Odebrało mi oddech. Co
to, kurde, ma być? Łapię za ramię pierwszą lepszą osobę. Trafiło na klientkę,
która właśnie zastanawiała się nad kajzerkami i bułkami z dynią. Cały czas
zmieniała zdanie. Doprawdy fascynujące co robiła, ale musiałam jej to przerwać.
Zaczęłam wymachiwać bez sensu rękami wyduszając z siebie tylko "E...
E..." lub czasami "Y...". Też byście nie mogli wydusić ani
jednego słowa gdy w stronę pomieszczenia, w którym się znajdujesz, idzie
kobieto - ptak! Właśnie stworzenie to miało otworzyć drzwi gdy wrzasnęłam
głośno "POTWÓR!". Reszta klientów spojrzała na mnie jak na idiotkę,
ale ona zerknęła na drzwi i szybko pociągnęła mnie w stronę zaplecza. Ledwo co
zatrzasnęłam drzwi, ale to coś zaczęło w nie walić skrzydłami.

Nagle zapadła cisza. Spojrzałam pytająco na dziewczynę, Stała skupiona z zaciśniętymi oczami i rękami w pięści.
- Ten... No... To ja już sobie pójdę... Dzięki i w ogóle. - Wydukałam.
- Nie! - Wrzasnęła i oprzytomniała. Coś nagle w tym momencie huknęło za rogiem. Złapała mnie za rękę jakbym miała jej za chwile uciec i ponownie zacisnęła oczy. Nagle zza rogu, około metr nad ziemią unosił się samochód i leciał w naszą stronę. Leciutko opadł na ziemię, a ona odetchnęła z ulgą. Zaciągnęła mnie do niego i kazała usiąść. Dlaczego zaciągnęła? Wyobraźcie sobie, że dziewczyna z fioletowym oczami (być może psychopatka) każe ci wsiąść do terenowego samochodu z przyciemnionymi szybami. Widząc jej upór ustąpiłam i wsiadłam. Ona odetchnęła z ulgą i zajęła miejsce kierowcy. Wyjechała tyłem z zaułka i wjechała na główną szosę. Spojrzałam na nią pytająco wymagając wyjaśnień. Moja cierpliwość się już kończyła, a ona nic nie mówiła tylko zdawała się być zamyślona.
- Kurde - mruknęła.
- "Kurde"? - Wrzasnęłam poirytowana. - Ja ci dam "kurde"! Mam halucynacje pierwszego dnia w nowym kraju i porywa mnie jakaś psychopatka z fioletowymi oczami! To ja powinnam mówić "kurde", kurde no. To jest nienormalne!! - Spojrzała na mnie jakby teraz sobie przypomniała, że tu jestem.
- Okej, okej. Już ci wszystko tłumaczę. Na początku ci się przedstawię. Jestem Eva Astrox, córka Hekate...
- Że what? Jaka Hekate?
- Dobra, dobra. Usuń tą Hekate. Jestem Eva, a ty?
- Kate Wilson. - odpowiedziałam krótko.
- Okej Kate. Czy znacz mitologię grecką, rzymską, egipską? Egipską to raczej nie, ale grecką lub rzymską?
- Eee... Coś tam czytałam na polski Parandowskiego.
- E?
- Dobra, dobra. Usuń tego Parandowskiego - i wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Czyli, że znasz, tak? - Kiwnęłam głową. - To wyobraź sobie, że to wszystko to pra... Kurde, znowu czerwone. - Zahamowała ostro. Następnie pstryknęła palcami i światło momentalnie stało się zielone. - No, więc to wszystko jest prawdę, a ty najprawdopodobniej jesteś herosem. - Zrobiłam minę typu "WTF?" i odpowiedziałam głupio "Aha".
- Mieszkasz z mamą, czy tatą?
- Nie mam ojca. - Odpowiedziałam oschle. Mój nastrój prawie zawsze na myśl o tym idiocie się psuł. - Jest kompletnym kretynem, ponieważ zostawił moją mamę jak miałam rok.
- To normalne. Czyli, że twój ojciec jest bogiem... - Powiedziała nadzwyczaj spokojnie. Nie pozwoliłam jej dokończyć.
