poniedziałek, 30 września 2013

6. Córko Posejdona, daj kostkę cukru

- Pff... A co chcesz wiedzieć?
- Najlepiej wszystko. - Uśmiechnęłam się, a on zaśmiał.
- No cóż, Percy... Percy... Od czego by zacząć, opowiadając o nim? - Zastanowił się.
- Może mi opowiesz, jaki on ma charakter? - Podpowiedziałam.
- No jasne! - Uśmiechnął się. Składał rękoma jakiś mechanizm z paru metalowych części, zupełnie jakby jego ręce ciągle musiały być w ruchu. Trochę mnie to denerwowało. - Percy jest bardzo życzliwy. Poświęciłby na przykład życie za drogą mu osobę. Taka na przykład Atena uważa, że to wada. Ja osobiście się z tym nie zgadzam. - Zerknął w niebo. Roześmiał się nerwowo i obejrzał mechanizm, który zbudował. Był to około dziesięciocentymetrowy pegaz. Nacisnął jedno z jego kopyt i robocik zamachał skrzydłami. Leo rzucił go w górę, a ten, ku mojemu zdziwieniu, zamiast spaść wzniósł się w powietrze. - Oczywiście nie uważam, że Atena się myli. - Podsumował. Wydawało mi się, że jego myśli, podobnie jak ręce, ciągle muszą być w biegu.
- Och nie - potaknęłam, zdezorientowana.
- Percy jest też wybuchowym chłopcem. Nie lubi, gdy się krzywdzi kogoś mu drogiego. - Mimowolnie spojrzałam w dół, na jego ręce. Jedną z nich trzymał jakieś części, a palca wskazującego drugiej używał jak palnika.
- Leo. - Powiedziałam - jesteś ognistym półbogiem. Podobno tacy zdarzają się bardzo rzadko i zawsze sprowadzają jakieś nieszczęście.
- Ja jakoś nie sprowadziłem, tylko razem z szóstką innych herosów uratowałem świat - uśmiechnął się półgębkiem i odszedł w stronę domku Hefajstosa. Ja poszłam do mojego z numerem 3. Otworzyłam jedną szafę by schować w niej moje rzeczy, ale okazała być się już zajęta. Były w niej dwie koszulki obozowe, para jeansów i trampki. Na jednej półce leżały porozrzucane zdjęcia. Podniosłam je i zaczęłam przeglądać. Pierwsze przedstawiało mojego brata i jego dziewczynę trzymających się za rękę na pokazie sztucznych ogni. Drugie tę samą parę tylko, że leżeli na ziemi i śmiali się. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Na trzecim była siódemka herosów. Był tam Percy, Annabeth, Leo, ta dziewczyna, którą widziałam w iryfonie, chyba Piper i była obejmowana przez przystojnego blondyna. Obok stała jeszcze jedna para. Wielki osiłek i o wiele od niego mniejsza dziewczyna. Dalej już nie oglądałam, bo do pokoju wpadła Eva.
- Kate - pisnęła - zdążymy na Bitwę o Sztandary! Super, co nie? - Z filmu instruktażowego dowiedziałam się, co to za gra i, że jest urządzana w każdy piątek. Jeśli mieliśmy wyruszać w niedzielę, to rzeczywiście zdążymy.
- Ta, uśmiechnęłam się szeroko. Fajnie. Poczekasz na mnie?
- Jasne. - Założyłam szybko zbroję.
- To gdzie najpierw idziemy?
- Pomyślałam o ściance wspinaczkowej. Myślę, że ta zdolność może się nam przydać.
- Dobry pomysł.

~*~
Kiedy zobaczyłam ściankę wspinaczkową, wiedziałam, że  nie będzie ona łatwym zadaniem. Była w połowie zalana lawą. I nie mówię tu o takim "w połowie":
Lawa                           Bez lawy
Lawa                           Bez lawy
Lawa                           Bez lawy
Lawa                           Bez lawy
Lawa                           Bez lawy
Lawa                           Bez lawy
Lawa                           Bez lawy

O nie! Lawa wiła się po ściance wspinaczkowej szerokim strumieniem, który wielokrotnie zakręcał. Nie wiedziałam, jak ktokolwiek może mieć ochotę wspinać się na to, ale zobaczyłam, jakie są nagrody. Były to śmiertelnicze przekąski; chipsy, sześciopaki coca-coli, chrupki i tym podobne. No tak, przecież na obozie jadamy jedynie zdrowe jedzenie.
- Łał... - Zdążyłam wymamrotać, zanim Eva pociągnęła mnie w stronę ścianki. Na górę wspinało się kilkunastu herosów, używając swoich mocy, np. dzieci Hekate odpychały niedaleką magmę za pomocą magii, dzieci Hefajstosa w magicznych kolczugach dziarsko wspinały się w górę, itp. Nagle zobaczyłam samotną postać od niechcenia wspinającą się w górę. PRZEZ SAM ŚRODEK STRUMIENIA LAWY! Kiedy chłopak zrzucił na dół duże opakowanie Lays'ów, zobaczyłam jego twarz. To był Leo!
Nagle zachciało mi się także dojść tam, na sam szczyt. Uzbrojona jedynie w mój miecz (który i tak nie na wiele by mi się przydał) ruszyłam na podbój ścianki wspinaczkowej.
Na początku szkło mi całkiem nieźle, dopóki nie spotkałam Leona. Właśnie zamierzałam uskoczyć przed cieknącą na mnie strużką lawy, gdy zjawił się on. Schodził w spokoju, jak z normalnej ścianki wspinaczkowej, a ja tu walczyłam o życie! Wydawało mi się to nie fair, ale cóż miałam zrobić? Pode mną beztrosko płynęła sobie magma, a nade mną inny strumyk właśnie chciał zrobić to samo.
- Kurde - zaklęłam po polsku i przesunęłam się w prawo. Tak bardzo chciałabym mieć ogniste moce, jak Leo, ale ogień i woda raczej się nie wiążą. Choć woda gasi ogień, więc... - Yes! - krzyknęłam. Właśnie dotarłam do końca ścianki. Było tu wiele przysmaków, ale od razu wybrałam mój ulubiony; popcorn o smaku maślanym. To dziwne, był przecież w plastikowej torebce, więc teoretycznie to opakowanie powinno się stopić. Pewnie działała tutaj jakaś magia. Zrzuciłam torebkę popcornu na ziemię i zaczęłam schodzić na dół. Jednak nie było to tak łatwe, jak się wydawało. W pewnym momencie zostałam otoczona lawą. Nie miałam gdzie uciec. Zaczęłam się zastanawiać, czy ten popcorn był tego wart gdy nagle zauważyłam, że jakiś obozowicz na dole łapie Leona za ramię i wskazuje na mnie palcem. Leo w pośpiechu rzucił wszystko i zaczął się wspinać. Pewnie już wiele razy zdarzyło mu się ratować kogoś z płomieni. Zauważyłam, że lawa z lewej strony jest już blisko dopiero, gdy się oparzyłam.
- Leo, pospiesz się! - krzyknęłam. On był już blisko. Złapał mnie za rękę i szliśmy tak wśród lawy. Co ciekawe, kiedy go dotykałam, ogień mi nie przeszkadzał. Mogłam pływać w lawie i czuć tylko lekkie ciepło. To pewnie dlatego, że on jest ognistym półbogiem. W pewnym momencie Leo puścił na chwilę moją rękę. Poczułam palący ból. Wrzasnęłam z bólu i zobaczyłam ciemne plamki przed oczami.

