że tak ^^
Podziwiam Was za to, że piszecie razem i tak dobrze Wam to wychodzi, ja bym nie umiała z kimś pisać, nawet z bardzo dobrą przyjaciółką - zapewne w wielu kwestiach miałybyśmy odmienne zdania.
Weny! :*
Cóż, bardzo nam miło, że czytasz naszego bloga :) Co do pisania w pare osób: my z Alą mamy BARDZO często odmienne poglądy (np. w sprawie Drake&Kate), ale zawsze staramy się jakoś je pogodzić. Jeszcze raz dziękuję za miły komentarz, bo długie komentarze są dla autora bezcenne :*
UsuńMaria
trochę się spóźniłam...
OdpowiedzUsuńRozdział super! jak zawsze z resztą.
rozumiem, że "Paryż miasto zakochanych" miało znaczyć, że w końcu doczekam się większej akcji pomiędzy Kate i Drake'm? Mam nadzieję.
Życzę weny i zapraszam do siebie http://milosna-historia-herosow.blogspot.com/
Laciata <3
Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Wiem, jestem okropnym i bardzo niewdzięcznym czytelnikiem. Aż sama nie mnie uwierzyć, że komentuję z takim niewybaczalnym opóźnieniem. Bardzo, bardzo przepraszam, ale w tym tygodniu miałam tyle na głowie, że nawet szkoda gadać... Dobra, piszę na telefonie w trakcie drogi na próbę teatralną, więc też z góry przepraszam, jeżeli ten komentarz będzie jakiś dziwny. No, ale może lepiej przejdę do konkretów, zanim dojadę do metra i stracę zasięg. Rozwiał bardzo mi się spodobał, ale to chyba już oczywiste przy takim talencie. Ta, Francuzi są po prostu powalający. Byłam z siebie dumna, bo zorientowałam się, że to wilkołak tuż przed Kate. Sztuczne sztućce były genialne! Ciekawi mnie, kto wysłał tego wilkołaka, ale przynajmiej Kate w końcu pogadała z Annabeth. Ech, obudzić się w takim momencie... Cóż, teraz to już naprawdę nie mogę się doczekać nowego rozdziału. Pozdrawiam, jeszcze raz przepraszam i życzę weny oraz powodzenia w tych konkursach!
OdpowiedzUsuńDla ciebie to jest ogromne spóźnienie? Ja przeczytałam ten rozdział dopiero TERAZ, czyli aż dzień po tobie. A rozdział, jak zwykle genialny :**** i milion punktów dla waszej pomysłowości!
UsuńPS podpisuję sie pod apel w pierwszym komentarzu :)
hey proszę nowy rozdział, uwielbiam wasz blog a wy nas tak nie kochacie ! proszę umieram z ciekawości
OdpowiedzUsuńMy Was bardzo kochamy ;) Notka się pisze i niedługo się pojawi :)
UsuńUwielbiam was za to ffż *0*
OdpowiedzUsuń