- Normalne? - Wrzasnęłam. Co jak co, ale łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi.
- Poczekaj, poczekaj. Nie złość się. Wszystko wytłumaczę. Na początku zadaj mi pytania jak czegoś nie rozumiesz.
- No to ten, mój ojciec jest bogiem?
- Tak.
- Greckim?
- No.
- A wiadomo konkretnie jakim?
- Jeszcze nie, ale dzisiaj powinien na ognisku ci się objawić.
- Objawić?
- W sensie, że przyzna się do ciebie. Pokaże jakiś znak w stylu "jesteś moją córką".
- A kim jest twój boski rodzic?
- Bogini magii Hekate. Dlatego między innymi mam fioletowe oczy i niebieskie włosy.
- To wszystkie córki Hekate tak wyglądają?
- To zależy. Może być tak, że wygląd ma się po ojcu i wtedy wygląda się normalnie, albo po matce jak w moim przypadku. Nie zawsze ma się fioletowe oczy i półniebieskie włosy. Mogą to być najróżniejsze kolory. W moim domku można zwariować, wszystkie kolory tęczy.
- Twoim domku?
- No tak, każdy bóg ma swój domek, a w nim mieszkają jego dzieci. Wszystko to mieści się w Obozie Herosów, do którego teraz jedziemy. Nauczysz się tam walczyć, strzelać z łuku, wspinaczki, torów przeszkód, jazdy konnej, wykuwania broni i tak dalej. Co jakiś czas są różne gry. Uwielbiam je, ponieważ mogę wtedy wykorzystywać moje moce.
- Moce? - Coraz bardziej mnie zaciekawiała.
- Nie każde dziecko ma moce, ale prawie każdy heros odziedzicza jakieś umiejętności po swoich rodzicach. Na przykład każde dziecko Hefajstosa umie dobrze kuć, ale bardzo niewiele z nich ma kontrolę nad ogniem. Albo nie każde dziecko Hekate ma kontrolę nad magią. - Odparła z dumą. - Z tego powodu jestem przewodniczącą mojego domku. Jestem jedną z paru osób umiejących korzystać z magii, a z nich ja jestem najlepsza. Umiem przenosić przedmioty, jak ten samochód, jakieś małe sztuczki, jak to światło, i wytwarzać tarczę, że potwór nie może ciebie wyczuć. Nie wiem dlaczego nie zadziałało. Są dwie opcje; pierwsza, że jesteś bardzo potężnym herosem. Niestety raczej muszę to wykluczyć, ponieważ jakbyś była potężna to już dawno trafiłabyś na jakiegoś potwora. Druga i najbardziej prawdopodobna to, że źle wykonałam zaklęcie. - Posmutniała. - Dojechałyśmy! - Nagle odzyskała entuzjazm i uśmiechnęła się od ucha do ucha. - A tak w ogóle to nieźle to zniosłaś. No wiesz, ja na początku w nic nie wierzyłam i myślałam, że to jakiś obóz dla psychopatów - zaśmiała się.
- Taaa, wiele dziwnych rzeczy się
widziało. Polska nie należy do spokojnych krain.
- Jesteś z Polski?
- Tak, właśnie dzisiaj się przeprowadziła. Ale później ci wszystko opowiem.
- Okej. Teraz zaprowadzę ciebie do naszego kierownika Chejrona i zaraz do ciebie wracam.
Zostawiła terenowy samochód i weszła pewna siebie główną bramą. Jak na zawołanie podbiegły do niej dwie dziewczyny z jaskrawo pomarańczowymi włosami. Westchnęłam. Przecież to było oczywiste, że ma już przyjaciół, a mnie tylko wprowadzi. Okrążyłam fontannę i po lewej stronie miałam wielkie pole truskawek, a po prawej Wielki Dom. Ruszyłam na jego werandę. Przy stoliku siedzieli dwaj mężczyźni. Pierwszy miał kręcone włosy, białą koszulkę z kolorowym napisem IMPREZOWE KUCYKI i siedział na wózku, drugi miał czarne włosy, hawajską koszulę, szorty, skarpetki i sandały. W ręce trzymał dietetyczną colę. Grali razem w karty. Jeśli się nie mylę to był to remik. Nie zobaczyli mnie więc odchrząknęłam cicho. Ten pierwszy widząc mnie uśmiechnął się do mnie, a ten z napojem podniósł wzrok na ułamek sekundy i ponownie skupił się na kartach.