~*~

 Kiedy się ocknęłam zobaczyłam trzy osoby nachylone nade mną; Evę, Leona i Drake'a. Wyglądali na zmartwionych, ale mniej niż się spodziewałam. Widocznie takie wypadki są tutaj częste. Podniosłam rękę, nie było na niej ani śladu poparzenia. Wysłałam im pytające spojrzenie. Głos zabrała moja przyjaciółka.
- Spadłaś, Kate i Leo wyśliznęła się twoja ręka. Drake akurat umie magicznie uzdrawiać. Straciłaś przytomność na 15 minut. Tutaj całkiem często to się zdarza. Jeśli niekręci ci się w głowie to wszystko jest okej. - Podniosłam się. Nie czułam się słabo tylko jak bym właśnie wyjęła rękę z gipsu i mogła nią ruszać.
- Hmm, wszystko jest chyba dobrze. Dzięki Drake.  - Podziękowałam mu, a on poszedł z powrotem do swoich przyjaciół od Apolla. Leo też gdzieś wyszedł.
- Gdzie teraz idziemy? - zapytałam się Evy.
- Myślałam nad nauką jazdy na pegazach. Co ty na to? - Eva chyba żartuje. Czy ona myśli, że będę się nad tym zastanawiać?
- Oczywiście, że idziemy!
~*~
W stajni było dość dużo koni, co wprowadziło w moim umyśle zamęt. (Córka Posejdona, daj kostkę cukru, Wybierz mnie i tego typu głosy) Byłam kompletnie zdezorientowana. Nie wiedziałam, który głos należy do którego pegaza. Do rzeczywistości przywołała mnie Eva.
- To którego wybierasz? - powiedziała zanim zdążyłam ją powstrzymać. W mojej głowie natychmiastowo pojawił się szum głosów "Mnie", "Mnie", "Mnie nie, bo się pasę" i tak dalej. Nie mogłam już dłużej wytrzymać.
- CICHO BYĆ! - wrzasnęłam i cały budynek stajni umilkł. Kilku herosów (włącznie z Evą), którzy tu byli spojrzeli się na mnie, jakbym była psychiczna.
- Eeee... Kate, dobrze się czujesz? - zapytała mnie. No tak, ktoś, kto stoi na środku stajni próbując złapać oddech tuż po tym jak się wydarł na nie wiadomo co pewnie nie wygląda normalnie.
- Chyba... tak - powiedziałam. Starałam się ignorować pegaza, który próbował mnie namówić, abym dała mu cały cukier z jadalni. - Możemy stąd iść? - Zapytałam, czemu towarzyszył szum końskich głosów zapewniających mnie, że nie.
- Jasne, Kate. - powiedziała moja przyjaciółka, patrząc się na moją twarz. Jestem pewna, że wyglądam, jakbym za chwilę miała zwymiotować.
- Nie patrz się na nią tak - zaśmiał się Drake przechodząc koło nas i niosąc jakieś kartonowe pudła.  Zatrzymał się na chwilę - po prostu zareagowała tak jak Percy na te konie co walczą o kostki cukru. - Poszedł dalej. Hmmm, czyli, że znał Percy'ego...

~*~ 
- Cześć Drake.
- Hej Kate, co cię do mnie sprowadza?  - Uśmiechnął się. Teraz zauważyłam, że robi to cały czas.
- Chciałam się zapytać, czy znałeś Percy'ego - zaśmiał się. Znowu.
- Czasami walczyliśmy, a co?
- No, w sumie nic tylko wczoraj dowiedziałam się, że jestem herosem, moim ojcem jest Pan Mórz i mam brata, o którym nic nie wiem - powiedziałam obojętnie.
- Złość piękności szkodzi. - Ponownie się zaśmiał.
- Hahaha - zaśmiałam się ironicznie - to jak będzie powiesz mi, czy nie?
- A co będę z tego miał?
- A co chcesz? - Zapytałam.
- Może spotkanie na plaży? Wtedy odpowiem ci o Percy'm, ale ty odpowiesz także na moje pytania. - Chwile się zastanowiłam. Spotkanie sam na sam z przystojnym synem Apolla? Spoko.
- Doobrze. - Powiedziałam przeciągając cały wyraz. - Ale odpowiesz na wszystkie moje pytania.
- To jesteśmy umówieni. - Uśmiechnął się. Jeszcze raz.

________________________________________

Rozdział chyba nie najwyższych lotów, ale chyba jest ok. Może sami to ocenicie w komentarzach?
Maria i Ala (przy pomocy Leny)

sobota, 28 września 2013

5. Ale co my w ogóle będziemy robić na tej misji?

Rozdział jest dedykowany wszystkim komentującym, m.in.: Athena, Asia Guzek, Heroska, jatoaaa i Anonimowi :) Dziękujemy także osobom, które obserwują bloga :*


Zbliżała się 19. Razem z Evą ruszyłyśmy do Wielkiego Domu. Po drodze streściłam historię z iryfonu . Było mi bardzo przykro, że Percy mnie nie poznał, ale w końcu z tego co się dowiedziałam, to jemu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, a ja się martwię tym, że dowiedział się o moim istnieniu. Ale ze mnie egoistka!
Weszłam do tego dziwnego pokoju z stołem ping - pongowym. Była już tam większość. Gdy mnie zobaczyli, ponad połowa obozowiczów gapiła się na każdy mój ruch, jakbym była jakimś nieznanym gatunkiem, o którym chcą się dowiedzieć jak najwięcej. Westchnęłam. Odkiedy dowiedziałam się, że jestem córką Pana Mórz często mogłam usłyszeć komentarze typu "Nie podobna do niego. Tylko te oczy...", "Charakter to ma z pewnością do niego podobny.", albo "ciekawa jestem kto by z nich wygrał w walce na miecze.". Nie rozumiałam dlaczego, ale prawie zawsze byłam porównywana do brata. Kiedy już wszyscy się zebrali Chejron zaczął:
- Wszyscy wiedzą, że Kate, Eva i Drake wyruszają na misję, ale czy ktoś wie czego ona będzie dotyczyć? - No właśnie. Nikt nic nie powiedział. Wielka podnieta, że niebezpieczna wyprawa itp itd, ale czego ona będzie dotyczyć? - Problem w tym, że ja nie do końca jestem pewny swoich przekonań. Żeby być przekonanym musiałbym porozmawiać z Percym. I teraz kluczowe pytanie: Czy ktokolwiek z was miał JAKIKOLWIEK kontakt z nim lub kimkolwiek z Wielkiej Siódemki. - Podniósł rękę jeden chłopak. Miał kręcone, czarne włosy, lekko spiczaste uszy i miłą dziecinną twarz, której towarzyszy figlarny uśmiech. Posiadał spojrzenie jakby przesadził z kofeiną. - Leo, wiemy, że ty należałeś do Wielkiej Siódemki, ale chyba powinieneś się domyślić, że chodzi o tych, których nie ma. - Spojrzał na niego wymownie. On przewrócił oczami, a wszyscy razem ze mną zachichotali. Trochę jednak się zdziwiłam. Wielka Siódemka kojarzyła mi się ze strasznie potężnymi, umięśnionymi herosami i niebezpiecznymi, silnymi dziewczynami. On wydawał się jakiś... niegroźny. Chyba zauważył jak mu się przyglądam. Zaśmiał się cicho i niby od niechcenia stworzył w jednej ręce kulkę ognia, po czym przerzucał ją między dłońmi jak piłkę. Oczy mi się momentalnie powiększyły do wielkości złotej drachmy. Usłyszałam cichy chichot. Zapewne jego. Powróciłam uwagą do centaura. Rachel właśnie streszczała mu naszą rozmowę z Percym. Westchnęłam na to wspomnienie. W sumie jeśli Leo był w Wielkiej Siódemce, to musiał znać Percy'ego. Muszę go o niego wypytać. Półkoń zamyślił się i zrobił minę jakby nad jego głową zaświeciła się żaróweczka.
- Dziękuję Rachel. Teraz już wszystko rozumiem. Ej! - Krzyknął by uciszyć herosów. Prawie wszyscy byli pogrążeni w rozmowie. - Jak POWINNIŚCIE usłyszeć z monologu Rachel, to Percy, Annabeth, Piper, Jason, Hazel i Frank zostali porwani. - Wszyscy rzucali sobie zaniepokojone spojrzenia. - Teraz znajdują się w więzieniu w Egipcie. Konkretniej w piramidzie Cheopsa. Parę z was pewnie wie, że tam jest największe i najpotężniejsze więzienie "zaprogramowane" dla potworów i herosów. Półbogów oczywiście tych złych. Zostało wybudowane przez starożytnych Egipcjan na prośbę bogów. Można tam spokojnie wejść, ale gorzej z wyjściem. Trzeba zdobyć sześć kluczy ukrytych na całym świecie, które razem złożą się w jedność, by otworzyć dowolną celę. Zatem 6/7 naszej Wielkiej Siódemki jest uwięzionych, więc wiemy czego dotyczą pierwsze cztery wersy przepowiedni. Dalej idziemy do mitu o nimfie i potworze. Ta opowieść jak bardzo mało znana. Opowiem wam ją; Pewnego razu Minotaur ukradł i zjadł parę owiec Apollowi. Zezłoszczony bóg poszedł po pomoc w zemście do boga miłości, Erosa. Ten pomógł mu i sprawił, że pół - byk zakochał się bez wzajemności w nimfie Mai. Ta uciekała przed jego zalotami, ale w końcu uległa i także się w nim zakochała. Oczekiwali dziecka, z którego nie wiadomo było co wyrośnie. Najprawdopodobniej nowy i najgroźniejszy potwór. Dziecko wręcz pożerało  Maję od środka i gdy była w 9 miesiącu ciąży miała brzuch trzykrotnie większy od normalnego. Zezłoszczony Apollo, że jego zemsta nie zadziałała sprawił, że niemowlę, jeśli tak je można nazwać, będzie czekać tysiące lat zanim wyjdzie na świat.
  Ta opowieść wstrząsnęła wszystkimi. Nawet nie chciałabym sobie wyobrażać co to może być za stwór. Mimowolnie się wzdrygnęłam.
- Co do przedostatniego wersu to chyba chodzi o to, że ty - zwrócił się do mnie - i twój brat będziecie dowodzić . Co do ostatniego jestem pewny, że chodzi o to, że półbogowie z Obozu Jupiter muszą znaleźć miejsce gdzie znajduje się ta nimfa. Skontaktuję się jeszcze z nimi.
- Zaraz - prawie że wykrzyknął jakiś heros, który chyba był z domku Dionizosa - Ale zabicie tej ciężarnej nimfy nie może być takie trudne, bo przecież pilnuje jej tylko Minotaur.
- Nie - zaprzeczyła szybko Eva. - Miałam sen, w którym widziałam jak ten pół - byk umawia się z innymi rasami potworów, że jeśli będą przez ten czas mu służyć, to jak jego syn się urodzi, każda rasa będzie miała swoje terytorium i całkowitą władzę nad nim. Oni niestety zgodzili się, ale zapomnieli tylko o tym, że minotaur nie złożył obietnicy na rzekę Styks.

