Annabeth ponownie omówiła
nasz plan ucieczki, a ja mimowolnie skierowałam swój wzrok na Percy’ego, który
co jakiś czas także zerkał na mnie skołowany. Niespecjalnie mu się dziwiłam.
Jestem tylko o rok młodsza, a gdy dowiedziałam się, że mam brata też nie mogłam
się do tego przyzwyczaić. Teraz jest kompletnie inaczej. Wtedy wiadomość o
rodzeństwie wydawała się tak daleka i mało możliwa. Było jeszcze tak dużo czasu
do pierwszego spotkania, a to tutaj stało się to tak nagle. Porwanie, Egipt,
cela i BUM! - W ciągu zaledwie paru chwil. Z jednej strony byłam przeszczęśliwa
z pierwszego spotkania, które wyglądało tak jak je sobie wyobrażałam (pomijając
fragment, iż jesteśmy uwięzieni), ale jednak nie wiedziałam, co planuje Eva –
jeśli cokolwiek zamierza zrobić. My omawiamy plan ucieczki, a to może
przeszkodzić mojej przyjaciółce.
- Annabeth – zwróciłam się
do córki Ateny, - ale jeśli wcześniej nie udało się wam stąd wydostać, to co
zmieni nasza obecność?
- Kate, już to mówiłam.
Teraz mamy jakąkolwiek broń. – Przewróciła oczami w geście irytacji i wskazała
ręką na trójząb, który zdecydowałam się oddać Percy’emu. Byłam pewna, że on
lepiej sobie poradzi z tego rodzaju bronią.
Kiwnęłam do Annabeth by
przyznać jej rację i wysłuchałam planu. Przyznam, że był bardzo przebiegły. Nie
umiałam docenić mądrości dzieci Ateny, gdyż ona była pierwszą córką bogini
mądrości, którą lepiej poznałam. Ku mojej uldze okazało się, iż Annabeth także
miała ze mną sny. Powiedziała, że nie ma pojęcia skąd ta więź.
Gdy wszystko zostało
omówione położyliśmy się na pryczach, a Jason, gdyż dostał ostatnią wartę
pilnowania czasu, miał za zadanie nas obudzić o odpowiedniej porze. Ogarnęłam
wzrokiem ciemne oraz zakurzone pomieszczenie, po czym zamknęłam oczy i
wyczerpana wpadłam w objęcia Morfeusza.
~*~
Rozejrzałam się
zdezorientowana po miejscu, w którym się znajdowałam. Rozległa plaża po jednej
stronie oraz tajemnicza dżungla po drugiej. Słońce wisiało wysoko nade mną,
świecąc w oczy. Po krótkiej chwili zorientowałam się, że była to wyspa, z
której wypłynęłam po ostatni klucz i ta sama, na której powinna znajdować się
Eva. Nie myliłam się. Moja przyjaciółka niemal od razu po moim
"olśnieniu" pojawiła się naprzeciwko. Pokonałam szybko parę kroków,
po czym rzuciłam się jej w ramiona. Ona odwzajemniła uścisk, ale szybko
oderwała się ode mnie i zaczęła do mnie mówić, patrząc się w moje oczy:
- Kate, nie martw się. Już
planujemy jak was wydostać. Jeśli będziecie mogli, postarajcie się dojść do
wyjścia, ale nie próbujcie go przekroczyć, gdyż ten, kto to spróbuje umrze. –
Jej głos był poważny, a wszystko mówiła szybko. Widać było, że wyuczyła się tej
kwestii na pamięć. Moją uwagę przykuła jednak inna sprawa: mówiła o sobie w
liczbie mnogiej. Niestety nie dała mi dojść do głosu. – Uważajcie na zachodnią
część piramidy, gdyż tam jest najwięcej pułapek, a im wyżej i bardziej na
wschód, tym mniej ich będzie.