- O! Ty to pewnie jesteś tą nową heroską, tak? - Spytał pogodnie.
- Tak - uśmiechnęłam się widząc, że jestem tu mile widziana - nazywam się Kate Wilson i w tym roku skończę 16 lat.
- Zapraszam do środka. - Weszliśmy do budynku, gdzie było dość... dziwnie? To chyba dobre określenie na miejsce, gdzie na ścianie wisiała głowa lamparta (poprawka ŻYWEGO lamparta), wszędzie wisiały dziwne ozdoby, a po środku stał stół od ping - ponga, a wokół niego krzesła. Ominęliśmy to miejsce i weszliśmy do małego, ciemnego pokoju z chyba przedpotopowym telewizorem.
- Teraz obejrzysz nasz film instruktażowy, w którym dowiesz się o wszystkich potrzebnych rzeczach. Zamknął drzwi i zrobiło się kompletnie ciemno...
- Witaj w Obozie Herosów! - Pojawił się wielki napis "Welcome in Half - Blood Camp" i logo. Głos był chyba Chejrona. - Jeśli tu jesteś to znaczy, że jesteś herosem, albo trafiłeś tu przez pomyłkę i grozi ci śmiertelne niebezpieczeństwo. - Miło się zaczyna, nie ma co. - Żeby nie było wątpliwości; heros to półbóg - pojawia się biała kartka - to znaczy, że twój śmiertelny rodzić - na kartce pojawił się najprostszy rysunek człowieka, a obok niego "+" - w niewiadomy sposób rozkochał w sobie jakiegoś boga - i tu obok "+" pojawia się ludzik w skali 3:1 w porównaniu do drugiego - i mają razem dziecko, czyli ciebie - i pod "+" pojawia się strzałka a la 3D wskazująca w moim kierunku. - Skoro już wiesz kim jesteś to oprowadzimy ciebie po całym ośrodku - obraz zmienił się na widok obozu z lotu ptaka. - Zacznijmy od początku. Teraz znajdujesz się w Wielkim Domu. - Mapa nagle zmieniła obraz na zdjęcie budynku. - Nie wolno ci tam wchodzić, chyba, że zostałeś zaproszony, odbywa się narada przewodniczących domków lub masz ważną sprawę nie mogącej czekać. - Dalej pokazali jeszcze domki, miejsca ćwiczeń, powiedzieli, że co tydzień w piątki będą bitwy o sztandar i tym podobne. - Dziękujemy za uwagę. - Zakończył koń stojący na tle jeziora. Zaraz, to nie był koń. To był półkoń z głową Chejrona. Chyba niespecjalnie dobrze się czuję widząc tutaj go jako centaura, a przed chwilą jako człowieka w wózku. Obróciłam się i podskoczyłam z wrażenia gdy zobaczyłam dolną część ciała kierownika wychodzącą z wózka. On jakby nie zauważył mojej reakcji i powiedział żebym poszła za nim. Wskazał mi gdzie co jest i zaprowadził do domku Hermesa, gdzie do dzisiejszego ogniska będę mieszkać. Jeszcze po drodze chciał się dowiedzieć dlaczego mimo, że mam już 16 lat nie spotkałam żadnego potwora.
- Noo, może ich nie ma w Polsce?
- To już wszystko jasne! - Powiedział jakby dowiedział się oczywistej rzeczy. - To stąd twój akcent. No wiec, tak. W Polsce są bardzo słabe warunki dla potworów i pewnie dlatego jeszcze żaden ciebie nie wyczuł. Inaczej musiałoby to oznaczać, że twój rodzic jest bardzo mało znanym bogiem. - Poczułam ulgę. Może tym razem nie będę już tą słabą co nią pomiatają? Miałam taką nadzieję.
- Otworzy drzwi i wpuścił mnie pierwszą do środka. W pomieszczeniu panował bałagan i było całkiem sporo herosów.