- Tak. Przejdźmy do rzeczowych spraw. Niestety wiadomo tylko gdzie znajduje się jeden z kluczy. Wie to Apollo. Przy każdym kluczu jest zaszyfrowana informacja, wskazująca na lokalizację następnego. Szkolicie się do końca tygodnia, czyli to będą jeszcze tylko cztery dni. Następnie ruszacie do taty Drake'a i dalej już wiecie, co macie robić. Leo - zwrócił się do niego - użyczysz im Argo II? - Chłopak wytrzeszczył oczy, pobladł i zrobił minę,  jakbyśmy chcieli zabrać mu jego dziecko. 
- Pod jednym warunkiem; nie będzie ani jednego zadraśnięcia. - Potaknęłam głową chichocząc. Mówi się, że mężczyźni traktują swoje samochody jak coś najważniejszego. Ten latający statek chyba był bezcenny dla syna Hefajstosa.
- To chyba tyle na dzisiaj. Idźcie już się położyć.
Wyszłam i ruszyłam w stronę domku Hermesa. Zatrzymała mnie gwałtownie Eva.
- Chwila, Kate, ty chyba nie wiesz gdzie śpisz! - Eva pociągnęła mnie za rękę i popędziłyśmy między domkami. Rzeczywiście, mimo, że należałam do domku Posejdona, to nadal mieszkałam u Hermesa. Nie wiem dlaczego. Tak jakoś. Zatrzymałyśmy się dopiero przy wielkim niebieskim domu.  Ściany zewnętrzne były zrobione z szarego, szorstkiego kamienia pokrytego miejscami kawałkami muszli, koralowców, co wyglądało jak dno oceanu.
Na wejściu pierwsze, co rzucało się w oczy to była fontanna. Zajrzałam do jej środka, a tam było mnóstwo złotych drachm. Była wykonana chyba z jakiejś szarej skały morskiej. Woda wylewała się ze złotych ust połyskującej turkusowo-srebrnej ryby stojącej na podwyższeniu. Gdzieniegdzie były glony.
Przy ścianach stało sześć łóżek wykonanych z jasnego drewna, z których wystawały przeźroczyste, grube, wypełnione wodą materace. Następne co przykuwało uwagę, to ogromne prawie na całą ścianę okno, z którego roztaczał się widok na plażę. Na parapecie były poustawiane morskie rośliny godne Demeter.
Oczywiście były jeszcze jakieś szafki, wieszaki, szafy i tym podobne, ale nie będę wszystkiego opisywać.
Nad jednym łóżkiem coś wisiało. Podeszłam i przyjrzałam się dokładniej, to była tarcza z czymś wyrzeźbionym na kształt Meduzy. Nieśmiało dotknęłam ją.
- Thm... - Chrząknęła Eva, zupełnie zapomniałam że tu stała.
- Sorry zapomniałam o tobie.
- Nie ma sprawy, to ja idę. Rozgość się i wyśpij się. Pa!
- Paa.  - Przedłużyłam ostatnią literę.
Postanowiłam wziąć kąpiel. Podniosłam ręcznik, założyłam strój kąpielowy i poszłam nad wodę. Powoli weszłam do morza. Było bardzo przyjemnie, gdy zanurzyłam się cała. Zanurkowałam. Uwielbiałam to robić, a jako córka Posejdona mogłam to robić, ile mi się chciało. Pływałam tak trochę, po czym wynurzyłam się. Wyszłam z wody i wytarłam się ręcznikiem. Pobiegłam do domku i przebrałam się w pidżamę po czym poszłam spać. 

Śniło mi się że jestem w jakimś więzieniu...
Rozejrzałam się i nagle zobaczyłam Percy'ego, Annabeth, Piper i kilku innych herosów, których nie znałam. Podbiegłam do nich, ale oni nie widzieli mnie. Nagle usłyszałam czyjeś kroki i  schowałam się za filarem.
Z mojej pozycji nie mogłam zobaczyć kto to, ale słyszałam jego głos.
- Więźniowie nie sprawiają kłopotów?
- Nie, panie - usłyszałam syczący głos. Zapewne należał do jakiegoś potwora, ale nie jestem pewna, czy chciałabym go zobaczyć. - Aż dziwne, oni sss... zawsze cośśś kombinują...
W tym momencie Annabeth spojrzała dokładnie na mnie. Byłam pewna, że mnie zobaczyła, ale nie wiem, dlaczego inni nie.
Wyjęła sztylet i uderzyła nim w przezroczystą ścianę, za którą byli więzieni. Dopiero teraz ją zauważyłam.
- Ktośś tu jesst! - usłyszałam. Od razu wiedziałam, że chodzi o mnie. Annabeth spojrzała w moją stronę z ostrzeżeniem.

Obudziłam się z krzykiem. Spojrzałam na puste łóżko, w którym kiedyś spał Percy. Poczułam żółtą gorycz. Uratuję go, gdziekolwiek by nie był.
Spojrzałam na zegarek. Trzecia nad ranem. Wszyscy pewnie jeszcze spali, ale wiedziałam, że mi się już to nie uda. Ubrałam się i poszłam nad jezioro kajakowe. Powoli zanurzyłam się. To dziwne, ale nawet nie zdjęłam ubrania. Pod wodą czułam się wybitnie. Nie musiałam wypływać na powierzchnię by zaczerpnąć powietrza, co jest bardzo praktyczne. Trzeźwiej mi się tutaj myślało niż na powierzchni. Kolejna ciekawostka: kiedy jestem w wodzie moje ubranie wcale nie jest mokre, chyba że tego chcę.
Nie za długo siedzisz w wodzie? Usłyszałam. Ten głos mimowolnie przyprawił mnie o uśmiech
-Mroczny. - powiedziałam i wypłynęłam na powierzchnię. 
Pegaz stał na brzegu jeziora patrząc się na mnie wśród półmroku poranka. Bez wahania wskoczyłam mu na grzbiet, a chwilę potem płynęłam już w powietrzu nad Obozem Herosów. Podczas ostatniej naszej rozmowy trochę się z nim zaprzyjaźniłam. Jest całkiem fajnym koniem. Polataliśmy, co teraz można powiedzieć stało się moim hobby, ale musieliśmy po jakimś czasie wracać, bo zaczynało się śniadanie, a po nim zajęcia.
Weszłam do jadalni, a tam był wielki tłum. Jak zawsze, oczywiście. Nabrałam sobie trochę owoców na talerz, bo na nic innego nie miałam ochoty. Wrzuciłam kęp winogron do ogniska mojego taty i z apetytem zabrałam się za jedzenie. Gdy skończyłam zobaczyłam, że Leo wychodzi ze stołówki. Podbiegłam do niego.
- Hej Leo!
- Cześć. - Uśmiechnął się pogodnie. Oczywiście tak jakby przesadził z kofeiną. - Co ciebie do mnie sprowadza?
- Mógłbyś mi trochę opowiedzieć o Percy'm?