- Eva, ale…
- Nie na długo uda mi się
utrzymać to połączenie. Pamiętaj o wszystkim, co ci powiedzia… – Ostatnie
kwestie były lekko przygłuszone, a obraz zaczął się rozmazywać…
~*~
- Kate - szepnął mi do ucha
Drake, potrząsając lekko za ramiona. Zamrugałam parę razy powiekami by
przyzwyczaić oczy do ciemności. Wszyscy siedzieli w kółku i mówili coś
półszeptem. Natychmiast przypomniałam sobie o moim dziwnym śnie, więc podeszłam
do nich by powiadomić ich po planach mojej przyjaciółki.
- ... możemy już zaczynać.
Za chwilę powinni podać posiłek - dokończyła Annabeth.
- Słuchajcie, dzisiaj w
nocy... - zaczęłam.
- Kate, już czas. Potem nam
powiesz. - Przerwała mi córka Ateny.
- Ale to jest ważne! -
sprzeciwiłam się.
- Nie mamy czasu! - Jej
słowa potwierdziły ciężkie kroki, które świadczyły, że ktoś zbliżał się do
naszej celi. Wszyscy zerwali się na stanowiska, a ja nie posiadając wyboru
także to zrobiłam. Szczerze mówiąc to nie miałam wielkiej roli do odegrania w
tej sytuacji. Sześć siódmych Wielkiej Siódemki jeszcze nie wiedzieli jaki
poziom osiągnęłam przez parę ostatnich dni. To działo jednak też w drugą stronę
- nie wiedziałam co oni potrafią. Dlatego też razem z Drake'iem oraz Hazel
stanęliśmy w kącie by w razie potrzeby pomóc reszcie.
W drzwiach słychać było
przekręcenie klucza, a następnie głośne skrzypnięcie metalowych drzwi. W
wejściu stanął mojej wielkości troll. Trzymał w rękach tacę, na której
postawiony był pojemnik ze skromną ilością jedzenia dla nas. Niestety miałam
już zaszczyt spróbowania tego ohydztwa.
Piper cichym, lecz
stanowczym głosem, używając czaromowy rozkazała by wszedł dalej, co on bez
wahania wykonał. Następnie wszystko stało się w przeciągu paru sekund. Percy
pchnął w niego trójzębem, tak że upadł na plecy z cichym jękiem. Jason związał
go prowizorycznymi, wietrznymi linami, a w tym czasie Annabeth owinęła go
sprawnie łańcuchami, które nie wiem skąd wytrzasnęła. Potem wyjęła jego klucze
do celi i przeszukała wszystkie kieszenie. Znalazła tam sztylet, który zgodnie
uznaliśmy, że powinna sama wziąć oraz kompas. To było tyle z przydatnych
rzeczy.
Frank przemienił się w
jadowitego węża. Wypełzł i sparaliżował pozostałych strażników. Wyszliśmy na
korytarz, który prowadził w dwie strony. Odebraliśmy strażnikom broń. Teraz
tylko ja i Hazel nic nie miałyśmy. Chciałam zasugerować kierunek i streścić mój
sen, ale ponownie nie dopuszczono mnie do głosu. Ja rozumiem, że nie mamy czasu
i tak dalej, ale jeśli jej matka jest boginią strategii to powinna mnie
wysłuchać, prawda? Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie nalegałam jednak, bo
wszyscy jak jeden mąż polegali na Annabeth.
Modliłam się by wybrała
wschód, który miał być łatwiejszy do pokonania, ale nie mając kompasu nie
dowiedziałam się co wybrała. Żwawym krokiem pokonaliśmy parę nic mi nie
mówiących korytarzy. Zaczęłam się uspokajać myśląc, że może nie będzie tak
trudno. Jednak nagle usłyszałam głośny śmiech.
Zaczęłam rozglądać się
nerwowo, ale nic nie zobaczyłam. To coś szturchnęło mnie za ramię i popchnęło
na ziemię. Złapałam się z jękiem za obolałą rękę. Poczołgałam się cicho do
ściany i usiadłam tyłem do niej, by nic nie mogło mnie zaskoczyć od tamtej strony. Nikt
nie zwrócił na mnie uwagi, gdyż wszyscy wymachiwali bronią, mając nadzieję, że
może uda im się trafić w przeciwnika. Jak walczyć z kimś kogo się nie widzi?