- Ej! - Krzyknął. Wszystkie oczy jak na zawołanie spojrzały w jego stronę. - Tutaj macie nową dziewczynę; Kate. Będzie z wami mieszkać do ogniska, chyba, że oczywiście okaże się waszą siostrą. Byłoby mi miło gdyby ktoś z was kto właśnie wybiera się na walki mieczem, wziął ją ze sobą. Myślę, że będzie w tym dobra. - Gdy drzwi się za nim zatrzasnęły jak na zawołanie podszedł do mnie jakiś chłopak z fryzurą a la Edward Cullen.
- Cześć, jestem Jake. - Uśmiechnął się.
- A ja Kate. To zaprowadzisz mnie na tor ćwiczeń?
- Okej. Teraz zaprowadzę ciebie do naszego kierownika Chejrona i zaraz do ciebie wracam.
Zostawiła terenowy samochód i weszła pewna siebie główną bramą. Jak na zawołanie podbiegły do niej dwie dziewczyny z jaskrawo pomarańczowymi włosami. Westchnęłam. Przecież to było oczywiste, że ma już przyjaciół, a mnie tylko wprowadzi. Okrążyłam fontannę i po lewej stronie miałam wielkie pole truskawek, a po prawej Wielki Dom. Ruszyłam na jego werandę. Przy stoliku siedzieli dwaj mężczyźni. Pierwszy miał kręcone włosy, białą koszulkę z kolorowym napisem IMPREZOWE KUCYKI i siedział na wózku, drugi miał czarne włosy, hawajską koszulę, szorty, skarpetki i sandały. W ręce trzymał dietetyczną colę. Grali razem w karty. Jeśli się nie mylę to był to remik. Nie zobaczyli mnie więc odchrząknęłam cicho. Ten pierwszy widząc mnie uśmiechnął się do mnie, a ten z napojem podniósł wzrok na ułamek sekundy i ponownie skupił się na kartach.
- O! Ty to pewnie jesteś tą nową heroską, tak? - Spytał pogodnie.
- Tak - uśmiechnęłam się widząc, że jestem tu mile widziana - nazywam się Kate Wilson i w tym roku skończę 16 lat.
- Zapraszam do środka. - Weszliśmy do budynku, gdzie było dość... dziwnie? To chyba dobre określenie na miejsce, gdzie na ścianie wisiała głowa lamparta (poprawka ŻYWEGO lamparta), wszędzie wisiały dziwne ozdoby, a po środku stał stół od ping - ponga, a wokół niego krzesła. Ominęliśmy to miejsce i weszliśmy do małego, ciemnego pokoju z chyba przedpotopowym telewizorem.
- Teraz obejrzysz nasz film instruktażowy, w którym dowiesz się o wszystkich potrzebnych rzeczach. Zamknął drzwi i zrobiło się kompletnie ciemno...
- Witaj w Obozie Herosów! - Pojawił się wielki napis "Welcome in Half - Blood Camp" i logo. Głos był chyba Chejrona. - Jeśli tu jesteś to znaczy, że jesteś herosem, albo trafiłeś tu przez pomyłkę i grozi ci śmiertelne niebezpieczeństwo. - Miło się zaczyna, nie ma co. - Żeby nie było wątpliwości; heros to półbóg - pojawia się biała kartka - to znaczy, że twój śmiertelny rodzić - na kartce pojawił się najprostszy rysunek człowieka, a obok niego "+" - w niewiadomy sposób rozkochał w sobie jakiegoś boga - i tu obok "+" pojawia się ludzik w skali 3:1 w porównaniu do drugiego - i mają razem dziecko, czyli ciebie - i pod "+" pojawia się strzałka a la 3D wskazująca w moim kierunku. - Skoro już wiesz kim jesteś to oprowadzimy ciebie po całym ośrodku - obraz zmienił się na widok obozu z lotu ptaka. - Zacznijmy od początku. Teraz znajdujesz się w Wielkim Domu. - Mapa nagle zmieniła obraz na zdjęcie budynku. - Nie wolno ci tam wchodzić, chyba, że zostałeś zaproszony, odbywa się narada przewodniczących domków lub masz ważną sprawę nie mogącej czekać. - Dalej pokazali jeszcze domki, miejsca ćwiczeń, powiedzieli, że co tydzień w piątki będą bitwy o sztandar i tym podobne. - Dziękujemy za uwagę. - Zakończył koń stojący na tle jeziora. Zaraz, to nie był koń. To był półkoń z głową Chejrona. Chyba niespecjalnie dobrze się czuję widząc tutaj go jako centaura, a przed chwilą jako człowieka w wózku. Obróciłam się i podskoczyłam z wrażenia gdy zobaczyłam dolną część ciała kierownika wychodzącą z wózka. On jakby nie zauważył mojej reakcji i powiedział żebym poszła za nim. Wskazał mi gdzie co jest i zaprowadził do domku Hermesa, gdzie do dzisiejszego ogniska będę mieszkać. Jeszcze po drodze chciał się dowiedzieć dlaczego mimo, że mam już 16 lat nie spotkałam żadnego potwora.