___________________________________

Rozdział skończony. Mamy nadzieję, że się podoba.
Jak zawsze prosimy o komentarze!
Ala i Maria

czwartek, 26 września 2013

4. Gram z koniem w podniebnego berka

Odkąd dowiedziałam się, że mój ojciec to Posejdon moje życie diametralnie się zmieniło. Po pierwsze; "rozmawiałam" z tatą, po drugie; za tydzień wyruszam na wyprawę, która dzisiaj zostanie zaplanowana i zostaną wybrani uczestnicy. Po trzecie; umiem panować nad wodą i gadać z końmi, co jest nieco denerwujące, ale ogólnie super. Wyobraźcie sobie, że jakieś zwierzę jak manta mówi ci "daj kostkę cukru, daj kostkę cukru, daj kostkę cukru...". Po czwarte i ostatnie; mam brata. Tak, to ostatnie najbardziej mi się podoba. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo, a teraz mam Percy'ego. Nie będę Wam teraz opowiadać o moim użalaniu się nad sobą i to, jaka jestem szczęśliwa, bo pewnie jesteście ciekawi, co działo się poprzedniego wieczoru.

RETROSPEKCJA:
Wszyscy gapiliśmy się na znak nade mną. Był to trójząb ukształtowany z wody i miał wysokość około pół metra. Wszyscy nagle przede mną uklękli. Zaraz, nie przede mną tylko za kimś lub czymś za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam dostojnego mężczyznę, a raczej boga. Miał czarne włosy, opaloną cerę i oczy takie jak ja; morsko zielone. Chyba oczekiwał, że ja także uklęknę, ale niespecjalnie miałam zamiar klękać przed moim tatą. Zwłaszcza, że był idiotą, który zostawił moją mamę, gdy miałam rok.
 - Psst... Kate uklęknij - powiedziała Eva.
- A po co klękać przed takim czło.... Przepraszam bogiem który zostawił moją matkę?! – Zdenerwowałam się. Może i Posejdon był bogiem, może i mógł w ciągu sekundy zmienić mnie w kupkę popiołu, ale domagałam się wyjaśnienia, dlaczego zostawił moją biedną mamę, kiedy miałam rok!
- Może dlatego że jestem twoim ojcem – usłyszałam. Odwróciłam się, stał tuż za mną, tak blisko że czułam jego zapach. Był to cudowny, już dla mnie zapomniany zapach morza. - Zostawcie nas samych – powiedział tonem nieznającym sprzeciwu. Wszyscy szybko odeszli, a ja czułam się bardzo nieswojo, ale byłam też i zdenerwowana. Odwróciłam się, aby nie patrzeć ojcu w oczy. On jednak pojawił się przede mną.

- Dobrze, skoro już wiesz, że jesteś moją córką – zaczął - to muszę cię ostrzec. – Jeszcze czego! ON będzie mnie ostrzegał!
- Zapewne słyszałaś przepowiednię. - Kiwnęłam głową. Czy bogowie nie mają uczuć? Z jego twarzy nie dało się wyczytać kompletnie nic. - Czyli już wiesz, że masz brata Percy'ego. Jemu też grozi nie bezpieczeństwo - powiedział spokojnie. Teraz już się zdenerwowałam nie na żarty. Ojciec miał szczęście, że jest nieśmiertelny. Przy tej okazji warto by mi jeszcze wspomnieć, że mam ADHD. Łatwo mnie zdenerwować i zazwyczaj gwałtownie reaguję. Jednak uważam, iż to że chwilę później nawrzeszczałam na Posejdona było uzasadnione i nie miało nic wspólnego z moją chorobą.
 - Skoro jemu grozi niebezpieczeństwo, to czemu go nie uratujesz?! Czemu nie zrobisz jakiegoś czary-mary i tyle?! – Rozkręciłam się. – Prawdopodobnie wcale ci na nim nie zależy, podobnie jak na mnie! – Tu pewnie przebrałam miarkę. Najprawdopodobniej zależało mu na Percy’m, bo jego „niewyczerpany” spokój się skończył.
- Nie krzycz! – Zdenerwował się – gdybym mógł, uratowałbym Percy’ego już dawno!
- Jak mam nie krzyczeć skoro dzisiaj dowiedziałam się że greccy bogowie istnieją naprawdę! I to jeszcze na dodatek jestem córką Pana Mórz - popatrzyłam na niego twardo, unikał mojego spojrzenia, patrzył przed siebie ze spokojem.
- Chodź, coś ci pokażę - czy powiedział spokojnym głosem. Zastanawiałam się przez chwilę. Po namyśle pobiegłam za nim.
- Gdzie idziemy?
- Chcę żebyś coś zobaczyła – powiedział. Rozejrzałam się. Staliśmy nad jeziorem kajakowym. Przez ułamek sekundy bałam się, że może chce mnie utopić, bo jest w końcu bogiem mórz. Gwizdnął. Zacisnęłam pięści, ale ze zdumieniem odkryłam, że ciągle żyję. Może bogowie niezadowoleni ze swoich dzieci mają inne sposoby na wykończenie ich. Posejdon jednak miał najwyraźniej inny plan. Po chwili zjawił się piękny czarny pegaz. Jego lśniąca sierść i czarne skrzydła o rozpiętości około sześciu metrów tworzyły wspaniały widok. Ze zdumieniem
odkryłam, że nigdy nie widziałam prawdziwego konia.
Witam panie Posejdonie, - usłyszałam w myślach.
 Pytająco spojrzałam się na ojca.
- Kto to powiedział? - zapytałam się. Posejdon spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Nie odkryłaś, że umiesz rozmawiać z końmi? – zapytał. Zagotowało się we mnie.
- Nigdy nie miałam szansy, aby zobaczyć prawdziwego konia! Mama nie miała pieniędzy na kursy jazdy konnej. Może by miała, gdybyś nas nie zostawił! – To co zrobiłam potem było tak nieoczekiwane i impulsywne, że zasłużyłabym na tytuł ADHD roku.
Ukradłam pegaza mojego ojca. Po prostu na niego wskoczyłam i wbiłam pięty w jego boki. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że tak trzeba. Wystrzelił w górę, zabierając mi dech w piersiach. W końcu ustabilizował (mniej więcej) lot. Uznałam, że tu, w górze jest tak wspaniale, przyjemnie i...
Nie powinnaś tego robić - przerwał głos w mojej głowie. - Zaraz wracam do obozu.
  -Nie! – Krzyknęłam – nie rób tego,…
Mroczny – przedstawił się pegaz.
 – No to, Mroczny, rozkazuję ci nie wracać ze mną do obozu!
Jak chcesz - odezwał się w mojej głowie - wrócę bez ciebie.
Powiedział i, wykonując korkociąg zrzucił mnie z grzbietu. Jedno mogę wam powiedzieć; spadanie w dół z prędkością kilkuset metrów na sekundę tuż nad wieżowcami Nowego Jorku nie jest najprzyjemniejszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła. Dlatego też poczułam ulgę, gdy z impetem i bólem uderzyłam w grzbiet Mrocznego, który podleciał, żebym się nie rozpłaszczyła o ulicę. Myślę jednak, że zrobił to bardziej ze względu na ojca niż na mnie.
Percy był lepszym właścicielem od ciebie - prychnął niezadowolony.
 To mnie ożywiło
-Percy? Percy Jackson? – zapytałam zdezorientowana. Po pierwsze: właśnie beztrosko sobie leciałam na pegazie mojego brata (którego nigdy jeszcze nie widziałam), a po drugie: Mroczny powiedział „był”. Nie wiem, co miał na myśli, ale wiedziałam, kto mógł mi powiedzieć.
- Mroczny – powiedziałam – lecimy do obozu, ale najpierw powiesz mi wszystko co o nim wiesz.
KONIEC RETROSPEKCJI
~*~



- Ej! Proszę o ciszę! Jacob nie jesteś wyjątkiem. - Uciszył nas Chejron. Teraz wszyscy siedzieliśmy na ławkach, gdzie odbywają się ogniska. Mieliśmy omawiać naszą misją. W końcu gdy zapanowała cisza zaczęło się: - otóż jak wiecie wczoraj została objawiona Trzecia Wielka Przepowiednia. Rachel, możesz nam ją przypomnieć?
- Herosów troje; magia, lira i trójząb,
odbędą podróż w świata krąg.