Co jakiś czas ktoś był szturchany, albo popychany, a z najróżniejszych miejsc wydobywał się
złowieszczy chichot. W pamięci przesortowałam wszystkie potwory, które posiadały umiejętność
znikania. Niestety nic nie przychodziło mi do głowy. Spróbowałam z
drugiej strony. Ten śmiech kojarzył mi się z... harpią. Tylko że one nie się
takie trudne do pokonania, a ta jest wyjątkowo szybka. Chwilę... była taka
jedna, której imię oznaczało "wichrowa", "wietrzna", czy
jakoś tak. Tylko że ona nie mogła stać się niewidzialna. Dobra, mniejsza o to.
Poznanie imienia tej harpii nie sprawi, że będę mogła ją pokonać. Pewnie Annabeth
zaraz coś wymyśli. Dobra, nie. Nie mogę jak jakaś idiotka siedzieć tutaj pod
ścianą, kiedy oni walczą i liczyć na to, że córka Ateny coś wymyśli.
Zresztą harpia nic nam nie robi... Właśnie! Ona nic nam nie robi! Ma nas
jedynie zatrzymać, ale jeśli sama się wymknę... W mniej niż sekundę w mojej
głowie narodził się zwariowany plan, który postanowiłam wcielić w życie.
Powoli zaczęłam się
przesuwać w stronę Drake'a, a następnie szepnęłam mu do ucha by oddał mi swój
miecz. Niechętnie, ale na szczęście mi zaufał. Wymknęłam się drzwiami, po czym
zaczęłam szukać jakiejkolwiek kropelko wody. Na moje nieszczęście nie było
całkowicie nic. Postanowiłam się skupić. Może przy odrobinie szczęścia uda mi
się samej wyprodukować wodę? Dobra, skupienie. Zamknęłam oczy. Skupienie i
myślenie tylko o tej nieszczęsnej
cieczy... Bogowie, czemu właśnie kiedy chcę myśleć jedynie o jednej rzeczy, do głowy
przychodzą mi miliony innych myśli?
Nie ma za co.
Podskoczyłam zaskoczona i
dopiero po chwili doszła do mnie informacja, że ten głos odezwał się tylko w
mojej głowie. Otworzyłam powoli powieki, po czym ujrzałam przed sobą, leżącą na
ziemi, buteleczkę z odrobiną zwyczajnej wody.
- Dzięki, tato - mruknęłam
pod nosem, ale zaczęła we mnie kiełkować nadzieja.
Okręciłam nakrętkę z
pojemnika i zaczęłam powiększać objętość płynu. Gdy pomieszczenie było już
prawie całe wypełnione cieczą, otworzyłam drzwi do pomieszczenia, gdzie moi
przyjaciele całkowicie bez poczucia czasu cały czas walczyli z harpią. Woda za
moją pomocą zaczęła wlewać się do pokoju. Sterowałam ją tak, by omijała twarze
półbogów, a oni zaprzestali bezsensownej walki. Zaczęli przyglądać się temu co
robię.
W końcu woda doszła do
ostatniego kąta i zgodnie z moimi przewidywaniami... Ominęła niewidzialny
kształt wielkości ptaka z ludzką głową, czyli harpię. Podeszłam do niej i
wbiłam miecz Drake'a w jej ciało. Następnie zaczęłam zmniejszać objętość wody,
po czym schowałam ją do buteleczki.
Ogarnęłam wzrokiem
przyjaciół i udając, że nie widzę ich zdziwionych min oraz ledwo powstrzymując
się od śmiechu, zapytałam:
- To teraz mogę Wam
opowiedzieć mój sen?
Mamy już 30 rozdziałów :) Prosimy o komentarze!Ala i Maria