- Noo, może ich nie ma w Polsce?
- To już wszystko jasne! - Powiedział jakby dowiedział się oczywistej rzeczy. - To stąd twój akcent. No wiec, tak. W Polsce są bardzo słabe warunki dla potworów i pewnie dlatego jeszcze żaden ciebie nie wyczuł. Inaczej musiałoby to oznaczać, że twój rodzic jest bardzo mało znanym bogiem. - Poczułam ulgę. Może tym razem nie będę już tą słabą co nią pomiatają? Miałam taką nadzieję.
- Otworzy drzwi i wpuścił mnie pierwszą do środka. W pomieszczeniu panował bałagan i było całkiem sporo herosów.
- Ej! - Krzyknął. Wszystkie oczy jak na zawołanie spojrzały w jego stronę. - Tutaj macie nową dziewczynę; Kate. Będzie z wami mieszkać do ogniska, chyba, że oczywiście okaże się waszą siostrą. Byłoby mi miło gdyby ktoś z was kto właśnie wybiera się na walki mieczem, wziął ją ze sobą. Myślę, że będzie w tym dobra. - Gdy drzwi się za nim zatrzasnęły jak na zawołanie podszedł do mnie jakiś chłopak z fryzurą a la Edward Cullen.
- Cześć, jestem Jake. - Uśmiechnął się.
- A ja Kate. To zaprowadzisz mnie na tor ćwiczeń?
Zaśmiał się.
- Może na początku jakaś zbroja, co? - Wtedy dopiero zobaczyłam, że on i prawie wszyscy inni je mieli. Zaczerwieniłam się i kiwnęłam głową.
- Chodź. To skąd pochodzisz?
- Z Polski. - Chyba na serio się zdziwił.
- Ale ty nie masz charakterystycznego akcentu. Polacy zazwyczaj przedłużają przed ostatnią sylabą.
- Lata praktyki. - Doszliśmy do miejsca gdzie na wyznaczonych miejscach walczyli herosi. Za torami mieściła się zbrojownia. Przy drzwiach stał chłopak z wysmoloną pomarańczową koszulką obozową i pasem z narzędziami. Zapomniałam wspomnieć, że wszyscy takie mieli.
- Siema Lou! - Przybili sobie piątkę. Kiedy chłopak mnie zobaczył zagwizdał cicho, a ja się zaczerwieniłam.
- Kogo sobie znowu znalazłeś? - Powiedział i oboje się zaśmiali.
- To Kate. Nowa.
- Poszukuje broni?
- Ja tu jestem. - Powiedziałam sarkastycznie. Wszyscy zwracali się jak by mnie tutaj nie było, albo jakbym nie umiała nic powiedzieć. To było leciutko wkurzające. Ponownie się zaśmiali.
- Okej. To czego potrzebujesz Katie. Mogę tak do ciebie mówić?
- Ta, potrzebuję zbroi, miecza i koszulki obozowej.
- Dobra, rozmiar koszulki?
- Eska. - Podał mi jedną z magazynu.
- Zbroję na razie może trochę lżejszą, co? - Kiwnęłam głową. Podał mi
błyszczącą, nową zbroję na klatkę piersiową, ramiona i kolana. - Nówka sztuka.
- Powiedział. Przyjrzał się mi i wyjął jeszcze luźne powycierane dżinsy.
Spojrzałam na swoje krótkie spodenki. Nie za bardzo chyba by się nadawały.