Ten w sześciu miejscach jest tajemny,
i klucz do więzienia skrywa wierny. 
Bez nich świat w gruzach stanąć może,
a prawdą się stanie mit o nimfie i potworze.
Odegra w tym dużą rolę dwójka dzieci morza,
A z rzymskiego obozu pomoc ruszy hoża. - Wyrecytowała.
- Dziękuję. Nie będziemy jej całej omawiać, ponieważ nie ma takiego sensu. Teraz ustalimy tylko kto będzie brać w niej udział. Co do tego mamy pewność, że weźmie w niej udział dziecko Hekate, Apolla i Posejdona. Co do Pana Mórz wiemy, że chodzi o Kate...
- A co z Percy'm? Może to jego dotyczy przepowiednia? - Ktoś zabrał głos.
- Nie. Percy zagi... - nie dokończył tylko powiedział: - Aktualnie nie mamy z nim kontaktu i należą mu się wakacje. - Zapanował chaos. Chyba wszyscy domyślili się, że nie chodzi o to, że zapomniał do niego zadzwonić. Centaur dał im czas do uspokojenia. - Powiem wam szczegóły kiedy nadejdzie wasz czas. Zaczniemy od magii. Czy ktoś się zgłasza? - Rękę podniosła Eva i jeszcze jakaś szatynka z jaskrawo różowymi oczami. - Nie chcę ciebie od razu usuwać Violetto, ale Eva ma większe doświadczenie w magii...
- I ja też lepiej znam Evę, więc będzie się nam lepiej współpracować - dodałam swoje trzy grosze.
- Teraz dochodzimy do liry. Chętni? - Chętnych nie było, ale wszyscy od Apolla zgodnie wypchnęli Drake'a do przodu, a on z zaskoczoną miną wzruszył ramionami. - Teraz zapraszam wszystkich na zajęcia, a przewodniczących domków i wybrane osoby mam widzieć w Wielkim Domu równo o godzinie 19. - Odwróciłam się, a do mnie podbiegła podekscytowana przyjaciółka. Złapała mnie za rękę i mówiła, że już nie może się doczekać.
- Nigdy nie byłaś na misji? - Zapytałam
- Nie - odpowiedziała Eva - misje to rzadkość na naszym obozie, a poza tym wszystkie przepowiednie dotyczyły twojego brata. Poszczęściło mu się to już jego trzeci raz
- Jak to trzeci? - zapytałam zdziwiona.
- No o jego szesnastych urodzinach i o Wielkiej Siódemce - powiedziała obojętnie.
- Znałaś Percy'ego?
- Nie osobiście, ale kilka razy go minęłam jak szedł na zajęcia.
- Jaki jest?
- Wiesz, no trudno mi powiedzieć, ale zapytaj Rachel. Ona była z nim na jednej wyprawie.
- Na pewno zapytam!

~*~
- Robiłaś to już kiedyś?  - Zapytałam się. Rachel pokręciła głową.
- Nie. Tylko parę razy widziałam, jak twój brat to robi - odpowiedziała. Jak na kogoś, kto był na tyle nierozsądny, żeby przyjąć do siebie ducha Wyroczni Delfickiej, była bardzo inteligentną dziewczyną. Ponadto dowiedziałam się, że Rachel nie jest półbogiem, tylko zwykłym śmiertelnikiem.
- Iris, bogini tęczy, przyjmij  moją ofiarę - powiedziała i wrzuciła grecką monetę w tęczę wytwarzającą się z delikatnej mgiełki wody zraszacza. - Pokaż nam Percy'ego Jacksona. - tęcza zamigotała, a następnie w mgiełce ukazał się obraz, który co chwilę migotał. W tle słychać było szum. Ogólnie wyglądało to trochę jak zakłócenia w rozmowie telefonicznej. Obraz przedstawiał chłopaka mniej więcej półtora roku starszego ode mnie i dziewczynę mniej więcej w jego wieku. Chłopak miał ciemne włosy i morskie oczy, zupełnie takie same jak ja. Był tak podobny do Posejdona, że od razu, kiedy go zobaczyłam, wiedziałam, że to mój brat. Oczy mi się zaszkliły. Co innego można było powiedzieć o dziewczynie siedzącej obok Percy'ego. Miała długie blond włosy i szare oczy. Domyśliłam się, że to Annabeth, córka Ateny, jego dziewczyna. Wyglądało na to, że są wiezieni w czymś w rodzaju samochodu. Na nasz widok oboje się podnieśli.
-Rachel! - zawołał Percy. Cały był spocony. - Słuchaj uważnie i o nic nie pytaj - Rachel uniosła brwi ze zdziwienia, ale potaknęła. - Coś złego się dzieje, musicie uważać tam w obozie! - W tym momencie szum zagłuszył jego słowa - ...bardzo mocna magiczną barierę, zaraz nas rozłączy. Tu jest bardzo gorąco, to może być Afryka, albo Egipt! Ogólnie...(zakłócenia) ...najpotężniejszych herosów!
-Percy - powiedziała Rachel. Głos miała spokojny, ale po jej minie można było wywnioskować, że mój brat na ogół się tak nie zachowuje. - Percy, była kolejna Wielka Przepowiednia.
- Czy macie iryfon?! Tutaj!? - usłyszałam głos z głębi zakłóceń, a następnie w kadr weszła piękna dziewczyna. Nie ulegało wątpliwości, że jest córką Afrodyty.
- Piper, nie teraz, za chwilę może nas rozłączyć! - krzyknęła Annabeth. - Potem wam opowiemy. - Piper pomachała do Rachel. Ta na widok kolejnego zakłócenia spojrzała się na mnie, jakby właśnie sobie przypomniała coś ważnego.
- Percy! - krzyknęła i pociągnęła mnie do przodu, zapewne w kadr iryfonu. - To twoja siostra Kate! - Krzyknęła, ale tego ostatniego zdania mój brat z pewnością nie usłyszał.
_____________________________________________________

Ogólnie z rozdziału jesteśmy bardzo zadowolone i mamy nadzieję, że Wam także się podoba. Następny pojawi się za parę dni.
Prosimy o komentarze !!
Maria i Ala (przy pomocy Leny)

środa, 25 września 2013

3. Rachel połyka zieloną mgłę

[Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczął padać deszcz.] Parę osób poruszyło się jak by miało de ja vu, ale wpadła nagle Eva i w tym samym momencie zaczęła lecieć muzyka. Jeśli się nie mylę to było to "Roar". Wzięła mnie za ręce i razem zaczęłyśmy się kręcić i tańczyć w rytm muzyki. No w końcu deszcz dla nich był rzadkością, co dowiedziałam się z filmu. Po nas po kolei wszyscy robili to, co my, czyli wygłupiali się i tańczyli w rytm muzyki. Potem nie wiadomo skąd poleciały jeszcze inne szybkie melodie. Gdy się skończyło wszyscy uczniowie zawyli z żalem.
- Dobra, dobra ludzie! Spełniłem prośbę Avy... - Zaczął Pan D.
- Eva.
- Whatever, ale teraz do roboty! Rozchodzimy się!
Podeszłam do fioletowookiej.
- Gdzie teraz idziesz? - Spytałam.
- Na strzelanie z łuku, a ty?
- Jeszcze nie wiem. Mogę iść z tobą?
- Na to liczyłam. - Zaśmiała się.
- Tylko od razu mówię, że musisz mnie nauczyć podstaw.
- Dobra. Jestem pewna, że będzie ci szło bardzo dobrze.
Poprowadziła mnie miejsca z dwudziestoma tarczami i magazynkiem na strzały i łuki.
- Na razie nie będziemy ci dawać łuku na stałe. Musisz zobaczyć ci przypadnie do gustu. Na razie zobacz ten. - Podała mi prostu drewniany łuk i kołczan na strzały. Ona sobie nic nie brała. Dopiero teraz zobaczyłam, że ona na plecach ma zawieszony piękny, misternie ozdobiony łuk. Podeszłyśmy do wolego stanowiska i nauczyła mnie podstaw. Zdziwiło mnie to, że ona oprócz demonstracyjnego pokazywania mi nie strzelała. Spytałam ją o to.
- Wiesz, takie bliskie nie ruchome cele są za łatwe i nie chcę marnować strzał. Jak trochę nabierzesz wprawy to pójdziemy tam - i wskazała ręką na pole, gdzie wszystkie tarcze się ruszały w górę i dół. Były także latające balony, które trzeba było w trafić. Oczywiście było tego jeszcze dużo więcej. A ja nie mogłam trafić, chociaż raz w środek? Eva sobie trochę poczeka.
- Ty wiesz, że ja nigdy nie osiągnę tego poziomu by móc iść tam? Może teraz to ja popatrzę jak ty to wspaniale strzelasz? - Posłała mi dziękujący uśmiech i pobiegła tam. Zaśmiałam się i pobiegłam za nią. Strzelała o niebo lepiej ode mnie. Po pierwsze zawsze trafiała środek, co dla mnie było nie możliwe. Po drugie wyciągała i napinała cięciwę w prędkości światła. Mogłabym się tak na nią patrzyć w nieskończoność. Parę godzin minęło niezwykle szybko.