Rzuciłam jeszcze "dzięki" i ruszyłam do przebieralni. Koszulka i
dżinsy pasowały idealnie tak samo jak zbroja. Ubrałam się jak najszybciej
mogłam i ponownie pobiegłam do Lou. On zaprosił mnie do środka. - Może na początku jakaś zbroja, co? - Wtedy dopiero zobaczyłam, że on i prawie wszyscy inni je mieli. Zaczerwieniłam się i kiwnęłam głową.
- Chodź. To skąd pochodzisz?
- Z Polski. - Chyba na serio się zdziwił.
- Ale ty nie masz charakterystycznego akcentu. Polacy zazwyczaj przedłużają przed ostatnią sylabą.
- Lata praktyki. - Doszliśmy do miejsca gdzie na wyznaczonych miejscach walczyli herosi. Za torami mieściła się zbrojownia. Przy drzwiach stał chłopak z wysmoloną pomarańczową koszulką obozową i pasem z narzędziami. Zapomniałam wspomnieć, że wszyscy takie mieli.
- Siema Lou! - Przybili sobie piątkę. Kiedy chłopak mnie zobaczył zagwizdał cicho, a ja się zaczerwieniłam.
- Kogo sobie znowu znalazłeś? - Powiedział i oboje się zaśmiali.
- To Kate. Nowa.
- Poszukuje broni?
- Ja tu jestem. - Powiedziałam sarkastycznie. Wszyscy zwracali się jak by mnie tutaj nie było, albo jakbym nie umiała nic powiedzieć. To było leciutko wkurzające. Ponownie się zaśmiali.
- Okej. To czego potrzebujesz Katie. Mogę tak do ciebie mówić?
- Ta, potrzebuję zbroi, miecza i koszulki obozowej.
- Dobra, rozmiar koszulki?
- Eska. - Podał mi jedną z magazynu.
- Sądząc po twoim wyglądzie i sposobie chodzenia najlepszy będzie długi miecz. Najlepiej podobny do tego co ma Jackson.
- Kto?
- A taki tam gość co dwa razy uratował nasz obóz przed totalnym zniszczeniem. - Zaśmiał się ponownie z Jakiem. Widać było, że byli najlepszymi przyjaciółmi.
- A teraz wyleguje się na plaży ze swoją dziewczyną Annabeth. Chyba nie muszę mówić co robią. - Mrugnął do syna Hefajstosa i ponownie się zaśmiali.
- Dobra - spoważniał Lou. - Myślę, że ten będzie dobry, ale mów jak będzie za ciężki lub zbyt lekki.
Podniosłam go. Jednak trochę zbyt łatwo. On zauważył to i podał mi
następny. Był idealny-okazał się przedłużeniem mojej ręki. Zauważył to i
uśmiechnął się.
- Okej, teraz idź na naukę do
naszego mistrza Drake'a. Nikt inny nie nauczy ciebie perfekcyjnie walczyć.
- Oszalałeś?! On jest dobry, ale na początku trzeba ją nauczyć podstaw. Chodź za mną. - Weszliśmy na wolne pole. Pokazał mi jak się atakuje, broni i dostosowuje do stylu przeciwnika by go szybko powalić. Zaczęliśmy ćwiczyć. Najpierw wygrał on. Znowu on. Potem już się wgryzłam w rytm i zwyciężyłam w następnych. Po chwili walczyłam, jakyb miała to we krwi- szybko i precyzyjnie. Po paru wygranych przeze mnie podszedł do nas Lou.
- Dobra Kate, Jake to nauczyciel podstaw, ale jak widzisz sam nie potrafi dobrze walczyć. - Mój przeciwnik posłał mu mordercze spojrzenie, a my się zaśmialiśmy. - Dobra, dobra. Przecież sam wiesz, że jesteś lepszy w strzelaniu. - Uniósł dłonie w obronnym geście. - Teraz zaprowadzę ciebie do Drake'a.
- A kto to w ogóle jest "Drake"? Wszyscy tyle o nim mówią, a ja nadal nie mam zielonego pojęcia kto to jest.
- Drake to syn Appolina. Dobrze, co ja gadam, genialnie walczy na miecze...
- A jeśli od Appola to nie powinien strzelać z łuku?
- Właśnie o to chodzi, że powinien. Jest jedynym od Appolla, który jest w tym dobry. Właściwie to teraz gdy Percy od Posejdona jest na wakacjach to on tak jakby go zastępuje. No wiesz, teraz to za nim latają dziewczyny i on jest najbardziej rozchwytywany jeśli chodzi o drużyny. O widzisz, tam jest! - Wskazał na bruneta z niebieskimi oczami, który właśnie powalał na ziemię następnego przeciwnika. - Drake! - Krzyknął. On odwrócił się w naszą stronę. O bogowie (tyle razy usłyszała już to stwierdzenie, że zaczęła sama je używać), był bardzo przystojny. W końcu jest od Apolla, a on też nie należał do brzydkich. Mimo to nie pokazałam jak bardzo zareagowałam na jego urodę. Miałam w planach go pokonać. Wiedziałam, że tego nie zrobię bo w końcu był najlepszy, ale nie wyśmieją mnie chociaż. - Mam dla ciebie przeciwniczkę! To nowicjuszka i pokonała już Jake, więc zaprowadziłem ją do ciebie.
Podszedł do nas. Podał mi rękę i z promiennym uśmiechem, od którego zmiękły mi kolana, przedstawił się krótko;
- Drake od Appolina, a ty?
- Kate Wilson. Na razie od nikogo.
- To co, pokonałaś Jake i przychodzisz do kogoś kto będzie dla ciebie wyzwaniem?
- Oszalałeś?! On jest dobry, ale na początku trzeba ją nauczyć podstaw. Chodź za mną. - Weszliśmy na wolne pole. Pokazał mi jak się atakuje, broni i dostosowuje do stylu przeciwnika by go szybko powalić. Zaczęliśmy ćwiczyć. Najpierw wygrał on. Znowu on. Potem już się wgryzłam w rytm i zwyciężyłam w następnych. Po chwili walczyłam, jakyb miała to we krwi- szybko i precyzyjnie. Po paru wygranych przeze mnie podszedł do nas Lou.
- Dobra Kate, Jake to nauczyciel podstaw, ale jak widzisz sam nie potrafi dobrze walczyć. - Mój przeciwnik posłał mu mordercze spojrzenie, a my się zaśmialiśmy. - Dobra, dobra. Przecież sam wiesz, że jesteś lepszy w strzelaniu. - Uniósł dłonie w obronnym geście. - Teraz zaprowadzę ciebie do Drake'a.
- A kto to w ogóle jest "Drake"? Wszyscy tyle o nim mówią, a ja nadal nie mam zielonego pojęcia kto to jest.
- Drake to syn Appolina. Dobrze, co ja gadam, genialnie walczy na miecze...
- A jeśli od Appola to nie powinien strzelać z łuku?
- Właśnie o to chodzi, że powinien. Jest jedynym od Appolla, który jest w tym dobry. Właściwie to teraz gdy Percy od Posejdona jest na wakacjach to on tak jakby go zastępuje. No wiesz, teraz to za nim latają dziewczyny i on jest najbardziej rozchwytywany jeśli chodzi o drużyny. O widzisz, tam jest! - Wskazał na bruneta z niebieskimi oczami, który właśnie powalał na ziemię następnego przeciwnika. - Drake! - Krzyknął. On odwrócił się w naszą stronę. O bogowie (tyle razy usłyszała już to stwierdzenie, że zaczęła sama je używać), był bardzo przystojny. W końcu jest od Apolla, a on też nie należał do brzydkich. Mimo to nie pokazałam jak bardzo zareagowałam na jego urodę. Miałam w planach go pokonać. Wiedziałam, że tego nie zrobię bo w końcu był najlepszy, ale nie wyśmieją mnie chociaż. - Mam dla ciebie przeciwniczkę! To nowicjuszka i pokonała już Jake, więc zaprowadziłem ją do ciebie.
Podszedł do nas. Podał mi rękę i z promiennym uśmiechem, od którego zmiękły mi kolana, przedstawił się krótko;
- Drake od Appolina, a ty?
- Kate Wilson. Na razie od nikogo.
- To co, pokonałaś Jake i przychodzisz do kogoś kto będzie dla ciebie wyzwaniem?