~*~

- Idzie syn Dionizosa i pyta ojca: "Tato, co oznacza być pijanym?", a Pan D. odpowiada "Widzisz synu te cztery drzewa? Pijany człowiek widzi ich osiem.". "Ale tam są tylko dwa drzewa..." Mówi synek. - Wszyscy wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Nagle wszystkie puszki z dietetyczną Coca Colą znikły z naszego stołu i rąk. Ponownie wszyscy tarzali się ze śmiechu. Ognisko nie należało do nudnych atrakcji obozu.
- Słyszeliście to? Kiedy Chuck Norris, syn Aresa, patrzy w niebo chmury pocą się ze strachu? Nazywamy to deszczem. Albo; Chuck Norris, syn Aresa, doliczył do nieskończoności. Dwa razy. - Znowu wszyscy się zaśmiali. Znałam już te  kawały, ale wiedząc, że on był herosem brzmiały o wiele inaczej!
- Wchodzi córka Afrodyty do biblioteki i mówi: - Poproszę frytki, chipsy i dietetyczną colę. - Na to bibliotekarka: - Proszę pani tu jest biblioteka! - na to córka Afrodyty, szeptem: - Poproszę frytki, chipsy i dietetyczną colę. - Wszyscy wybuchamy śmiechem oprócz Alex’a, który opowiadał dowcip. Minę miał bardzo zaniepokojoną.
- Rachel zemdlała! - krzyknął i podbiegł do rudowłosej dziewczyny. Wszyscy zebrali się nad nią. Wcześniej jej nie zauważyłam, toteż miałam okazję się jej przyjrzeć. Miała długie, rude włosy i bladą cerę. Ogólnie była dość ładna. Nagle zauważyłam, że otacza ją tajemnicza, zielona mgła. Cofnęłam się z przestrachem. Inni obozowicze także to uczynili. Nagle Rachel się podniosła. Nie patrzyła w żadną konkretną stronę, po prostu w przestrzeń. Kiedy się odezwała, jej głos zmroził mi krew w żyłach; był potrójny jakby mówiło go wiele identycznych dziewczyn. Powiedziała:

Herosów troje; magia, lira i trójząb,
odbędą podróż w świata krąg.
Ten w sześciu miejscach jest tajemny,
i klucz do więzienia skrywa wierny. 
Bez nich świat w gruzach stanąć może,
a prawdą się stanie mit o nimfie i potworze.
Odegra w tym dużą rolę dwójka dzieci morza,
A z rzymskiego obozu pomoc ruszy hoża.*

Zielona mgła wpełzła niczym wąż do ust Rachel, a następnie dziewczyna zamrugała gwałtownie oczami, potrząsnęła głową i zapytała słabym (ale na szczęście normalnym) głosem:
-Czy...  ...znowu...?
-Niestety tak - odparł Chejron. Był znowu w swojej "końskiej" postaci. - Obawiam się - powiedział - że wysłuchaliśmy kolejnej Wielkiej Przepowiedni. - Nie wiedziałam kompletnie, co to może znaczyć, ale wrażenie, jakie te słowa wywołały na obozowiczach, przekonało mnie, że raczej nic dobrego. Poza tym ten fragment o świecie w gruzach i potworze nie brzmiał zbyt zachęcająco.
-Zaraz! - krzyknął ktoś - przecież w przepowiedni jest mowa o dwóch dzieciach morza, więc to się nie może spełnić niedługo, bo Percy jest jedynakiem!
-Nie sądzę - odparła Eva wskazując w coś nad moją głową. Wszyscy (włącznie ze mną) popatrzyli w tamtą stronę. Ujrzałam błyszczący nade mną holograficzny symbol; zielony trójząb.
_____________________________

* Przepowiednię napisała Maria (wildwolf007)


____________________________

Rozdział trochę - bardzo krótki, ale w tym tygodniu pojawi się następny długi.
Ala i Maria

poniedziałek, 23 września 2013

2. Ona ma FIOLETOWE oczy!


Odebrało mi oddech. Co to, kurde, ma być? Łapię za ramię pierwszą lepszą osobę. Trafiło na klientkę, która właśnie zastanawiała się nad kajzerkami i bułkami z dynią. Cały czas zmieniała zdanie. Doprawdy fascynujące co robiła, ale musiałam jej to przerwać. Zaczęłam wymachiwać bez sensu rękami wyduszając z siebie tylko "E... E..." lub czasami "Y...". Też byście nie mogli wydusić ani jednego słowa gdy w stronę pomieszczenia, w którym się znajdujesz, idzie kobieto - ptak! Właśnie stworzenie to miało otworzyć drzwi gdy wrzasnęłam głośno "POTWÓR!". Reszta klientów spojrzała na mnie jak na idiotkę, ale ona zerknęła na drzwi i szybko pociągnęła mnie w stronę zaplecza. Ledwo co zatrzasnęłam drzwi, ale to coś zaczęło w nie walić skrzydłami.

Znajdowałyśmy się w jakiejś cichej uliczce, przy której pracownicy sklepu mogli sobie zaparkować i odjechać do domu. Mam nadzieję, że to coś podobnego do harpii z mitologii greckiej zaprzestało pościgu, bo nie wyglądało jak zwykłya gołąb z ludzką głową. Tamci klienci na dodatek zachowywali się jak by tego nie było! Idioci! Tajemnicza dziewczyna wyjęła szybko telefon i zaczęła rozmowę z jakimś "Drake'iem" Teraz mogłam przyjrzeć się jej bliżej. Miała włosy do połowy pleców.  Czarne z końcówkami pomalowanymi na niebiesko. "Końcówki" to były 3/4 długości. Posiadała blado-mleczną twarz. Bardzo ładną na marginesie i, o zgrozo, FIOLETOWE błyszczące oczy! Nie mogłam trafić na kogoś normalnego?
Nagle zapadła cisza. Spojrzałam pytająco na dziewczynę, Stała skupiona z zaciśniętymi oczami i rękami w pięści.
- Ten... No... To ja już sobie pójdę... Dzięki i w ogóle. - Wydukałam.
- Nie! - Wrzasnęła i oprzytomniała. Coś nagle w tym momencie huknęło za rogiem. Złapała mnie za rękę jakbym miała jej za chwile uciec i ponownie zacisnęła oczy. Nagle zza rogu, około metr nad ziemią unosił się samochód i leciał w naszą stronę. Leciutko opadł na ziemię, a ona odetchnęła z ulgą. Zaciągnęła mnie do niego i kazała usiąść. Dlaczego zaciągnęła? Wyobraźcie sobie, że dziewczyna z fioletowym oczami (być może psychopatka) każe ci wsiąść do terenowego samochodu z przyciemnionymi szybami. Widząc jej upór ustąpiłam i wsiadłam. Ona odetchnęła z ulgą i zajęła miejsce kierowcy. Wyjechała tyłem z zaułka i wjechała na główną szosę. Spojrzałam na nią pytająco wymagając wyjaśnień. Moja cierpliwość się już kończyła, a ona nic nie mówiła tylko zdawała się być zamyślona.
- Kurde - mruknęła.
- "Kurde"? - Wrzasnęłam poirytowana. - Ja ci dam "kurde"! Mam halucynacje pierwszego dnia w nowym kraju i porywa mnie jakaś psychopatka z fioletowymi oczami! To ja powinnam mówić "kurde", kurde no. To jest nienormalne!! - Spojrzała na mnie jakby teraz sobie przypomniała, że tu jestem.
- Okej, okej. Już ci wszystko tłumaczę. Na początku ci się przedstawię. Jestem Eva Astrox, córka Hekate...
- Że what? Jaka Hekate?
- Dobra, dobra. Usuń tą Hekate. Jestem Eva, a ty?
- Kate Wilson. - odpowiedziałam krótko.
- Okej Kate. Czy znacz mitologię grecką, rzymską, egipską? Egipską to raczej nie, ale grecką lub rzymską?
- Eee... Coś tam czytałam na polski Parandowskiego.
- E?
- Dobra, dobra. Usuń tego Parandowskiego - i wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Czyli, że znasz, tak? - Kiwnęłam głową. - To wyobraź sobie, że to wszystko to pra... Kurde, znowu czerwone. - Zahamowała ostro. Następnie pstryknęła palcami i światło momentalnie stało się zielone. - No, więc to wszystko jest prawdę, a ty najprawdopodobniej jesteś herosem. - Zrobiłam minę typu "WTF?" i odpowiedziałam głupio "Aha".
- Mieszkasz z mamą, czy tatą?
- Nie mam ojca. - Odpowiedziałam oschle. Mój nastrój prawie zawsze na myśl o tym idiocie się psuł. - Jest kompletnym kretynem, ponieważ zostawił moją mamę jak miałam rok.
- To normalne. Czyli, że twój ojciec jest bogiem... - Powiedziała nadzwyczaj spokojnie. Nie pozwoliłam jej dokończyć.
- Normalne? - Wrzasnęłam. Co jak co, ale łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi.
- Poczekaj, poczekaj. Nie złość się. Wszystko wytłumaczę. Na początku zadaj mi pytania jak czegoś nie rozumiesz.
- No to ten, mój ojciec jest bogiem?
- Tak.
- Greckim?
- No.
- A wiadomo konkretnie jakim?
- Jeszcze nie, ale dzisiaj powinien na ognisku ci się objawić.
- Objawić?
- W sensie, że przyzna się do ciebie. Pokaże jakiś znak w stylu "jesteś moją córką".
- A kim jest twój boski rodzic?
- Bogini magii Hekate. Dlatego między innymi mam fioletowe oczy i niebieskie włosy.
- To wszystkie córki Hekate tak wyglądają?
- To zależy. Może być tak, że wygląd ma się po ojcu i wtedy wygląda się normalnie, albo po matce jak w moim przypadku. Nie zawsze ma się fioletowe oczy i półniebieskie włosy. Mogą to być najróżniejsze kolory. W moim domku można zwariować, wszystkie kolory tęczy.
- Twoim domku?
- No tak, każdy bóg ma swój domek, a w nim mieszkają jego dzieci. Wszystko to mieści się w Obozie Herosów, do którego teraz jedziemy. Nauczysz się tam walczyć, strzelać z łuku, wspinaczki, torów przeszkód, jazdy konnej, wykuwania broni i tak dalej. Co jakiś czas są różne gry. Uwielbiam je, ponieważ mogę wtedy wykorzystywać moje moce.
- Moce? - Coraz bardziej mnie zaciekawiała.
- Nie każde dziecko ma moce, ale prawie każdy heros odziedzicza jakieś umiejętności po swoich rodzicach. Na przykład każde dziecko Hefajstosa umie dobrze kuć, ale bardzo niewiele z nich ma kontrolę nad ogniem. Albo nie każde dziecko Hekate ma kontrolę nad magią. - Odparła z dumą. - Z tego powodu jestem przewodniczącą mojego domku. Jestem jedną z paru osób umiejących korzystać z magii, a z nich ja jestem najlepsza. Umiem przenosić przedmioty, jak ten samochód, jakieś małe sztuczki, jak to światło, i wytwarzać tarczę, że potwór nie może ciebie wyczuć. Nie wiem dlaczego nie zadziałało. Są dwie opcje; pierwsza, że jesteś bardzo potężnym herosem. Niestety raczej muszę to wykluczyć, ponieważ jakbyś była potężna to już dawno trafiłabyś na jakiegoś potwora. Druga i najbardziej prawdopodobna to, że źle wykonałam zaklęcie. - Posmutniała. - Dojechałyśmy! - Nagle odzyskała entuzjazm i uśmiechnęła się od ucha do ucha. - A tak w ogóle to nieźle to zniosłaś. No wiesz, ja na początku w nic nie wierzyłam i myślałam, że to jakiś obóz dla psychopatów - zaśmiała się.


Taaa, wiele dziwnych rzeczy się widziało. Polska nie należy do spokojnych krain.
- Jesteś z Polski?
- Tak, właśnie dzisiaj się przeprowadziła. Ale później ci wszystko opowiem.
- Okej. Teraz zaprowadzę ciebie do naszego kierownika Chejrona i zaraz do ciebie wracam.
Zostawiła terenowy samochód i weszła pewna siebie główną bramą. Jak na zawołanie podbiegły do niej dwie dziewczyny z jaskrawo pomarańczowymi włosami. Westchnęłam. Przecież to było oczywiste, że ma już przyjaciół, a mnie tylko wprowadzi. Okrążyłam fontannę i po lewej stronie miałam wielkie pole truskawek, a po prawej Wielki Dom. Ruszyłam na jego werandę. Przy stoliku siedzieli dwaj mężczyźni. Pierwszy miał kręcone włosy, białą koszulkę z kolorowym napisem IMPREZOWE KUCYKI i siedział na wózku, drugi miał czarne włosy, hawajską koszulę, szorty, skarpetki i sandały. W ręce trzymał dietetyczną colę. Grali razem w karty. Jeśli się nie mylę to był to remik. Nie zobaczyli mnie więc odchrząknęłam cicho. Ten pierwszy widząc mnie uśmiechnął się do mnie, a ten z napojem podniósł wzrok na ułamek sekundy i ponownie skupił się na kartach.
- O! Ty to pewnie jesteś tą nową heroską, tak? - Spytał pogodnie.
- Tak - uśmiechnęłam się widząc, że jestem tu mile widziana - nazywam się Kate Wilson i w tym roku skończę 16 lat.
- Zapraszam do środka. - Weszliśmy do budynku, gdzie było dość... dziwnie? To chyba dobre określenie na miejsce, gdzie na ścianie wisiała głowa lamparta (poprawka ŻYWEGO lamparta), wszędzie wisiały dziwne ozdoby, a po środku stał stół od ping - ponga, a wokół niego krzesła. Ominęliśmy to miejsce i weszliśmy do małego, ciemnego pokoju z chyba przedpotopowym telewizorem.
- Teraz obejrzysz nasz film instruktażowy, w którym dowiesz się o wszystkich potrzebnych rzeczach. Zamknął drzwi i zrobiło się kompletnie ciemno...
- Witaj w Obozie Herosów! - Pojawił się wielki napis "Welcome in Half - Blood Camp" i logo. Głos był chyba Chejrona. - Jeśli tu jesteś to znaczy, że jesteś herosem, albo trafiłeś tu przez pomyłkę i grozi ci śmiertelne niebezpieczeństwo. - Miło się zaczyna, nie ma co. - Żeby nie było wątpliwości; heros to półbóg - pojawia się biała kartka - to znaczy, że twój śmiertelny rodzić  - na kartce pojawił się najprostszy rysunek człowieka, a obok niego "+" - w niewiadomy sposób rozkochał w sobie jakiegoś boga -  i tu obok "+" pojawia się ludzik w skali 3:1 w porównaniu do drugiego - i mają razem dziecko, czyli ciebie - i pod "+" pojawia się strzałka a la 3D wskazująca w moim kierunku. - Skoro już wiesz kim jesteś to oprowadzimy ciebie po całym ośrodku - obraz zmienił się na widok obozu z lotu ptaka. - Zacznijmy od początku. Teraz znajdujesz się w Wielkim Domu. - Mapa nagle zmieniła obraz na zdjęcie budynku. - Nie wolno ci tam wchodzić, chyba, że zostałeś zaproszony, odbywa się narada przewodniczących domków lub masz ważną sprawę nie mogącej czekać. - Dalej  pokazali jeszcze domki, miejsca ćwiczeń, powiedzieli, że co tydzień w piątki będą bitwy o sztandar i tym podobne. - Dziękujemy za uwagę. - Zakończył koń stojący na tle jeziora. Zaraz, to nie był koń. To był półkoń z głową Chejrona. Chyba niespecjalnie dobrze się czuję widząc tutaj go jako centaura, a przed chwilą jako człowieka w wózku. Obróciłam się i podskoczyłam z wrażenia gdy zobaczyłam dolną część ciała kierownika wychodzącą z wózka. On jakby nie zauważył mojej reakcji i powiedział żebym poszła za nim. Wskazał mi gdzie co jest i zaprowadził do domku Hermesa, gdzie do dzisiejszego ogniska będę mieszkać. Jeszcze po drodze chciał się dowiedzieć dlaczego mimo, że mam już 16 lat nie spotkałam żadnego potwora.
- Noo, może ich nie ma w Polsce?
- To już wszystko jasne! - Powiedział jakby dowiedział się oczywistej rzeczy. - To stąd twój akcent. No wiec, tak. W Polsce są bardzo słabe warunki dla potworów i pewnie dlatego jeszcze żaden ciebie nie wyczuł. Inaczej musiałoby to oznaczać, że twój rodzic jest bardzo mało znanym bogiem. - Poczułam ulgę. Może tym razem nie będę już tą słabą co nią pomiatają? Miałam taką nadzieję.
- Otworzy drzwi i wpuścił mnie pierwszą do środka. W pomieszczeniu panował bałagan i było całkiem sporo herosów.
- Ej! - Krzyknął. Wszystkie oczy jak na zawołanie spojrzały w jego stronę. - Tutaj macie nową dziewczynę; Kate. Będzie z wami mieszkać do ogniska, chyba, że oczywiście okaże się waszą siostrą. Byłoby mi miło gdyby ktoś z was kto właśnie wybiera się na walki mieczem, wziął ją ze sobą. Myślę, że będzie w tym dobra. - Gdy drzwi się za nim zatrzasnęły jak na zawołanie podszedł do mnie jakiś chłopak z fryzurą a la Edward Cullen.
- Cześć, jestem Jake. - Uśmiechnął się.
- A ja Kate. To zaprowadzisz mnie na tor ćwiczeń?
Zaśmiał się.
- Może na początku jakaś zbroja, co? - Wtedy dopiero zobaczyłam, że on i prawie wszyscy inni je mieli. Zaczerwieniłam się i kiwnęłam głową.
- Chodź. To skąd pochodzisz?
- Z Polski. - Chyba na serio się zdziwił.
- Ale ty nie masz charakterystycznego akcentu. Polacy zazwyczaj przedłużają przed ostatnią sylabą.
- Lata praktyki. - Doszliśmy do miejsca gdzie na wyznaczonych miejscach walczyli herosi. Za torami mieściła się zbrojownia. Przy drzwiach stał chłopak z wysmoloną pomarańczową koszulką obozową i pasem z narzędziami. Zapomniałam wspomnieć, że wszyscy takie mieli.
- Siema Lou! - Przybili sobie piątkę. Kiedy chłopak mnie zobaczył zagwizdał cicho, a ja się zaczerwieniłam.
- Kogo sobie znowu znalazłeś? - Powiedział i oboje się zaśmiali.
- To Kate. Nowa.
- Poszukuje broni?
- Ja tu jestem. - Powiedziałam sarkastycznie. Wszyscy zwracali się jak by mnie tutaj nie było, albo jakbym nie umiała nic powiedzieć. To było leciutko wkurzające.  Ponownie się zaśmiali.