Grupka, która nas obserwowała zaśmiała się. Żeby nie wyjść na sztywniaka
też to zrobiłam. - -To zapraszam. Od razu mówię, że nie daje forów. Nie jestem
od nauki tylko do utrwalania, więc uważaj. - Uśmiechnął się zadziornie i stanął
po jednej stronie. Byłam teraz na przeciwko niego. Natarł na mnie bardzo
szybkim tempem. O wiele szybszym od Jake. Ledwo co odparłam atak, lecz drugiego
już nie zdążyłam. Uderzył mnie w ramię tak, że upadłam. Szybko jednak wstałam i
natarłam. Uderzyłam w jego prawe udo. lecz on odparował. Walczyliśmy zaciekle,
ale on w końcu mnie pokonał. I znowu, i znowu, i znowu... Po nie wiem, której
przegranej bitwie chciałam się poddać, ale on widząc moją reakcję, szybko do
mnie podszedł. Automatycznie odskoczyłam by uniknąć upadku, ale on żeby mnie
upewnić odrzucił miecz na ziemię.
- Chodź. Po prostu źle stawiasz kroki. Musisz się więcej ruszać i... - Dał mi parę poprawek. Dalej szło mi bardzo dobrze. Drugi mecz walczyliśmy bardzo długo, aż w końcu znowu mnie powalił. Masakra. Byłam tak bardzo blisko wybranej, ale on i tak jest lepszy. Postanowiłam, że jeśli teraz z nim nie wygram to po prostu idę na inne stanowisko. Powstałam z ziemi i otrzepałam lekko dżinsy. Zaatakowałam pierwsza. Tym razem nie w udo tylko ramię co go zaskoczyło. Szybko przygotował się na zmiany. Tym razem więcej go obserwowałam. Rozgryzłam jego ruchy... Wykorzystałam to i pierwszy raz upadł na ziemię. Krzyknęłam "JEST!", ale on nieprzewidzianie wstał i natarł jeszcze szybciej. Nie spodziewałam się tego, ale odparłam atak. Zaczął jeszcze szybciej. Zaciskał zęby i nacierał. Ja czułam wielką siłę. Powaliłam go kolejny raz, tym razem nie wstał. Ludzie którzy oglądali naszą walkę patrzyli na mnie z podziwem w oczach. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczął padać deszcz...
- Chodź. Po prostu źle stawiasz kroki. Musisz się więcej ruszać i... - Dał mi parę poprawek. Dalej szło mi bardzo dobrze. Drugi mecz walczyliśmy bardzo długo, aż w końcu znowu mnie powalił. Masakra. Byłam tak bardzo blisko wybranej, ale on i tak jest lepszy. Postanowiłam, że jeśli teraz z nim nie wygram to po prostu idę na inne stanowisko. Powstałam z ziemi i otrzepałam lekko dżinsy. Zaatakowałam pierwsza. Tym razem nie w udo tylko ramię co go zaskoczyło. Szybko przygotował się na zmiany. Tym razem więcej go obserwowałam. Rozgryzłam jego ruchy... Wykorzystałam to i pierwszy raz upadł na ziemię. Krzyknęłam "JEST!", ale on nieprzewidzianie wstał i natarł jeszcze szybciej. Nie spodziewałam się tego, ale odparłam atak. Zaczął jeszcze szybciej. Zaciskał zęby i nacierał. Ja czułam wielką siłę. Powaliłam go kolejny raz, tym razem nie wstał. Ludzie którzy oglądali naszą walkę patrzyli na mnie z podziwem w oczach. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczął padać deszcz...
____________________________
Długi rozdział na wynagrodzenie poprzedniego :) Następny też mniej więcej tej długości pojawi się w tym tygodniu.
Prosimy o komentarze!
Ala i Maria
Piszecie bardzo ciekawie. Świetne opisy i akcja nabiera rozpędu. Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńSupcio! ;)
OdpowiedzUsuńFilmik instruktażowy makes my day :]
Czytam dalej...
Szal, S&S
Extra! ;)
OdpowiedzUsuńReakcja Kate na to, że Chejron jest centaurem mnie rozwaliła :]
Czytam dalej...
super
OdpowiedzUsuń