- Okej. To czego potrzebujesz Katie. Mogę tak do ciebie mówić?
- Ta, potrzebuję zbroi, miecza i koszulki obozowej.
- Dobra, rozmiar koszulki?
- Eska. - Podał mi jedną z magazynu.
- Zbroję na razie może trochę lżejszą, co? - Kiwnęłam głową. Podał mi błyszczącą, nową zbroję na klatkę piersiową, ramiona i kolana. - Nówka sztuka. - Powiedział. Przyjrzał się mi i wyjął jeszcze luźne powycierane dżinsy. Spojrzałam na swoje krótkie spodenki. Nie za bardzo chyba by się nadawały. Rzuciłam jeszcze "dzięki" i ruszyłam do przebieralni. Koszulka i dżinsy pasowały idealnie tak samo jak zbroja. Ubrałam się jak najszybciej mogłam i ponownie pobiegłam do Lou. On zaprosił mnie do środka.
- Sądząc po twoim wyglądzie i sposobie chodzenia najlepszy będzie długi miecz. Najlepiej podobny do tego co ma Jackson.
- Kto?
- A taki tam gość co dwa razy uratował nasz obóz przed totalnym zniszczeniem. - Zaśmiał się ponownie z Jakiem. Widać było, że byli najlepszymi przyjaciółmi.
- A teraz wyleguje się na plaży ze swoją dziewczyną Annabeth. Chyba nie muszę mówić co robią. - Mrugnął do syna Hefajstosa i ponownie się zaśmiali.
- Dobra - spoważniał Lou. - Myślę, że ten będzie dobry, ale mów jak będzie za ciężki lub zbyt lekki.
Podniosłam go. Jednak trochę zbyt łatwo. On zauważył to i podał mi następny. Był idealny-okazał się przedłużeniem mojej ręki. Zauważył to i uśmiechnął się.
 - Okej, teraz idź na naukę do naszego mistrza Drake'a. Nikt inny nie nauczy ciebie perfekcyjnie walczyć.
- Oszalałeś?! On jest dobry, ale na początku trzeba ją nauczyć podstaw. Chodź za mną. - Weszliśmy na wolne pole. Pokazał mi jak się atakuje, broni i dostosowuje do stylu przeciwnika by go szybko powalić. Zaczęliśmy ćwiczyć. Najpierw wygrał on. Znowu on. Potem już się wgryzłam w rytm i zwyciężyłam w następnych. Po chwili walczyłam, jakyb miała to we krwi- szybko i precyzyjnie. Po paru wygranych przeze mnie podszedł do nas Lou.
- Dobra Kate, Jake to nauczyciel podstaw, ale jak widzisz sam nie potrafi dobrze walczyć. - Mój przeciwnik posłał mu mordercze spojrzenie, a my się zaśmialiśmy. - Dobra, dobra. Przecież sam wiesz, że jesteś lepszy w strzelaniu. - Uniósł dłonie w obronnym geście. - Teraz zaprowadzę ciebie do Drake'a.
- A kto to w ogóle jest "Drake"? Wszyscy tyle o nim mówią, a ja nadal nie mam zielonego pojęcia kto to jest.
- Drake to syn Appolina. Dobrze, co ja gadam, genialnie walczy na miecze...
- A jeśli od Appola to nie powinien strzelać z łuku?
- Właśnie o to chodzi, że powinien. Jest jedynym od Appolla, który jest w tym dobry. Właściwie to teraz gdy Percy od Posejdona jest na wakacjach to on tak jakby go zastępuje. No wiesz, teraz to za nim latają dziewczyny i on jest najbardziej rozchwytywany jeśli chodzi o drużyny. O widzisz, tam jest! - Wskazał na bruneta z niebieskimi oczami, który właśnie powalał na ziemię następnego przeciwnika. - Drake! - Krzyknął. On odwrócił się w naszą stronę. O bogowie (tyle razy usłyszała już to stwierdzenie, że zaczęła sama je używać), był bardzo przystojny.  W końcu jest od Apolla, a on też nie należał do brzydkich. Mimo to nie pokazałam jak bardzo zareagowałam na jego urodę. Miałam w planach go pokonać. Wiedziałam, że tego nie zrobię bo w końcu był najlepszy, ale nie wyśmieją mnie chociaż. - Mam dla ciebie przeciwniczkę! To nowicjuszka i pokonała już Jake, więc zaprowadziłem ją do ciebie.
Podszedł do nas. Podał mi rękę i z promiennym uśmiechem, od którego zmiękły mi kolana, przedstawił się krótko;
- Drake od Appolina, a ty?
- Kate Wilson. Na razie od nikogo.
- To co, pokonałaś Jake i przychodzisz do kogoś kto będzie dla ciebie wyzwaniem?
Grupka, która nas obserwowała zaśmiała się. Żeby nie wyjść na sztywniaka też to zrobiłam. - -To zapraszam. Od razu mówię, że nie daje forów. Nie jestem od nauki tylko do utrwalania, więc uważaj. - Uśmiechnął się zadziornie i stanął po jednej stronie. Byłam teraz na przeciwko niego. Natarł na mnie bardzo szybkim tempem. O wiele szybszym od Jake. Ledwo co odparłam atak, lecz drugiego już nie zdążyłam. Uderzył mnie w ramię tak, że upadłam. Szybko jednak wstałam i natarłam. Uderzyłam w jego prawe udo. lecz on odparował. Walczyliśmy zaciekle, ale on w końcu mnie pokonał. I znowu, i znowu, i znowu... Po nie wiem, której przegranej bitwie chciałam się poddać, ale on widząc moją reakcję, szybko do mnie podszedł. Automatycznie odskoczyłam by uniknąć upadku, ale on żeby mnie upewnić odrzucił miecz na ziemię.
- Chodź. Po prostu źle stawiasz kroki. Musisz się więcej ruszać i... - Dał mi parę poprawek. Dalej szło mi bardzo dobrze. Drugi mecz walczyliśmy bardzo długo, aż w końcu znowu mnie powalił. Masakra. Byłam tak bardzo blisko wybranej, ale on i tak jest lepszy. Postanowiłam, że jeśli teraz z nim nie wygram to po prostu idę na inne stanowisko. Powstałam z ziemi i otrzepałam lekko dżinsy. Zaatakowałam pierwsza. Tym razem nie w udo tylko ramię co go zaskoczyło. Szybko przygotował się na zmiany. Tym razem więcej go obserwowałam. Rozgryzłam jego ruchy... Wykorzystałam to i pierwszy raz upadł na ziemię. Krzyknęłam "JEST!", ale on nieprzewidzianie wstał i natarł jeszcze szybciej. Nie spodziewałam się tego, ale odparłam atak. Zaczął jeszcze szybciej. Zaciskał zęby i nacierał. Ja czułam wielką siłę. Powaliłam go kolejny raz, tym razem nie wstał. Ludzie którzy oglądali naszą walkę patrzyli na mnie z podziwem w oczach. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczął padać deszcz...

____________________________

Długi rozdział na wynagrodzenie poprzedniego :) Następny też mniej więcej tej długości pojawi się w tym tygodniu.
Prosimy o komentarze!
Ala i Maria